piątek, 26 września 2014

Rozdział 30.

CZYTASZ? TO I KOMENTUJESZ SKARBIE :)

To już trwa trzy godziny i czuję jak powoli wysiadam. Kompletnie nie wiem co mam robić. Nie potrafię wymyślić czegoś sensownego i z każdą kolejną minutą jest coraz gorzej. 
Gdzie ona może być? 
Czy wszystko z nią w porządku?
A jeśli...
Nie, nie Miley. Wszystko jest okej. Rose jest cała i zdrowa, spokojnie.
-Miley!- krzyk Cary rozległ się po całym mieszkaniu, kiedy zdyszana wpadła do środka- Skarbie, tak mi przykro...
Pociągnęłam nosem, a kiedy uniosłam głowę, żeby spojrzeć na moją przyjaciółkę, poczułam jak fala gniewu rozlewa się po całym moim ciele.
On tu był. Justin pieprzony Bieber, stał sobie jakby nigdy nic w moim mieszkaniu. 
Jestem przyjaciółką Justina.
Proszę, wysłuchaj mnie...Chodzi o Rose.
Błagam, daj mi dokończyć.
Głos blondynki z kawiarni zaczął rozbrzmiewać w mojej głowie.
-Ty sukinsynu, co jej zrobiłeś!- wrzasnęłam zrozpaczona, wstając na równe nogi. Potworny ból rozszedł się po mojej czaszce, ale zignorowałam to, biegnąc w jego stronę.
-Co jej zrobiłeś!- krzyczałam, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową, a on stał w ogóle się nie ruszając, jakby zastygł w cemencie. 
-Uspokój się- Zayn, zaczął odciągać moje trzęsące się ciało, od chłopaka.
-Zostaw mnie... Wszyscy mnie zostawcie, kurwa- upadłam, zrozpaczona, na kolana, a obraz przede mną zaczął się rozmazywać. 
-Miley, Justin spędził cały dzień ze mną...
-Proszę, oddajcie mi tylko moją córeczkę- zawyłam, a słone łzy spływały po mojej twarzy niczym wodospad.

JUSTIN

Chodziłem z jednego kąta pokoju w drugi i tak w kółko. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, a w głowie miałem pustkę. Nic.
-Kurwa...- przejechałem dłonią po moich włosach, szarpiąc za ich końce. 
-Jak to się stało?- spojrzałem na matkę Miley, która siedziała przy stole z głową schowaną w dłoniach. 
-Bawiła się z psem sąsiadów tutaj, na podwórku... i, i kiedy już chciałam zawołać ją na obiad, nigdzie jej nie było. Jakby zapadła się pod ziemię. Obeszłam całą okolicę, byłam u sąsiadów i... Tak strasznie przepraszam. Miley, proszę...- płakała coraz głośniej, a ręce jej się trzęsły niemiłosiernie. 
Moje serce z minuty na minutę biło coraz szybciej.
Tak strasznie się boje o moją prześliczną kruszynkę.
Kątek oka spojrzałem na Miley, która siedziała skulona w kącie. Raptownie zaczęła kaszleć, jakby brakowało jej powietrza, więc szybko do niej podbiegłem.
-Oddychaj, skarbie...Już cichutko. Wszystko będzie dobrze- owinąłem moje muskularne ramiona, wokół jej rozgrzanego ciała.
-Po prostu, znajdź ją, Justin. Proszę... Tak strasznie się boje- szepnęła łamiącym się głosem, wtulając się bardziej w moją klatkę piersiową, a jej piąstki coraz bardziej zaciskały się na mojej przemoczonej koszulce.
Poczułem wibracje w tylnej kieszeni moich spodni, więc podniosłem się lekko, wyciągając mój telefon.
Zerknąłem na ekran, przekonany, że dzwoni jeden z moich kumpli, ale wyświetlił się nieznany numer.
-Ta?- odezwałem się po tym jak przeciągnąłem palcem po zielonej słuchawce. 
-Bieber...- ochrypły głos odezwał się po drugiej stronie- Jak tam życie?
-Dzwonię na policję...- Miley wyrwała się z mojego uścisku, szukając swojego telefonu.
-Chwila, poczekaj chwilę- zasłoniłem głośnik, wypowiadając te słowa do dziewczyny, która kiwnęłam głową, siadając na sofie.
-Czego chcesz Brown?- syknąłem, przewracając moimi oczami. Ta, suka ma szczęście, że jeszcze żyje. Czasami mam za dobre serce, przysięgam.
-Właśnie siedzę z mała księżniczką i zamierzamy obejrzeć jakąś bajkę. Hm, ulubiona bajeczka Rose, to? Mam nadzieje, że tatuś mi pomoże- zaśmiał się arogancko, a w tle było słychać jakiś cichy głosik.
 -Zabije cię, kurwa, jak spodnie jej włos z głowy, słyszysz mnie? Gdzie ty, kurwa, jesteś?- krzyknąłem, co sprawiło, że cały pokój zainteresował się moją osobą.
-Cichutko, tatusiu... Nie chciałbyś, żeby Rose się przestraszyła, tak?
-Przysięgam, że wbiję nóż w każdy kawałek twojego nędznego ciała. Ostatni raz się, kurwa, pytam... Gdzie jesteś do chuja?
A więc to on.
Sukinsyn zbliżył się do mojej rodziny, za co zapłaci swoim życiem. Nie pozwolę, żeby jego marna dupa dalej wałęsała się po tym świecie.
-Pamiętasz ten piękny dzień, kiedy zostawiliście mnie postrzelonego z Jackiem? Leżałem jak jakiś śmieć na tej ziemi, prosząc o to, żebyście mi pomogli, ale wy to kompletnie oleliście, ratując swoje żałosne tyłki. Obiecałem sobie, że kiedyś mi za to zapłacicie i voila, o to jestem.
-Czego chcesz?- zmarszczyłem moje gęste brwi, czekając aż ten sukinsyn się odezwie.
-Justin, o co chodzi?- Miley, podeszła bliżej, patrząc uważnie w moje oczy- Z kim rozmawiasz?
-Oh, czy to moja seksowna Miley? Tak strasznie była niegrzeczna, kiedy ostatnio spotkaliśmy się w szpitalu. Może zechciałaby porozmawiać ze swoim małym aniołkiem?- jego głos był przepełniony ironią. Moje wnętrzności coraz bardziej się skręcały z gniewu. 
-Daj mi ją do telefonu...- warknąłem, ściskając i rozluźniając pięści. 
-Mamusiu?- po drugiej stronie odezwał się cichutki, delikatny głosik Rose- Chcę do domku.
Miley wyszczerzyła szeroko oczy, kiedy załapała co się dzieje. Wyrwała telefon z mojej dłoni, przykładając go sobie do ucha.
-Skarbie...Skarbie, posłuchaj mnie. Mamusia po ciebie przyjedzie, spokojnie. Kochanie, nie płacz, proszę...Halo, halo? Zapłacisz za to skurwielu, przysięgam! Halo?- ścisnęła telefon w swojej dłoni, głęboko oddychając- Czy ktoś mi może wytłumaczyć co się właśnie w tej chwili dzieje? Czy to, kurwa, jakiś chory żart? Jaja sobie ze mnie robisz, Bieber?- spojrzała na mnie z nienawiścią w oczach, kładąc dłoń na czole i prychając niedowierzanie- Nie wytrzymam zaraz....
-Daj mi pomyśleć- przymknąłem oczy, szukając rozwiązania. Nie mogło mu to ujść na sucho.
-Kto to był? Miley, rozmawiałaś z Rose?- Cara znalazła się przy nas z prędkością światła. 
Wstałem z fotela, kierując się w stronę wyjścia. Założyłem na barki, moją skórzaną kurtkę, wychodząc na zewnątrz.
-Gdzie ty idziesz?- krzyknęła za mną Miley, ale zignorowałem to, wsiadając do mojego samochodu i odjeżdżając z piskiem opon w znanym mi już kierunku.

Chris Brown? To gówno zapłaci za to, że zbliżył się do mojej małej dziewczynki...

_____________________________

cześć misie :)))
pamiętacie niggasa, który się przystawiał do Miley w szpitalu? (rozdział 16/17) właśnie postanowiłam go wprowadzić ponownie... a co, niech chłopak trochę namiesza, hahaha jezu kompletnie nie wiem co robię i coś czuję, że znajdę się w poważnym bagnie xdd
mój ask< zapraszam serdecznie

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 29.

-Nie pierdol...- Zayn zachłysnął się powietrzem, przytrzymując swoją idealnie wypielęgnowaną dłoń przy ustach.
-Boje się, Zayn. Tak cholernie się boje o Rose- pociągnęłam nosem, skubiąc materiał moich dresowych spodni- Nie wiem co mam robić.
-Ale jak? Jakim cudem znalazłaś się w jego łóżku?
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami, a chłopak spojrzał na mnie krzywym spojrzeniem, wyrażającym dezaprobatę.- Tak, wiem. Jestem najgorszą idiotką na ziemi, wiem...- jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. 
Tak bardzo źle się z tym czułam.
-To chore- skwitował, kręcąc zniesmaczony, głową.
-Myślisz, że tego nie wiem?- prychnęłam- Zabije, gnojka...
-Kurewsko, seksownego gnojka- przez jego twarz przeszedł cień uśmieszku. Od początku wiedziałam, że mój najlepszy przyjaciel- gej, leci na Justina i często sobie z tego żartowałam, ale teraz nie było mi do śmiechu.
-Zamknij się, suko- uderzyłam go z całej siły w ramię, na co głośno zawył, rozmasowując obolałe miejsce- Jeżeli nie masz zamiaru mnie pocieszać, to możesz wypieprzać. Sama sobie poradzę- westchnęłam, kładąc głowę na mięciutkiej poduszce.
-Mam pomysł- pisnął, a jego dłoń zderzyła się z moim pośladkiem. Powoli i niezgrabnie zaczął wstawać z łóżka, a ja dokładnie przyglądałam się jego poczynaniom.
-Co?
-Idziemy na zakupy!- zabłysnął swoim śnieżnobiałym uśmiechem- Nie obraź się, ale ostatnio schudłaś i wyglądasz jak jakaś bezdomna w tych za dużych ciuchach.
-Słucham?- zachłysnęłam się własną śliną, wciągając głośno powietrze.
-Oj, skarbie... Spokojnie, znajdę ci coś seksownego- mrugnął oczkiem i kiedy miał już oberwać poduszką, którą w niego wycelowałam, zrobił unik, a ta uderzyła w komodę.
-Następnym razem musisz się bardziej postarać...
-I tak jestem obrażona.
                                                                             ~.~

-Nie daje już rady...- schyliłam się, głęboko oddychając.
Nie mam pojęcia ile już łazimy po tej galerii, ale moje stopy definitywnie powiedziały "STOP!".
-No dalej, Miley, za chwilę kończy się promocja na ten zajebiście dobry podkład! Nie marudź i rusz to swoje tłuste dupsko!- mruknął, patrząc na mnie groźnie.
Tak, moje drogie koleżanki, to Zayn, który będąc na zakupach staje się pieprzoną sukodiwą. 
Pamiętam jak raz szarpał się za włosy z jedną laską w sklepie obuwniczym. I jak to się skończyło? Wielkim płaczem, gdy zobaczył swoją, podrapaną paznokciami, twarz w lusterku i zakazem ponownego wejścia do sklepu.
-Musisz mnie zanieść- skrzywiłam się, prostując kręgosłup. Myślał nad tym chwilę, a następnie głośno westchnął. 
-Dobra, kurwa, chodź...
Odwrócił się do mnie plecami a ja, zadowolona, od razu na nie wskoczyłam.
-Pamiętasz, jak mówiłem, że schudłaś?
-Tak? To było bardzo kocha...
-Cofam to.
-Nienawidzę cię, szmato- wybuchłam niepohamowanym śmiechem, przytulając się bardziej do jego umięśnionych pleców.


-Oto wasze zamówienie- miła, rudowłosa dziewczyna, podeszła do lady, podając nam dwie mrożone kawy z czekoladą i bitą śmietaną- Smacznego.
Widać było, że wpadł jej w oko, bo śliniła się i chichotała jak jakaś upośledzona wariatka.
-Dziękujemy- odezwał się chłopak, puszczając oczko w jej stronę.
Sukinsyn, wiedział jak działa na laski.
-Zostajemy tutaj, czy wychodzimy?
-Możemy wy...
-Miley? Miley Jones?
Zmarszczyłam brwi, odwracając się na pięcie. Przede mną stała dziewczyna, którą pierwszy raz widzę na oczy i... Ja pierdole, naprawdę była piękna.
-Tak?
-Jestem Vanessa i proszę, żebyś mnie wysłuchała, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Spojrzałam zdezorientowana na Zayna, ale ten tylko wzruszył  ramionami.
-O co chodzi?
-Jestem...- zatrzymała się na chwilę, jakby nie wiedziała co dalej ma powiedzieć- Przyjaciółką Justina.
Prychnęłam na słowo "przyjaciółka", przekręcając oczami.
-Błagam, daj mi dokończyć...
-Nie chcę tego słuchać!- otarłam się o jej bok, kiedy postanowiłam wyjść z knajpki. 
-Proszę...Chodzi o Rose.
-Daj mi spokój, kurwa. Przekaż Justinowi, że w dupie mam jego "przyjaciółki"- zrobiłam cudzysłów w powietrzu- Żeby się odczepił ode mnie i mojej- specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowo- córki raz na zawsze.
-On...
Nie miałam zamiaru jej dłużej słuchać, więc wyszłam z lokalu. 
Co on sobie, kurwa, myśli? Huh?
Że przyśle do mnie swoje "przyjaciółki" na rozmowę, ja naglę zmienię zdanie i będziemy żyć jak stare, dobre małżeństwo? 
Ha, popierdoliło do końca?
-Odwieźć cię do domu?- odezwał się Zayn, przekładając torby z jednej ręki do drugiej.
-Nie, poradzę sobie. Do jutra?
-Ta, do jutra- stanęłam na palcach, aby złożyć soczysty pocałunek na jego pulchnych wargach.
Miałam szczęście, gdyż właśnie w tym samym czasie podjechał mój autobus.


-Wróciłam!- mój głos rozległ się po domu, ale nie otrzymałam odpowiedzi- Mamo?
Zmarszczyłam brwi, odkładając torby pod ścianę.
-Mamo?- usłyszałam cichy szloch pochodzący z kuchni, więc jak najszybciej pobiegłam w tamtą stronę.
Na kuchennych kafelkach, oparta o lodówkę, siedziała Taylor. 
-Co się stało?- przykucnęłam przy niej, wycierając łzy z jej opuchniętej twarzy.
-Ja... Ja przepraszam. 
-Co się stało?
-Rose zniknęła.
Z mojej twarzy raptownie odpłynęły wszystkie kolory, a przed oczami pojawiła się twarz Vanessa'y...
"Chodzi o Rose".

_________________
siemanko :))
jak dziwnie mi tu pisać, o mój boże hahahaha.
muszę się przestawić na tryb "mam bloga, muszę coś napisać", bo strasznie się rozleniwiłam i ciężko mi usiąść dupskiem przed laptopem i coś zapisać.
okej, to...
do następnego?
jutro poprawię błędy, bo teraz padam na ryj.
kocham xxx

ktoś wgl jeszcze tu jest ze mną?


sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 28.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ MIŚ!

Ziewnęłam głośno, rozciągając się, tak, jak to zawsze po spaniu. Skrzywiłam się lekko, kiedy ostry ból rozszedł się po mojej głowie. 
Położyłam dłoń na szafce nocnej, przesuwając nią po powierzchni, aż natknęłam się na mój telefon. Odblokowałam go, sprawdzając godzinę, kiedy coś rzuciło mi się w oczy.
To nie był mój telefon!
Przerażona, chciałam go odłożyć, ale wyszło, tak, że wypadł mi z ręki i spadł na podłogę z głośnym hukiem. Cichy pomruk odezwał się zza moich pleców i poczułam jak coś się poruszyło. Przełknęłam głośno ślinę, odwracając się w drugą stronę, a to co zobaczyłam, sparaliżowało mnie od głowy w dół. Twarz Justina była przyciśnięta do mojego kręgosłupa, kiedy cicho pochrapywał, śpiąc.
-O nie, kurwa, nie- krzyknęłam głośno, czując, jak cała czerwienieje ze złości.
To jakiś chory żart, tak?
Och, no dalej...
Pokażcie się już z tą pieprzoną kamerą i wykrzyczcie mi w twarz głupie "MAMY CIĘ, IDIOTKO!".
No dalej!
Justin wymamrotał coś niezrozumiałego, a jego dłoń powoli przesuwała się na moje biodro.
Wyskoczyłam zwinne z łóżka, nie chcąc czuć jego dotyku na sobie. Pf, ja nawet nie miałam zamiaru przebywać z tym dupkiem w tym samym pomieszczeniu!
Zazgrzytałam zębami, kiedy chłodne powietrze przywitało się z moją rozgrzaną skórą. Zauważyłam, że na podłodze leży jego koszulka, więc postanowiłam ją na siebie włożyć.
-Miley- odezwał się zaspanym głosem, ale nie miałam zamiaru na niego spojrzeć. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
Ruszyłam pewnym krokiem w stronę drzwi i już miałam złapać dłonią za klamkę, kiedy muskularne ramiona chłopaka owinęły się wokół moich bioder.
-Puść mnie- starałam mu się wyrwać, ale był za silny. Odstawił mnie nieco dalej, a sam podszedł do wyjścia.
-Nigdzie stąd nie wyjdziesz- zakluczył drzwi, chowając klucz do kieszeni swoich szarych dresów.
-Słucham?- prychnęłam, kładąc dłonie na biodrach, a moja lewa stopa odbijała się z łomotem od podłogi.
-Musimy porozmawiać- odezwał się smutnym, ale stanowczym głosem.
-Nie, dziękuje, a teraz mnie wypuść- chciałam się obok niego przepchnąć, ale ponownie mi to nie umożliwił.
-Posłuchaj mnie...- zaczął, ale od razu mu przeszkodziłam.
-Nie. To ty mnie posłuchaj...- wcisnęłam palca w jego brzuch, mrużąc oczy- Doskonale pamiętam każde uderzenie, które mi sprawiłeś. Każdy wymuszony seks. Każde twoje pieprzone "kocham cię"- wciągnęłam głośno powietrze, starając się nie pokazywać mu moich łez- I doskonale pamiętam nasz ostatni dzień, a wiesz co nie pozwala mi o tym zapomnieć? -prychnęłam bez krzty humoru, unosząc wysoko brwi.
-Miley...
-Pytam się, kurwa, czy wiesz?- wrzasnęłam, popychając jego klatkę piersiową- Och, nie pamiętasz- pokręciłam rozczarowana głową, wycierając dłońmi mokre policzki od łez.
-Pieprzone blizny, Justin...- zawyłam głośniej, unosząc moje ręce w górę, a jego oczy uważnie skanowały moje przed ramienia.
-Pieprzone blizny po zgaszeniach papierosów na mojej skórze...- końcówkę udało mi się lewo wyszeptać, gdyż nie pozwalał mi dalej mówić mój łamiący się głos.
-Ja-a przepra...
-Jak możesz mi to robić?
Spojrzał na mnie zdezorientowany, łącząc ze sobą swoje krzaczaste brwi.
-Po tych trzech pieprzonych latach, kiedy moje życie zdecydowało się powrócić na tą szczęśliwą ścieżkę i to właśnie nią dumnie kroczyć, ty postanawiasz wrócić i znów wszystko mi doszczętnie rozpierdalać. Jak możesz, Justin... To nie fair! Co ja takiego zrobiłam, co? Nie zasłużyłam sobie na to wszystko...- wybuchłam płaczem, starając się równomiernie oddychać.
Jego jabłko adama podskoczyło do góry, kiedy nerwowo przełknął ślinę. Stał oniemiały, więc skorzystałam z okazji, aby wyjść. Wzięłam do ręki mój telefon, kiedy jego głos mnie zatrzymał.
-Poczekaj.
Stanęłam, ale się nie odwróciłam.
-Ja nie odpuszczę i... Dziękuje za dzisiejszą noc- wyczułam w jego głosie ten jego irytujący, pewny siebie uśmieszek.
-Pieprzony dupek- wycedziłam przez zęby, wychodząc z pokoju. Przy drzwiach stały moje szpilki, więc szybko założyłam je na stopy. 
Nie obchodziło mnie to, że wyglądałam jak idiotka w jego koszulce, która była na mnie za duża i w moich szpilkach.
Wyszłam na zewnątrz, chcąc tylko wrócić do domu.

***

Leżałam na łóżku, oglądając jakiś beznadziejny serial, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Przekręciłam się na brzuch, wciskając na pilocie przycisk "przycisz".
-Tak?
Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Liam.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu, Miley. Tak bardzo się martwiłem, kurwa- przejechał dłonią po włosach, podchodząc nieco bliżej.
-Jak się bawiłeś z tą blond dziwką?- uśmiechnęłam się ironicznie, wpatrując się w ekran.
-O co ci chodzi?- stanął przede mną, ale odwróciłam wzrok. To, że byłam wściekła, to mało powiedziane- Możesz na mnie spojrzeć?
-On mnie dotknął, rozumiesz to? Pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć po tym wszystkim co mi zrobił i to przez ciebie. Wszystko przez ciebie, idioto- powstrzymałam łzy, które prosiły o spacer po moich bladych policzkach.
-Kto cię dotknął?- ścisnął dłonie w pięści, a jego mięśnie się napięły.
-Miley, do kurwy nędzy, powiedz mi co się stało!- warknął, unosząc mój podbródek palcem wskazującym, tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
-Nie chcę o tym z tobą rozmawiać- wykrztusiłam, kładąc się na materacu i zakrywając szczelnie grubą kołdrą. 
-Świetnie- wyrzucił ręce w powietrze, wychodząc z pokoju. Trzasnął drzwiami, tak, że podskoczyłam przerażona. Od razu po jego wyjściu zalałam się łzami, mocząc przy tym brzegi pościeli.
-Pieprzcie się wszyscy- krzyknęłam, mając nadzieje, że mnie jeszcze usłyszy.
-Mamusiu?- druga strona łóżka ugięła się, a przede mną zaraz pojawiła się twarz Rose- Czemu płaczesz?
-Nie płaczę- zmusiłam się na słaby uśmiech, prędko wycierając moją mokrą twarz- Chodź tu.- podniosłam kawałek kołdry, a Rose nie tracąc czasu, od razu pod nią wskoczyła, przytulając się do mojej klatki piersiowej. 
-Kosiam cię, mamusiu- wymamrotała stłumionym głosem.
-Ja też cię kocham, skarbie i nigdy nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Nigdy. 

____________
tak, tak, TAK! 
udało mi się.. jeju, jestem z siebie taka dumna, hahaha!
hej, nawet podoba mi się ten rozdział i oby poszło mi tak łatwo z następnym. trzymajcie kciuki, misie!
ask.fm/blebleblexx 
 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 27.

Gdy Liam zaparkował przed klubem, od razu wyskoczyłam z auta jak poparzona. Miałam zamiar się dzisiaj dobrze bawić i nic nie zdoła mi tego popsuć. Gdzie nie spojrzałam, wszędzie ktoś stał.
-Ugh, ile ludzi- naburmuszył się Liam, splatając swoje długie, smukłe palce z moimi. Był wzrostu Justina, więc i przy nim wyglądałam jak najmniejsze gówno świata. Dosłownie.
Chwila...kurwa, co? Jaki Justin?
Zwyzywałam się od najgorszych w głowie, tylko po to, aby wywalić obraz szatyna i jego głupiego uśmiechu sprzed moich oczu.
Co miało znaczyć jego "Do zobaczenia, mała"? Miał zamiar znów porządnie namieszać w moim życiu? Jeżeli tak, to coś czuje, że mu nie wyjdzie i włożę w to najwięcej starań. Nie mogę pozwolić, aby się do nas zbliżył, bo wiem jak to jest.. wiem jaka słaba jestem i jak szybko mogę mu ulec. I co jest najlepsze w tym wszystkim? Ten pieprzony sukinsyn też doskonale o tym wie.
-Słuchasz mnie w ogóle?- uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
-Um, tak... chyba tak- końcówkę powiedziałam ciszej, jakby sama do siebie, a następnie posłałam mu słabą wersję uśmiechu, spuszczając wzrok.
-Jak zawsze- mruknął, a jego głos był pełen jadu.
Próbowałam się nie potknąć na moich super wysokich czółenkach ze złotym paskiem, który ozdabiał moją kostkę, ale za cholerę mi to nie wychodziło. Dobrze, że ramię Liama miło się do mnie uśmiechało, służąc pomocą.
Przy wejściu powitały nas dwa ogromne goryle aka czarnoskórzy, ogromni mężczyźni. Wydaje mi się, że Liam bardzo dobrze zna się z jednym z nich, gdyż po kilku wygibajtusach dłońmi, wpuścili nas do środka bez kolejki. Oczywiście nie odbyło się bez różnych gwizdów i przekleństw, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło, gdyż już powoli wkraczałam w tryb "olej wszystko, baw się dobrze".
Gdy przekroczyliśmy próg, na mojej twarzy pojawił się ogromny grymas. Nad salą unosił się zapach alkoholu, spoconych ciał i, niestety, wymiocin, na co od razu chciałam zawrócić i wrócić do mojego cieplutkiego łóżeczka, ale Liam miał inne plany, ciągnąc mnie w stronę baru.
-Co podać?- przystojny barman, uśmiechnął się już swoim wyćwiczonym uśmieszkiem, a następnie puścił oczko w moją stronę, na co moje kąciki drgnęły lekko w górę.
-Wezmę coś kolorowego- wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się w stronę parkietu, a łokcie oparłam o ladę. Kiwałam głową w rytm muzyki, próbując wypatrzeć jakąś znajomą twarz, ale nikogo szczególnego nie zauważyłam.
Odwróciłam się po mojego drinka, który był smakowicie niebieski. Liam stał ode mnie kilka kroków, a jakaś długonoga blondynka na nim praktycznie wisiała, na co wywróciłam teatralnie oczami.
Świetnie, więc zostałam sama...
Rozejrzałam się ponownie po pomieszczaniu, sącząc powoli mój napój. Gdy mój wzrok zatrzymał się na kujonku w sweterku w kratę, na moją twarz od razu wskoczył chytry uśmieszek.
-Hej, ty!- krzyknęłam, podnosząc dłoń w górę.
Odwrócił się, a gdy znów na mnie spojrzał, wydawał się być mocno zdziwiony, gdyż nikt za nim nie stał. Wcisnął palec w swoją klatkę piersiową, mówiąc bezgłośnie "ja?".
-Tak, ty. Chodź tu- zachęciłam go, kiwając moim palcem wskazującym.
Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Wyglądał śmiesznie i strasznie się wyróżniał. Jego czerwony sweterek z kołnierzykiem i musztardowe spodnie, które miały podwinięte nogawki, tak, że były odsłonięte jego zielone skarpetki w paski, aż krzyczały "przepraszam, ale pomyliłem miejsca".
-Masz- wcisnęłam mu w dłoń czerwony kubeczek, wypełniony po brzegi alkoholem.
-Po co mi to?- uniósł wysoko brwi, a jego twarz lekko się skrzywiła, gdy pociągnął nosem zapach.
-Jak to po co? Dzisiaj pijesz ze mną, kujonku- wcisnęłam palca w jego mięciutki brzuszek, wystawiając przy tym język na wierzch. Dam sobie rękę uciąć, że ani razu nie był na siłowni. Boże, to same kości i nic więcej.
-Właściwie nie przyszedłem tu poimprezować, tylko po mojego młodszego brata. To bardzo nieodpowiedzialny młodzieniec- po wygłoszeniu swojej głupiej przemowy, chrząknął, a następnie poprawił okulary, które spadły na sam czubek jego nosa.
-Że, kurwa, co proszę?- wybuchłam niepohamowanym śmiechem, ale za chwilę się uspokoiłam, gdyż gapił się na mnie prawie cały klub- No weź. Pokaż, że jednak coś tam masz i mężczyźni nie muszą się za ciebie wstydzić- kiwnęłam głową na jego krocze, zagryzając dolną wargę. Już go mam w garści.
-Okej, ale tylko spróbuję- uniósł palca w górę, patrząc niepewnie na kubek. Zatkał palcami nos, a następnie oczyścił zawartość jednym, dużym łykiem.
-Wow- zaczęłam klaskać, dumna, że mu się udało.
Barman, rozbawiony całą sytuacją, podstawił nam następną kolejkę...

JUSTIN.

Tak, dzisiaj piątek, a ja zamiast pieprzyć jakąś dziwkę, zalany w trzy dupy, jeżdżę po mieście bez celu. Wystukiwałem palcami jakiś rytm na kierownicy, nucąc pod nosem.
Czuje w środku, że czegoś mi brakuje i doskonale wiem o co chodzi, ale staram się o tym nie myśleć, gdyż wiem, że w tej chwili to niemożliwe. Chcę owinąć moje muskularne ramiona wokół kruchego ciałka mojej malutkiej księżniczki i nigdy już jej nie wypuścić. Gdy przez chwilę udało mi się z nią porozmawiać, czułem jakbym był w niebie. Doskonale wiedziałem, że wtedy na placu zabaw ta drobna dziewczynka z długimi, ciemnymi lokami i z dużymi, brązowymi oczami to moja mała księżniczka, gdyż przez te trzy lata Christian informował mnie o wszystkim co się dzieje w życiu Miley. Przynosił mi zdjęcia, podawał różne nazwiska... Ta, również tego kutasa Liama, który kręci się przy moich dziewczynach, ale nie na długo...
Zmrużyłem oczy, kiedy zobaczyłem rozczochraną, blond głowę. Nie musiałem się wysilać, żeby odgadnąć, że to Miley. Szła, potykając się co chwilę, a za nią chwiał się jakiś chłopak.
Zatrzymałem samochód, tuż przy krawężniku, a następnie wyskoczyłem ze środka.
-Zostaw mnie, kurwa- krzyknęła dziewczyna, wystawiając środkowego palca w górę.
-Nie rób scen, kochanie. Wiem, że mnie pragniesz- wybełkotał chłopak. Przeniosłem wzrok na niego i dosłownie mnie zamurowało. Wyglądał jakby był żywcem wyciągnięty z filmu o szkolnych kujonach, przysięgam.
-Spierdalaj- odkrzyknęła, próbując przyspieszyć, ale skończyło się tym, że wylądowała z hukiem na zimnym chodniku. Ruszyłem w jej stronę, zniżając lekko spodnie, które podciągnęły się w górę gdy siedziałem.
-Miley?- położyłem dłoń na jej ramieniu, a ona uniosła na mnie swój nieobecny wzrok. Uwaga, ktoś tu chyba za dużo wypił...
-Juu-stin?- wyszczerzyła się- Ja nie jestem pijana- uniosła dłonie w obronnym geście, kręcąc przy tym głową.
-Tak, oczywiście. Pora wstać, księżniczko- podciągnąłem ją za przed ramie, a ona wstała, owijając swoje dłonie wokół mojego tułowia.
-Hej!- krzyknął chyba ten sam koleś, na co odwróciłem się w jego stronę z podniesionymi brwiami- Zostaw ją, kurwa. Znajdź sobie inną dziwkę- splunął, podwijając rękawy swojego frajerskiego sweterka. Kurwa, nie.. nie zamierzam się bić z babą, no ludzie.
-Wiesz do kogo w tej chwili mówisz?- zrobiłem kilka kroków w przód, aby być bliżej niego.
Wydawał się nieco zmieszany.
-Jestem jej chłopakiem, więc jeszcze raz nazwiesz ją dziwką, a upierdolę ci kutasa i nakarmię nim twoją rodzinę- warknąłem, a moja złożona pięść przywitała się wesoło z jego twarzą.
-Jasne, stary, rozumiem- wymamrotał, ocierając dłonią krew, która spokojnie sączyła się z jego nosa- Już spadam- podniósł swój żałosny tyłek z ziemi, odchodząc w dół ulicy.
-Chodź tu, skarbie- owinąłem ręce wokół jej drobniutkiej talii, a następnie posadziłem na miejsce pasażera.
-Jestem zmęczona, Justin- wymamrotała, ziewając.
-Więc zabieram cię do domu. Do naszego domu- uśmiechnąłem się delikatnie, gładząc opuszkami palców jej policzek.


____________________
przepraszam.
jeju, mam nadzieje, że mnie nie opuściliście przez to małe wyłączenie się mojej weny :(
nie mam pojęcia co tu jeszcze dopisać.
ask.fm/blebleblexx

- jak myślicie.. gdzie ją Justin zabierze?
(to pytanie rozwaliło mnie na łopatki.. czy jak po 1h się dopiero zorientowałam jak beznadziejnie to brzmi *przecież justin powiedział, że zabiera ją do domu* to jestem zdrowa?)

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 26.

czytasz=komentujesz

Po skończonych zajęciach Rose, postanowiłyśmy wybrać się do parku. Oblizałam loda tuż przy samym wafelku,w tym samym czasie przeglądając aplikacje na moim telefonie. Uniosłam na chwilę wzrok, aby znaleźć miejsce, gdzie mój tyłek czułby się idealnie. Usiadłam na jednej z ławek w cieniu, a Rose pobiegła w stronę placu zabaw, gdzie już bawiły się inne dzieci.
-Tylko bądź grzeczna- krzyknęłam na tyle, żeby mogła mnie usłyszeć. 
-Zawsze jestem, mamusiu- posłała mi szeroki uśmiech, a jej włosy rozwiały się na wietrze.
Moje kąciki uniosły się delikatnie gdy odprowadziłam ją wzrokiem. Zaczęło mi się nudzić, więc otworzyłam okienko rozmów z Zaynem.

Do: Suka Zayn
siedzę w parku. przyjdziesz? :(

Tak, ciągle miałam go tak samo zapisanego i nie śpieszy mi się, żeby to zmienić. Nie minęła sekunda, a mój telefon rozwibrował, sygnalizując o nowej wiadomości. 

Od: Suka Zayn
przepraszam skarbie... jestem u Matta :* 

Westchnęłam głośno, chowając przedmiot z powrotem do kieszeni. Wyrzuciłam serwetkę, którą dała mi kobieta stojąca za zamrażarką z lodami i wróciłam wzrokiem na plac zabaw. Zmarszczyłam brwi, kiedy rzuciło mi się coś w oczy, a mianowicie Rose, patrząca na jakiegoś mężczyznę, który coś do niej mówił. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Może to Liam?
Wstałam, idąc w ich stronę.
 Rosalie przeniosła wzrok na mnie, a chłopak widocznie to zauważył, gdyż się odwrócił, a ja stanęłam jak wryta, czując jakby spadło na mnie milion cegieł. 
On tu był.
Teraz.
Serce łomotało w mojej klatce piersiowej coraz szybciej, gdy widziałam jego intensywny wzrok, wypalający dziurę w mojej głowie. 
-Zobacz, zobacz Justin dał mi misia- Rose, ciągnęła za moją dłoń, abym na nią spojrzała, ale ja nawet nie mogłam się ruszyć. 
-Co ty tutaj robisz?- wycedziłam przez zęby, strzelając w niego sztyletami. Zmienił się i to cholernie bardzo. Stał się jeszcze bardziej potężniejszy, jak niedźwiedź czy chuj wie co, a jego szczęka była mocniej zarysowana- Rose, idź się pobaw- podała mi pluszaka, mamrocząc, żebym go popilnowała i uciekła w stronę huśtawek.
-Jest piękna- spojrzał dumnym wzrokiem w stronę, gdzie niedawno pobiegła dziewczynka.
-Jesteś głuchy czy co, kurwa? Pytam się co ty tutaj robisz?
Przeniósł wzrok na mnie, a na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek.
-Chciałem się przywitać z moją dziewczyną i córką?- zaszydził, unosząc wysoko brwi. Parsknęłam głośno śmiechem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Hm...- udałam, że nad czymś się porządnie zastanawiam- Ostatnio jak sprawdzałam nie miałam chłopaka, a moja córka nie miała ojca, więc nie wiem o czym ty mówisz- zmrużyłam oczy, posyłając mu sztuczny uśmiech.
-Chciałaś chyba powiedzieć nasza córka, skarbie- przesadnie podkreślił słowo "nasza". Włożył dłonie w kieszenie, tak, że wystawały tylko dwa kciuki. Jego pewność siebie powoli zaczęła mnie przytłaczać.
-Wypierdalaj stąd. Nikt tu ciebie nie chce- warknęłam.
-Miley, Miley, Miley...- powiedział melodyjnym głosem, szeroko się uśmiechając- Chyba zapomniałaś o pewnych zasadach. Nie podoba mi się to, w jaki sposób się do mnie odzywasz.
-W dupie mam to co ci się podoba, a co nie. Odejdź stąd, albo, kurwa, zadzwonię na policję.
-I co im powiesz? Że chciałem się zobaczyć z moją córką, po tym jak ode mnie uciekłaś, tak? To proszę bardzo... mam ci już wykręcić numer?- zarechotał obleśnie, wyciągając ze swojej tylnej kieszeni telefon.
Wciągnęłam głośno powietrze, a w kącikach moich oczu pojawiły się słone łzy. Myślałam, że już nie wróci. Że odcięłam się od niego raz na zawsze, ale, kurwa, nie... Moje jebane szczęście przygotowało dla mnie piękną niespodziankę.
-Proszę, odejdź...- wyszeptałam. Znów czułam się jak kiedyś. Miał mnie w garści i wiedział, że w każdej chwili może mnie zniszczyć.
-Oj, kochanie- podszedł bliżej, a jego dłoń wylądowała na moim policzku, głaszcząc jego wierzch- Mam nadzieje, że to łzy szczęścia- złożył pocałunek na moim czole.
-Pieprz się, Bieber- odepchnęłam go z całej siły, na co on lekko się zachwiał.
-Marzę o tym, aby znów poczuć twoją cipkę, skarbie- oblizał koniuszkiem języka dolną wargę, a następnie puścił zalotne oczko w moją stronę.
-Rose!- zignorowałam jego obleśny komentarz, wołając dziewczynkę.
-Rose, chodź tu. Wracamy do domu- krzyknęłam ponownie, a za chwilę tuż obok mnie pojawiła się dziewczynka ze smutną minką.
-Nie chce już iść, mamusiu- wydęła dolną wargę, pacząc na mnie swoimi ogromnymi oczkami.
-Babcia na nas czeka- pociągnęłam ją lekko za rączkę w stronę wyjścia.
-Pa, Justin- pomachała w stronę chłopaka, uśmiechając się wesoło.
-Do zobaczenia, mała- usłyszałam jego głos, na co się odwróciłam.
-A i jeszcze jedno...- podeszłam nieco bliżej- Nie chcę, żebyś się do niej zbliżał. Wypchaj się tym gównem i zostaw nas w spokoju. To koniec, Justin. Nie chcę cię już więcej widzieć- wepchnęłam prezent, który podarował Rose, w jego dłoń, a następnie odwróciłam się, odchodząc z dziewczynką.

Trzasnęłam drzwiami, gdy już weszłyśmy do środka. 
-Mówiłam ci, żebyś nie rozmawiała z nieznajomymi, ale ty jak zwykle mnie nie słuchasz- warknęłam, ściągając buta ze stopy Rose. 
-Ale Justin powiedział, że jest twoim przyjacielem- mruknęła, odpinając zamek od swojej niebieskiej bluzy.
-Nie jest moim przyjacielem. Jeśli jeszcze raz go zobaczysz, masz mi o tym powiedzieć, rozumiesz?- zapytałam, na co ona kiwnęła śmiało swoją drobniutką główką.
-Co się stało?- w progu stanęła Taylor, wycierając szklankę ścierką w czerwoną kratę.
-Nic, kurwa- warknęłam, przechodząc obok niej i kierując się w stronę mojego pokoju. 
-Miley! Rose tu jest!- zwróciła mi uwagę za mój język, ale olałam to i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko, pisząc w poduszkę. 
Nigdy się od niego nie uwolnię...

                                                                           ~.~

-Mamusiu?- ktoś, a raczej Rose szturchnęła moje ramię.
-Jeszcze chwilka- wymamrotałam stłumionym głosem, przekręcając się na drugi bok.
-Okej, powiem dla Liama, żeby przysiedł jutro- poczułam jak łóżko się ugina, a mała schodzi na podłogę.
-Co?- podniosłam głowę jak poparzona, patrząc na nią wyczekująco.
-Liam jest na dole i bawi się ze mną w dom, bo nie chciał cię budzić- uśmiechnęła się szeroko, chwiejąc się w przód i w tył na swoich stopach.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:35. Cholera, przespałam cały dzień?
-Powiedz, że jeszcze oddycha. Że go nie zamęczyłaś- ziewnęłam, a następnie rozciągnęłam moje ręce, tak, jak to zawsze się robi po spaniu. Usiadłam na brzegu łóżka, machając nogami.
-Mam dziesięć dzieci. Ja jestem mamusią, a Liam tatusiem- spojrzała na mnie, przygryzając niewinnie wargę.
-Rose...- przeciągnęłam "o", chichocząc- A gdzie babcia?
-Poszła na herbatkę- wzruszyła ramionami. Odwróciła się i zbiegła na dół, do salonu.
Spojrzałam na mój strój i stwierdziłam, że nie muszę się przebierać. Miałam na sobie dresowe, krótkie spodenki i szarą, luźną koszulkę, kończącą się tuż pod moimi piersiami.
Wstałam z łóżka i pewnym krokiem zeszłam na dół. Wykończony Liam siedział na podłodze, opierając się plecami o sofę. Gdy spojrzał w górę i mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki Bogu- wymsknęło mu się, na co wybuchłam śmiechem.
-Mogłeś mnie obudzić- wzruszyłam ramionami. Złapałam w dłoń jabłko, a za chwilę zatopiłam w nim swoje ząbki.
-Nie miałbym serca- zaśmiał się. Wstał i usiadł na krześle przy wyspie w kuchni- Ah, no właśnie... ubieraj się.
Spojrzałam na niego zdezorientowana, marszcząc brwi- Jestem ubrana.
-Chodzi mi o coś innego... Zabieram cię na imprezę.
_____________
Dzień dobry :))
Dziękuje za komentarze pod 25 rozdziałem. To dla mnie bardzo dużo znaczy <3 
Widzicie liczbę wyświetleń? Jeju, już niedługo będzie 100 000 djfrejfeirfjerifjeifj... cała się trzęsę, gdy o tym myślę. Nigdy nie pomyślałabym, że mój blog osiągnie tak ogromne liczby, dziękuje! <3
Jeżeli komuś obiecałam, że będę go informować o nowych rozdziałach to przepraszam, ale nie będę już tego robić. Nie mam na to czasu. Odwiedzajcie mojego aska <KLIK>  -tu zawsze informuje jeżeli pojawi się jakaś nowa notka.
do następnego xx.


środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 25.

BARDZO PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI. MUSZĘ WAM COŚ PRZEKAZAĆ.

W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE" POJAWIŁY SIĘ NOWE POSTACIE!!!  


 3 lata później...

-Miley weź swoje dupsko i pokaż mi się z z nim tu na dole w tej chwili- krzyknęła moja rodzicielka. Jęknęłam zmęczona i wcisnęłam bardziej twarz w poduszkę. To chyba był milionowy raz kiedy próbowała mnie ściągnąć na dół pod pretekstem, że ma mi coś ważnego do powiedzenia. Serio? Jakby było takie ważne to przyszłaby tu w przeciągu pięciu sekund. Przekręciłam się na drugą stronę, a przed moimi oczami pojawiła się, smacznie śpiąca, moja kruszynka. Jej bujne, brązowe, loki były rozwalone na całej poduszce, a jej nosek lekko wystawał zza kołdry. Uśmiechnęłam się szeroko, delikatnie głaszcząc jej zaróżowiony policzek.
Zrzuciłam z siebie kołdrę i ruszyłam w stronę kuchni. Poprawiłam spodenki i przeczesałam dłonią moje włosy. Muszę koniecznie iść już do fryzjera, bo powoli zarastam.
-Długo ci to zajęło...- spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem, nalewając sobie czarnej kawy do jej ulubionej filiżanki- Gdzie Rosalie?- zapytała, a jej wyraz twarzy zrobił się nieco łagodniejszy.
-Śpi jeszcze- wzruszyłam ramionami, podchodząc do tostera, w którym już się piekł chleb. Nagle wystrzelił w górę, a ja go sprytnie złapałam. Wzięłam gryza i lekko syknęłam, kiedy moje podniebienie poczuło gorąco.
-Hej, ta grzanka była moja- krzyknęła moja mama, śmiejąc się pod nosem z nadąsaną miną.
-Ups, już nie- wytknęłam w  jej stronę język i podreptałam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie. 
Więc...
Minęły trzy lata odkąd definitywnie rozstałam się z Justinem. Próbował nawiązać ze mną kontakt, przepraszał, a nawet widziałam jego łzy, ale nie przekonało mnie to. Racja, na początku byłam w totalnej rozsypce, myślałam, że straciłam kawałek mojego idealnego świata, ale pozbierałam się i nie żałuje, że od niego odeszłam. Po kilku miesiącach dowiedziałam się od jego przyjaciela, że trafił do więzienia, ale nie mam pojęcia co takiego zrobił i na ile go wsadzili. Szczerze? Gówno mnie to obchodzi.
A teraz pozwólcie,  że przedstawie wam moją małą księżniczkę- Rosalie Bieber. To najsłodsze dziecko na całym pieprzonym świecie, przysięgam. Ale co się dziwić... w końcu jak się ma taką cudowną mamusię jak ja, nieprawdaż?
Uwielbiam jej bujne, brązowe loki, pełne usta, ciemne oczy i zaróżowione policzki. Jest prześliczna.
Obecnie szukamy z Rose jakiegoś przytulnego mieszkanka, ale jeszcze na nic ciekawego się nie natknęłam, więc jesteśmy zmuszone spędzać czas z kobietą, która całe życie ma okres, przysięgam. Moja mama jest do niewytrzymania...
Pewnie jesteście ciekawi jak zareagowała na moją ciąże. Hm, normalnie. Oczywiście była niezadowolona i mocno zaskoczona ale nie miała prawa mnie oceniać, bo sama zaszła w ciąże kiedy była nastolatką.
Po pokoju rozległ się tupot bosych stóp, a ja spojrzałam na schody, po których schodziła Rose.
-Chodź skarbie, mam dla ciebie śniadanko- uśmiechnęła się szeroko moja rodzicielka, poruszając zabawnie brwiami. Rose zaklaskała zadowolona i pobiegła w jej stronę.
Spojrzałam na ekran telefonu, w celu sprawdzenia godziny. Dochodziła 11:00, więc mała powinna być zaraz na swoich zajęciach plastyki.
Weszłam do kuchni, a następnie złożyłam soczystego buziaka na jej czółku.
-Zaraz musimy wychodzić, więc wcinaj szybko- upiłam trochę soku pomarańczowego z mojej szklanki, a następnie oblizałam dolną wargę.
-Jasne, mamusiu. Patrz, jestem szybka jak tolpeda- zaśmiała się, ukazując swoje białe ząbki.

Ubrałam miętowy sweterek i krótkie spodenki <klik> , a dla małej wybrałam <klik>.
Wsadziłam klucze od domu do tylnej kieszeni, a telefon zostawiłam w dłoni.
-Cześć- krzyknęłam, wychodząc na zewnątrz.
-Cześć babciu- zawołała wesoło Rose, doganiając mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc Zayna, który już stał przed domem i na nas czekał.
-Wiesz, że mogłeś wejść?-prychnęłam, unosząc lekko lewą brew.
-Na prawdę? Wow, dzięki, że mi powiedziałaś szmato, nie wiedziałem- uśmiechnął się głupio. Rosalie podbiegła do niego, a on wziął przerzucił ją sobie przez ramię, tak, że odbijała się policzkiem od jego pleców.
-Co tam żabo?- połaskotał ją lekko, kręcąc się w kółko.
-Nie jestem żabką. Żabki są brzydkie- zmarszczyła śmiesznie swój malutki nosek, idąc przed nami. Przeskakiwała z jednej nogi na drugą, cicho sobie podśpiewując.
-Wiesz, że Justin wychodzi jakoś w tym tygodniu?- Zayn momentalnie spoważniał, patrząc na mnie.
-Naprawdę myślisz, że mnie to obchodzi? Kurwa, minęły trzy lata...już dawno o nim zapomniałam i myślę, że on o mnie też- wzruszyłam ramionami, kopiąc lekko kamyk.
-Boje się, Miley. Czuje, że on sobie tak łatwo nie odpuści- westchnął wyraźnie zmartwiony.
-Rose, masz ochotę na ogromniastego loda z różnokolorowymi posypkami i polewami?- krzyknęłam, ignorując to, co do mnie przed chwilą powiedział. Nie chciałam dalej prowadzić tej rozmowy, bo najnormalniej w świecie nie miałam na to ochoty. Zawsze, gdy ktoś zaczyna temat o Justinie mój humor spada poniżej zera.
-O, mój kutasek już na mnie czeka- przejechałam wzrokiem w miejsce gdzie on patrzył i zauważyłam uroczego blondyna, który miał może z siedemnaście lat- Idziecie z nami?- błysnął swoim śnieżnobiałym uśmiechem, co chwilę zerkając w stronę blondyna.
-Wybacz, ale nie chcę, żeby moja córka oglądała jakieś gejowskie spektakle. Łe, nawet nie chcę sobie wyobrażać co ty tam z nim robisz- skrzywiłam się, wciskając palca w jego umięśniony brzuch.
-Mmm, jego dziurka jest taka cias..- nie pozwoliłam mu dokończyć, gdyż przyłożyłam moją dłoń do jego ust.
-Zamknij się, idioto- wybuchłam śmiechem, kręcąc głową. Odnalazłam wzrokiem Rose, która była trochę dalej od nas i ganiała za gołębiami.
-No co?- uśmiechnął się głupio, wzruszając ramionami- To ja lecę. Trzymaj się, cipcio- złożył soczystego buziaka na moich ustach, lekko przygryzając moją dolną wargę.
Jęknęłam cicho, uderzając dłonią w jego klatkę piersiową- Ał, to bolało- zrobiłam smutną minkę, masując palcem wskazującym obolałe miejsce.
-Ups, pomyliłem cię z Mattem. On to uwielbia i rozpływa się gdy tak robię, przysięgam- pomachał sobie dłonią przed twarzą, a następnie odszedł w stronę chłopaka.
 -Więc zostałyśmy same- kucnęłam przy niej, poprawiając jej kaptur, który się przekręcił- Myślę jak zajdziemy na lody i troszeczkę się spóźnimy na zajęcia, pani Moon nam nic nie zrobi, co o tym sądzisz?- trąciłam palcem jej nosek, szeroko się uśmiechając.
-A co jak usmazi nas w swoim wielkim kotle czarownicy, huh?- wydęła swoją dolną wargę do przodu, na za zachichotałam.
-Hmm..- podskoczyłam lekko na ugiętych kolanach- Myślę, że jej na to nie pozwolimy- cmoknęłam jej usta, na co ona zachichotała- Chodź, idziemy na tego loda.
Splotłam palce z jej i ruszyłyśmy w stronę lodziarni.
-Miley!- ktoś krzyknął, ale nie przejęłam się tym, bo przecież nie musiało w ogóle chodzić o mnie.
-Miley!- odwróciłam się i zauważyłam zdyszanego Liama, który biegł w naszą stronę co chwilę kogoś potrącając, a następnie mamrocząc szybkie "przepraszam" z najsłodszym uśmiechem na świecie.
-Uśmiech Justina jest o niebo lepszy-
Oh, zamknij się!
-Cześć- uśmiechnęłam się łobuzersko, gdy już do nas podszedł.
-Cześć, piękna- puścił zalotne oczko w moją stronę- Cześć, księżniczko- rozczochrał włosy Rose, a ona go przytuliła na powitanie.
-Idziemy na lody. Idzieś z nami?- poruszyła zabawnie brwiami, przygryzając dolną wargę.
-Jeżeli twoja mamusia nie ma nic przeciwko...- spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnęłam twierdząco głową z lekkim uśmiechem. Lubię Liama i uwielbiam z nim spędzać czas. Kocham to jak stara się zwrócić na siebie moją uwagę.
-Chodźmy- Liam posadził Rose na plecach, zakładając na jej malutki nosek swoje okulary przeciwsłoneczne- Wyglądasz jak prawdziwy gangster. Nikt nam nie podskoczy- wybuchnęłam głośnym śmiechem, dorównując mu kroku.

_____________________
Bardzo zaskoczeni? :))))))
Jeju, musiałam to zrobić, bo teraz o wiele łatwiej mi podchodzi pisanie rozdziałów i robię to z wielkim uśmiechem na ustach. Potrzebowałam tego. :)
Widzicie tą liczbę wyświetleń? DZIĘKUJE TAK BARDZO! <33
A teraz coś co uważam za normalne, ale nie każdy się do tego stosuje. Pamiętajcie... JA WSTAWIAM ROZDZIAŁ=WY ZOSTAWIACIE PO SOBIE KOMENTARZ. Proste? Proste.To naprawdę motywuje do ruszenia dupska i napisania tego rozdziału. Jak myślicie.. Jak ja się czuje kiedy widzę, że codziennie wejść na bloga jest ok. 700 a przy najnowszym rozdziale 21 komenatrzy? Kiedy już 500 osób przeczytało? No halo, coś mi tu nie pasuje... a nie wiem czy wiecie, że ja wiem ile osób przeczytało każdy rozdział z osobna. Dziękuje jeżeli przeczytałaś do końca. Kocham cię! <3

myślicie, że Bieber odpuścił? oj, to was jeszcze zaskoczy...

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 24.

Pociągnęłam drżącą dłonią klamkę przymocowaną przy drzwiach pasażera. Usiadłam na fotelu, a mój plecak postawiłam na podłodze, kopiąc go gdzieś dalej, żeby mi nie przeszkadzał. 
Smutek, żal, bezradność powoli przekształcała się się w złość i nienawiść. Miałam ochotę wrócić z powrotem i przypieprzyć mu czymś ostrym w głowę, tak, żeby nigdy więcej nie mógł mnie skrzywdzić.
Wiem, to może i chore, ale nie obchodzi mnie to. Nienawidzę go.
-Piękna dziś pogoda, nieprawdaż? Tak w ogóle jestem Emily, skarbie- kobieta około sześćdziesiątki powitała mnie szerokim uśmiechem. Wygląda jak typowa babcia, która ma malutki, biały domek na wzgórzu i codziennie z rana piecze tarte jabłkową dla swoich wnucząt. 
-Uh, dzień dobry. Jestem Miley- uścisnęłam jej lekko już pomarszczoną dłoń, zmuszając się do delikatnego uśmiechu. Odwróciłam wzrok, przeskakując z jednego drzewa na drugie, za oknem.
Więc tak miało wyglądać moje zajebiście idealne życie z Justinem?
Tak? A więc bije sobie pierdolone brawo, bo jestem naiwną idiotką, którą owinął sobie wokół palca i to z małym paluszkiem w dupie. Prychnęłam, kręcąc głową. Wypuściłam głośno powietrze, a następnie przygryzłam moją czerwonokrwistą, dolną wargę. Tak, to już dzisiaj. Odcinam się od niego. 
-Jeśli kocha to wróci- uśmiechnęła się pocieszająco staruszka, klepiąc delikatnie moje kolano.
-No właśnie.. jeśli kocha- westchnęłam. Oparłam łokieć o podłokietnik i co chwilę spoglądałam w jej stronę.
-Zawsze popełniają błędy, moja panno. Te małe jak i te wielkie, ale trzeba dać im szanse, bo jak młode to i głupie, ale później wyrastają na porządnych mężczyzn, zapamiętaj- zaśmiała się, kiwając twierdząco głową, zadowolona ze swojej odpowiedzi.
Wykręciłam zdegustowana oczami. Moim zdaniem dwadzieścia jeden lat do czegoś zobowiązuje i myślę, że powinien częściej używać swojej mózgownicy.
I o jakich błędach teraz mówimy, przepraszam bardzo? Kurwa, on za pare miesięcy będzie ojcem!

Droga minęła mi cholernie dobrze. Emily to przesympatyczna osoba i nawet pochwalę się wam, że wymieniłyśmy się numerami i obiecała, że zadzwoni wieczorem. Miałam uczucie, że po moich nogach, pf po całym moim ciele, łazi stado mrówek. W duszy dziękowałam Bogu, że przed nami dało się już zobaczyć dachy wieżowców w Nowym Jorku. Z każdym kolejnym, przebytym kilometrem stres u mnie w środku rósł coraz bardziej. Na moich ustach czułam lekki posmak krwi, od ciągłego przygryzania warg z nerwów. Po tym jak opowiedziałam Emily o wszystkim i gdzie się wybieram, próbowała mnie uspokoić i pocieszyć, ale dawało to marne rezultaty. No może oprócz tych jej pysznych maślanych ciasteczek, którymi mnie poczęstowała i przez chwilę poczułam się jak w niebie, dosłownie. 
-O, wysiądę tu- odezwałam się, wskazując gestem ręki na przystanek autobusowy.
-Na pewno? Mogę cię podwieźć pod same drzwi, skarbie-zmarszczyła swoje krzaczaste brwi, rozglądając się po okolicy.
-Nie, jest w porządku- kiwnęła głową i zaparkowała na przystanku autobusowym.
-Trzymaj się, kochanie. Dzwoń do mnie nawet z najmniejszym problemem, jasne?- podniosła palca wskazującego na wysokość mojej twarzy, próbując być groźną, co mnie kompletnie rozbawiło. Zaśmiałam się, kiwając głową.
-Będę dzwonić. Obiecuję na paluszka- wystawiłam w jej stronę mały palec, a ona zakręciła wokół niego swojego.
-Mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy- krzyknęła, kiedy już miałam zamiar zamknąć drzwi.
-Na pewno- posłałam jej szczery, szeroki uśmiech i trzasnęłam drzwiami, upewniając się, że dobrze je zamknęłam. Pomachała jeszcze w moją stronę, zanim odjechała.

**
Nie wierzę.
Nie wierzę, że ta szmata po prostu wzięła swoje rzeczy i wyszła.
Jakim, kurwa prawem? Chyba zapomniała, że należy do mnie i nosi w sobie moje dziecko. Niech lepiej nie wraca dzisiaj na noc, bo rozszarpię ją na milion kawałeczków. Będzie jeszcze przepraszała na kolanach i prosiła, żebym ją wziął ze sobą. Obiecuje wam to.
Kopnąłem z całej siły w taboret, tak, że roztrzaskał się na ścianie.
Potrzebowałem czegoś co pomogłoby mi na chwile zapomnieć o tej małej, przebiegłej suce i doskonale wiedziałem co najlepiej się do tego nada. Uśmiechnąłem się przebiegle, szperając po tylnych kieszeniach moich spodni. Gdy, już znalazłem to czego szukałem, rozsiadłem się wygodnie na sofie. Podniosłem ze stolika, który stał przede mną, paczkę czerwonych Malboro i podpaliłem jednego papierosa, wsadzając go pomiędzy moje wargi. 
Odblokowałem ekran IPhonea i szybko przebiegłem wzrokiem kontakty. Wybrałem numer, który już powoli zapisywał się w mojej pamięci i przyłożyłem telefon do ucha.
-Halo?- odezwała się zaspanym głosem brunetka, a kąciki moich ust delikatnie drgnęły w uśmiechu.
-Cześć, skarbie- odparłem, wypuszczając przy tym toksyczny dym z moich płuc.
-Justin? Wiesz, która jest godzina? Jest pierwsza w nocy!- jęknęła niezadowolona.
-Nie pytam cię o godzinę, Caroline. Masz u mnie być za 5 minut.
-Nie ma mow..- rozłączyłem się bez żadnego pożegnania, bo po co? I tak wiem, że przybiegnie do mnie w podskokach i będzie błagać, żebym ją pieprzył całą, piękną noc.

**

Weszłam po schodkach, stojąc na przeciwko białych, dębowych drzwi. Nerwowo przebiegłam palcami po mojej blond grzywce, zagryzając przy tym dolną wargę. Czym ja się denerwuję? Przecież wracam do domu po tym jak uciekłam bez słowa z chłopakiem i na dodatek zaszłam w ciąże. No zajebiście, jestem w dupie i chyba zaraz zwymiotuje...
Popukałam dwa razy w drewno i odsunęłam się o krok do tyłu. Oddychając ciężko, nasłuchiwałam odglosy kroków, które coraz bardziej były wyraźne.
Kiedy drzwi otworzyły się na roścież, w progu stanęła moja matka z miną jakby zobaczyła ducha i zapomniała jak się oddycha. Szklanka, którą trzymała wypadła jej z dłoni i rozbiła się pomiędzy nami, raniąc ją w stopę. Krew momentalnie zabrudziła całą jej skórę i nie wyglądało to sympatycznie.
-Jezu, daj mi tą ścierkę- pociągnęłam za szmatę, która wisiała jej na ramieniu i przyłożyłam do rany, lekko dociskając. 
Taylor położyła dłonie na moje policzki, lekko za nie ciągnąc, żebym wstała, ale ja dalej próbowałam zatamować krwawienie. 
 -Myślę, że to powinno być zszyte- wymamrotałam, owijając ścierkę wokół jej stopy, a kiedy spojrzałam w górę moje serce pękło na milion kawałeczków. Gdy zobaczyłam jej łzy, jej wzrok... to była mieszanka bólu, szczęścia, ulgi, rozczarowania? Tak, myślę, że to będzie trafne. 
Zarzuciła ręce na moją szyję, całując mnie gdzie popadnie i mamrocząc jakieś niespójne zdania pod nosem.
-Udusisz mnie- stęknęłam, kiedy nie miałam już czym oddychać i nic przed sobą nie widziałam, gdyż jej włosy przysłoniły całą moją twarz. 
-My-myślałam, że już nie-e wrócisz...- zaniosła się większym płaczem i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
-No cichutko...- gładziłam jej plecy dłoni. Pewnie była cała ubrudzona we krwi, ale nie obchodziło mnie to. Coraz bardziej uderzało we mnie to, jak bardzo ją zraniłam i jak bardzo przeze mnie cierpiała.
Odsunęła się ode mnie na dwa kroki, ale jej dłonie pozostały dalej na moich policzkach.
-Ty naprawdę jesteś prawdziwa...- zaśmiała się, mrużąc oczy, ponieważ łzy utrudniały jej widoczność.
-Tak- kinęłam twierdząco głową, posyłając jej szeroki uśmiech.
-I to nie jest sen, prawda?- pociągnęła nosem, patrząc na mnie z uwielbieniem. 
-Nie, mamo- starłam łzę, która powolutku spływała po moim policzku.
Odetchnęła z ulgą, a to co teraz powiedziała sprawiło, że poczułam się jak 
nic nie warte gówno bez uczuć, którym zresztą byłam- Dziękuje, że wróciłaś.

_______________
dalej nic nie mogę sensownego napisać.
przepraszam was, ale nie wiem co się dzieje.
idę robić naleśniki fkdofeotkg mmm 
http://ask.fm/blebleblexx - mój ask.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 23.

-Co ty tutaj robisz?- wypaliłam, rzucając mój plecak vintage na ziemię, obok mojej lewej stopy. Oczy coraz mocniej zaczęły mnie piec. Miałam ochotę rzucić się na kolana i najnormalniej w świecie wybuchnąć płaczem.
-To tak się od teraz witamy, szmato?- Zayn, stanął na proste nogi i poprawił swoją kruczoczarną grzywkę, tak, jak to zawsze robił. Miał na sobie obcisłe rurki i białą koszulkę na krótki rękaw.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, która zaraz wytarłam dłonią. Zaczęłam biec, aby zaraz wskoczyć w jego ramiona. Owinęłam ciasno nogi wokół jego bioder, a ręce zarzuciłam na szyję.
Upewniłam się, że każdy mój ruch jest stanowczy i silny, gdyż miałam wrażenie, że chłopak zaraz się rozpłynie, a ja ponownie stracę jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
-Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz? Nigdy...- chciałam dokończyć, ale mój głos, który słabł z każdym kolejnym, wypowiedzianym słowem, mi na to nie pozwolił.
-Przepraszam- wymamrotał w moje włosy. Jego usta błądziły po mojej szyi, zostawiając pod sobie mokre ślady.
-Ja-ja nie wiem co ja takiego zrobił-łam, Za-ayn. Nie zostawiaj mnie już nigdy więcej, proszę.-wyszeptałam. Wciągnęłam nosem jego zapach, a na moją twarz wskoczył delikatny uśmiech. Moje dłonie błądziły po jego krótkich włoskach przy samej szyi.
-Cichutko, no już...Cii.Duże dziewczynki nie płaczą, pamiętasz?- gładził uspokajająco moje plecy. Pociągnęłam nosem, odrywając twarz od jego mokrej od moich łez koszulki.
Zachichotałam cicho, wygładzając materiał.
-Sorry.- wzruszyłam ramionami, obserwując z szerokim uśmiechem jego idealną twarz.
-Sorry?- prychnął, kręcąc głową- Będziesz musiała mi to wyprać, Jones- puścił mnie, a ja dotknęłam stopami chodnika. Był podobnego wzrostu co Justin, więc i przy nim wyglądałam jak mrówka przy słoniu. 
-Możesz mi wylizać- złożyłam palce w pięść, a następnie uderzyłam go w ramię. 
-Nigdy w życiu. Jakoś nie mam ochoty chodzić później z krostami na pół mordy- wytknął język w moja stronę, przyciągając mnie do uścisku- Chodź, tu mała- owinął ręce wkoło mojej talii, kładąc brodę na czubku mojej głowy.
-Cieszę się, że przyszedłeś. Hej, to ty jesteś tą niespodzianką?- uniosłam pytająco brwi.
-A co nie jesteś zadowolona?- zmrużył oczy, gdy słońce puściło promienie wprost na jego twarz.
Westchnęłam głośno- Miałam nadzieje na coś, bardziej...No wiesz- gestykulowałam przed nim, a z moich ust nie schodził bezczelny uśmieszek.
-Tak bardzo mnie to interesuje...- udał, że ziewa, a następnie prychnął śmiechem. Odwróciłam się w drugą stronę i myślałam, że zobaczę tam Justina, ale go nie było. Nawet nie zauważyłam jak wszedł do domu.
-Och, zamknij się- przewróciłam oczami, odwracając się ponownie w stronę chłopaka.
-Więc...
-Więc?- zmrużyłam oczy, czekając aż czymś błyśnie.
-Naprawdę jesteś w ciąży?- przełknął głośno ślinę, skanując wzrokiem mój odkryty brzuch, gdyż miałam luźną koszulkę kończącą się tuż pod moimi piersiami.
 -Nie, Zayn- pokręciłam rozbawiona głową- Zmyśliłam sobie to wszystko, wiesz? Bo w końcu raz się żyje, nie?- zachichotałam, zaczesując grzywkę do tyłu.
-Wypchaj się, idiotko. Pytam poważnie- sapnął, gładząc palcami miejsce wokół mojego pępka.
-No tak- chrząknęłam, rozglądając się po okolicy.
Czułam jak słońce parzy moją skórę na odkrytych ramionach.
-I co o tym...no wiesz. Jak sobie z tym radzisz?
-Proste. Nie myślę o tym- wzruszyłam ramionami.
-Ale wiesz, że powinnaś, Miley? To nie jest jakiś pieprzony sprawdzian, do którego musisz się przygotować, a potem zaliczyć i masz wszystko z głowy, to twoje dziecko, któremu musisz dać wszystko, żeby miało jak najlepiej.
-Zayn...- jęknęłam. Ta rozmowa coraz bardziej mnie męczyła.
-Wiesz dobrze, że mam racje- przekręcił oczami.
-Możemy o tym nie rozmawiać?-
-Jasne, już się zamykam- podniósł dłonie w obronnym geście, cofając się o krok do tyłu.
-Chodź, pewnie jesteś głody- uśmiechnęłam się, splatając nasze dłonie razem.
-W sumie to... Muszę już iść.
-Co? Ale jak to?
-Przepraszam, mała. Moja mama ostatnio nie czuje się najlepiej i obiecałem jej, że wrócę jak najszybciej- podrapał się po karku, przygryzając dolną wargę.
-Och...
-Spokojnie, przecież jeszcze cię odwiedzę suczko- zaśmiał się, wciskając palca w mój brzuch. Syknęłam cicho i zmarszczyłam niezadowolona brwi.
-Skoro musisz- westchnęłam głośno. Stanęłam na palcach, a następnie zarzuciłam ręce na jego szyję, mocno go ściskając- Cześć.
-Nara- cmoknął znacząco, posyłając mi cwaniacki uśmieszek. Założył na nos swoje czarne okulary przeciwsłoneczne i ruszył wzdłuż chodnika.
Odwróciłam się na pięcie, ruszając w stronę drzwi wejściowych. Mój humor z dziesięciu spadł do minus jednego. Po prostu czułam się fatalnie. Potrzebowałam go przy mnie i już zaczynałam tęsknić.
Ze skwaszoną miną weszłam do środka, delikatnie przymykając drzwi. Bo przecież Justin mógł zasnąć, prawda?
Zsunęłam ze stóp buty i na paluszkach ruszyłam w stronę schodów.
-Chodź tu.- zmarszczyłam brwi, odwracając się w drugą stronę, gdy usłyszałam warknięcie Justina.
-Co?- zmieszana, podeszłam bliżej niego. Siedział na fotelu, a dłonie miał złożone jak do modlitwy. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a wzrok jakby nieobecny.
-Usiądź- machnął dłonią na sofę przed nim, nawet na mnie nie patrząc.
-Postoję. O co chodzi, Justin? Jestem naprawdę zmęczona i chciałabym się już po...
-Skończ pierdolić i mnie teraz uważnie posłuchaj- wzdrygnęła się na jego ostry ton, a na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka- Ostatni raz się z nim spotkałaś, rozumiesz?
Spojrzałam na niego jakbym przed sobą miała człowieka, który co uciekł z zakładu psychiatrycznego. On żartuje, nie?- Słucham?- parsknęłam pod nosem, zakładając ręce na piersi.
-Nie prychaj mi tu, kurwa, bo zaraz skończysz tak, że nie będziesz mogła się podnieść z podłogi przez następny tydzień.
Wyszczerzyłam maksymalnie oczy, nie wierząc własnym uszom.
 -Żartujesz sobie ze mnie, tak?- nie wiem czemu, ale ta sytuacja cholernie mnie bawiła. No proszę was... Przecież Zayn jest gejem, no kurwa.
-Ostatni raz się z nim widziałaś. Nie będziesz się obściskiwała i chuj wie co jeszcze robiła z jakimś pierwszym lepszym sukinsynem. Nie podoba mi się to, Miley.
-Wybacz, ale nie będziesz dyktował z kim mam się spotykać, a z kim nie.- zaśmiałam się bez krzty humoru, tupiąc lewą nogą. Złość powoli rozchodziła się po moich żyłach i tylko czekałam, aż to wszystko, co do tej pory trzymałam w sobie, eksploduje.
-Wybacz, ale się mylisz. Pamiętaj, że należysz do mnie, więc będziesz robiła wszystko co ci powiem, dziwko- również się zaśmiał. Wstał, górując nade mną. Instynktownie cofnęłam się do tyłu, a moje plecy zderzyły się z zimną ścianą. Moja głowa utknęła między jego rękoma, które oparł o mur. Stanął tak blisko, że mogę dać sobie rękę uciąć, że między nas nie wcisnęłabyś nawet kartki papieru.
-A teraz to powtórzysz, kochanie. Zrobię wszystko co chcesz, Justin i przepraszam. Od dzisiaj będę grzeczną dziewczynką.- uśmiechnął się z wyższością, pchając nosem mój policzek.
Zacisnęłam wargi do środka, mrużąc oczy. Nie zamierzam być jego szmacianą lalką, z którą co chce może robić.
-Chyba się nie zrozumieliśmy. Może to pomoże ci otworzyć twoje pulchne usta, skarbie- spojrzałam na niego, czekając na uderzenie, ale to co poczułam było o wiele gorsze.
Krzyknęłam głośno, gdy przycisnął żarzącego się papierosa do mojego nadgarstka. Z moich oczy momentalnie wypłynęła lawina łez, a ja nie mogłam przestać krzyczeć.
-Proszę...- jęknęłam, próbując się wyrwać, ale był silniejszy ode mnie.
-Chciałaś coś powiedzieć?- nastawił ucho, uśmiechając się pod nosem. Naprawdę? Naprawdę sprawiało mu to przyjemność?
Pociągnęłam nosem, gdy nie mogłam się uspokoić. Cała się trzęsłam, a obraz przede mną kołował.
Przecież...
Przecież było już tak dobrze. Powiedział, że mnie kocha, przepraszał, obiecał, że już więcej mnie nie uderzy, nie zwyzywa, nie będzie mi groził. Obiecał to.
-Tik tok, kochanie. Nie mam pierdolonych dziesięciu godzin...
-Przepraszam, Justin- wycedziłam przez zęby, spuszczając głowę. Czułam się jak nic nie warty śmieć i miałam wszystkiego dosyć.
-I?
-Pierdol się- plunęłam śliną prosto w jego twarz. Odwrócił głowę, wycierając mokry ślad z policzka. Miałam ochotę zetrzeć mu ten ohydny uśmieszek z twarzy.
I w tym momencie jego dłoń zderzyła się z moją twarzą, a po pokoju rozległ się charakterystyczny plask. Syknęłam, łapiąc się za obolałe miejsce. Zsunęłam się po ścianie, siadając na panelach. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam na nich czoło.
-Nie chciałem tego zrobić, ale sama mnie sprowokowałaś. Może to cię czegoś nauczy- chrząknął, przeczesując palcami swoją karmelową grzywkę. Wyszedł z salonu i wszedł do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami.
Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę przez niego płakać i co?
Siedzę tu, cała zalana łzami. Jestem naiwną idiotką, bo on nigdy się nie zmieni. Tacy ludzie, jak on,  nie zasługują na miłość.
Nie mogę brnąć w to dalej, bo to już nawet nie chodzi o mnie, tylko o moje dziecko. Jak z łatwością podnosi na mnie rękę, to co będzie jak dziecko na przykład zignoruje jego prośbę, lub zrobi cokolwiek co mu się nie spodoba? Nie mogę na to pozwolić.
Pospiesznie wstałam, kierując się schodami na górę. Położyłam na łóżku mój czarny plecach ze złotymi kolcami  i zaczęłam w niego pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrałam trampki na stopy i zbiegłam na dół, wychodząc z mieszkania.
Stanęłam tuż przy ulicy, machając dłonią, żeby kogoś zatrzymać. W końcu stanęło przede mną skromne czerwone autko, a ja wsiadłam do środka.

Do widzenia, Justin.

______________________
hejo, jak tam po rozdziale? :)
nie wiem co się ze mną dzieje, ale nie mogę nic napisać.. mam nadzieje, że to szybko minie.
miałam inne wyobrażenie tego rozdziału, ale nie chciałam dalej przeciągać i rozpisywać się, bo wiem, że pewnie następny miesiąc by mi to zajęło, więc jest taki a nie inny, eh...
http://ask.fm/blebleblexx -zapraszam.

http://www.easypolls.net/poll.html?p=52f3ce36e4b0aa0bc59f0fb5#_=_  GŁOSUJEMY NA POLSKĘ SKARBY! :)

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 22.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Rozszerzyłam maksymalnie oczy, patrząc na postać stojącą za jednym z krzaków, które nas otaczały. Zaschło mi w gardle, a serce zaczęło niemiłosiernie bić. Światło księżyca rzuciło malutki promień na jego usta, które uformowały się w chytrym uśmieszku, zanim wycofał się do tyłu i zniknął. 
-Spadamy stąd- wymamrotał Justin, wrzucając mnie ze swoich kolan. Rozejrzałam się, szukając rozpaczliwie sukienki, która jakby zapadła się pod ziemię. Przygryzłam dolną wargę, przeskakując niespokojnie z nogi na nogę. Czułam na sobie czyiś wzrok i to nie był, niestety, wzrok Justina.
Chłopak naciągnął na swoje nogi spodnie, a następnie podniósł z ziemi koszulę.
-Nie ma nigdzie mojej sukienki- szepnęłam, pocierając dłońmi o ramiona. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z powrotem na weselu.
-Co? Otwórz oczy, a znajdziesz. Przecież nie wyparowała- warknął, wkładając buta na stopę.
Rozejrzałam się ponownie, bardzo dokładnie, po ziemi.
-Nie ma jej rozumiesz? Ktoś ją chyba zabrał- wydukałam. Moje oczy przeskakiwały z jednego ciemnego miejsca w drugie. Próbowałam to powstrzymać, ale to było silniejsze ode mnie.
-Kurwa- zaklął pod nosem, ciągnąc za końcówki swojej karmelowej grzywki- Włóż to.- podał mi koszulę, a na swoje ramiona zarzucił marynarkę.
Ze zdwojonym tempem zapięłam wszystkie guziki i złapałam w dłonie moje szpilki.
Chłopak pociągnął mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę imprezy.
Po szybkim i długim marszu wróciliśmy do reszty gości. Chcieliśmy przejść obok, niezauważeni, żeby znaleźć coś co dałoby się włożyć, ale nie poszło po naszej myśli, a przed nami stanęła zszokowana Pattie.
-Justin Drew Bieber, co to ma znaczyć!? Gdzie wasze ubrania?- zlustrowała mnie uważnie wzrokiem, a następnie gołą klatkę chłopaka. Musiało to cholernie dwuznacznie wyglądać, bo przecież zniknęliśmy całkowicie ubrani, a wróciliśmy tak. Czyli ja miałam na sobie poplamioną koszulę szatyna i.. to koniec. Moje nogi jak i stopy wyglądały, jakbym w ogólnie nie wiedziała co można zrobić z wodą i mydłem.
Zerknęłam kątem oka na szatyna. Też nie wyglądał najlepiej, ale przynajmniej miał co włożyć na dupsko.
-Jezu, mamo, nie patrz się na nas jakbyśmy właśnie skończyli uprawiać seks na stole, w czasie obiadu, u Obamy- jęknął brązowooki, miętoląc moje palce w jego- Byliśmy popływać, kiedy jacyś gówniarze zabrali Miley jej sukienkę, więc dałem jej koszulę, aby mogła się czymś okryć- powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Spojrzała na nas wzrokiem typu "Serio? Myślisz, że jestem głupia?", na co Justin jej odpowiedział głupim uśmieszkiem. Tak, idioto... pogrążaj nas dalej.
Dobrze, że impreza na tyle się rozkręciła, że ludzie w ogóle nie zwracali na nas uwagi. Jedni tańczyli, a drudzy, cóź.. ledwo co trzymali się na nogach.
-Myślę, że powinniście iść do hotelu się przebrać. Nie chcę, żebyście się obydwoje rozchorowali. A szczególnie ty, Miley.- uśmiechnęła się opiekuńczo. Moja głowa od razu wystrzeliła w górę, patrząc na nią zdziwionym wzrokiem. O co chodzi z tym "a szczególnie ty, Miley"? Jezu, ona wie? Złapałam dłoń brązowookiego i ścisnęłam ją mocno. Zerknęłam kątem oka na niego i wyglądał jakby też był w kompletnym szoku.
 -Co masz na myśli?- wtrąciłam.
Pattie zaśmiała się cicho, kręcąc głową- Mój synek sobie poradzi, a ty jesteś taka chudziutka, że pewnie to przeziębienie przeszłoby w coś bardziej gorszego.
Wypuściłam głośno powietrze, a z moich ust uciekł długi, zdenerwowany chichot.
-Om, tak. Tak, masz racje- w duchu dziękowałam Bogu, że to tylko to. Kurewsko się przestraszyłam tego, że mogła wiedzieć. Ale z drugiej strony.. kto mógłby jej niby powiedzieć, że jestem w ciąży?
-To my już idziemy. Dobranoc- chłopak pocałował swoją mamę w policzek. Zdążyłam jej jeszcze pomachać, zanim pociągnął nas w stronę budynku.
-Kurwa. Moje serce- położył dłoń po lewej stronie klatki piersiowej, oddychając ciężko.
-Justin?
-Hm?
-Ale wiesz, że będziemy musieli jej powiedzieć?- zapytałam, patrząc przed siebie.
-Wiem, ale na pewno nie teraz.
                                                                              ~.~
Siedziałam po turecku na łóżku, a pomiędzy moim udami stała miseczka z zupką chińską. Kropelki wody, wciąż spadały z mich włosów na moje ramiona. Aktualnie w TV leciał Spongebob.
Drzwi od łazienki otworzyły się a ze środka wyleciały kłęby pary, a potem Justin.
Było tu przytulnie i nowocześnie. Cały wystrój opierał się na kolorze białym, a z okna był przepiękny widok.
Ciągle w mojej głowie odtwarzał się obraz tego mężczyzny, a raczej jego uśmiechu. Był przerażający. Co róż na moich odkrytych ramionach pojawia się gęsia skórka, gdy sobie o nim przypomnę.
Makaron plątał mi się między palcami, na co jęknęłam zirytowana.
-Czemu ty go nie łamiesz?- parsknął śmiechem Justin, gdy usiadł po drugiej stronie łóżka, wycierając białym ręcznikiem swoje włosy.
-W całości smakuje lepiej- wzruszyłam ramionami. Zmarszczyłam brwi, gdy w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka mojego telefonu.
Zerwałam się na równe nogi, biegnąc w stronę kuchni. Odblokowałam ekran, czytając uważnie treść wiadomości.

Od: Cara.
Mam dla ciebie niespodziankę, suko. Będzie już czekać przed drzwiami jutro rano, więc pospieszcie się gołąbeczki. xx.

Niespodziankę? Ciekawe co już znowu wymyśliła. Odpuściłam sobie pomysł z pytaniem jej co to takiego, bo wiem, że by mnie tylko wyśmiała. Odłożyłam telefon z powrotem na blat i wróciłam do pokoju.
Justin leżał rozłożony na łóżku, śmiejąc się z czegoś co oglądał na swoim telefonie.
-Z czego się śmiejesz?- usiadłam na jego kroczu i oparłam dłonie na jego gołej klatce piersiowej, próbując spojrzeć na ekran, ale mi na to nie pozwolił.
Parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem, kręcąc przy tym głową.
-Pokaż mi!- sapnęłam. Wyrwałam telefon z jego dłoni, a kiedy spojrzałam co na nim było pokazane, wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
-Usuń to.- pisnęłam, zakrywając dłonią oczy. Na zdjęciu byłam ja cała obsypana brokatem z głupią pozą. O ile dobrze pamiętam, był to dzień, w którym się pierwszy raz spotkaliśmy.
-Wyglądasz tu jak jedenastoletnie dziecko.- oblizał dolną wargę. Spojrzał na ekran ponownie, a następnie na mnie- Jezu, jak wyseksiałaś- powiedział poważnym tonem, co spowodowało u mnie kolejną falę śmiechu.
-Co zrobiłam?
-Wyseksiałaś.- poruszył zabawnie brwiami, kładąc dłonie na moich biodrach.
-Nie ma takiego słowa, głupku- uderzyłam go otwartą dłonią w czoło.
-Teraz już jest- wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko.
Zanim wyszłam do kuchni, coś jadłam... Moja zupka chińska!
-Gdzie jest chińska?- nachyliłam się nad nim, umieszczając moje ręce po bokach jego głowy. Zmarszczyłam brwi i czekałam, aż mi odpowie.
-Jaka chińska?- grał głupiego, ale ze mną tak łatwo nie wygra. Jestem pewna, że została tam więcej niż połowa.
-Moja zupka chińska. Gdzie ona jest? Ja nie żartuje, Justin- splunęłam, mrużąc oczy, żeby wyglądać groźniej i na bardziej wkurzoną.
-Zjadłem ją.
-Co zrobiłeś?- pisnęłam.
-Zjadłem ją- powtórzył znudzonym tonem, dodając do tego ziewnięcie.
-Nie wierzę, że to zrobiłeś. Jestem kurewsko głodna...
-Powinnaś mi dziękować! Z tego co wiem, nie możesz się tak odżywiać. To nie zdrowe dla dziecka, więc rusz dupsko i weź sobie jabłko czy coś. Oczywiście przed pójściem, ładnie mi podziękujesz- mruknął, przyciągając mnie do siebie. Złapał w zęby moją dolną wargę, cicho warcząc. Zaśmiałam się i złożyłam soczysty pocałunek na jego malinowych ustach.
 -Cara ma jakąś niespodziankę dla mnie- uśmiechnęłam się lekko, głaszcząc palcami jego twarz. Ułożyłam wygodnie moje ciało na jego. Był takie cieplutki, zresztą jak zawsze..
-Wiesz co to?- jego palce rysowały niewidzialne wzorki na moich odkrytych ramionach, a miętowy oddech uderzał o moją twarz.
-Nie mam pojęcia. Kazała nam być jak najszybciej jutro z rana, więc chyba powinniśmy się już położyć spaćku- zagruchałam jak do małego dziecka, robiąc przy tym dzióbek.
-Do rana to ja mam ochotę cię dzisiaj pieprzyć, kochanie- warknął, przyciągając mnie do siebie.
-Grzeczniej, Justin, grzeczniej- wybuchłam śmiechem, trącając palcem jego nos. Cholernie mnie podniecały jego niegrzeczne słówka i uwielbiałam je wręcz. Pisnęłam głośno, gdy szatyn zacisnął palce po moich bokach i przewrócił nas tak, że teraz ja leżałam pod nim. Wpił się brutalnie w moje usta, a jego dłoń powoli schodziła do gumki moich białych spodenek.
                                                                                ~.~
-Justin, wstawaj!- wskoczyłam na jego plecy, gdyż spał na brzuchu, cały zaplątany w kołdrę.
-Jeszcze chwilka, kochanie. Chodź tu do mnie- wymamrotał w poduszkę, zachrypniętym głosem. Przycisnął moją czyściutką twarz- brałam przed chwilą prysznic- do swojego spoconego, brudnego boku.
-Zostaw mnie. Śmierdzisz- jęknęłam, próbując się wyrwać z jego uścisku.
-To zapach pięknego, dłuuuugiego seksu, więc nie wiem o co ci chodzi- uniósł lekko głową, patrząc prosto w moje oczy. Był cholernie blady i zaspany.
 -Wiesz, że już powinniśmy być w drodze? Rusz się, Justin.- warknęłam, schodząc z łóżka. Zaczęłam zbierać nasze ciuchy z podłogi, żeby chociaż trochę wyglądało tu normalnie, a nie krzyczało z kilometra "właśnie w tym pokoju był uprawiany najostrzejszy seks stulecia"
Obejrzałam się przez ramię, gdy usłyszałam ponownie ciche pochrapywanie. Okej, dam mu jeszcze pół godziny.
Po godzinnym ogarnianiu tego syfu, wreszcie mogłam chwilę odpocząć. Justin już był w pełni ubrany i ogólnie to już był gotowy do wyjścia.
-Musimy się jeszcze pożegnać z Pattie, Carly, Ryanem..- uśmiechnęłam się szeroko. Spojrzałam w bok i zauważyłam jego zniesmaczoną minę, gdy szukał swoich okularów przeciwsłonecznych.
Oho, więc dzisiaj pan Justin Bieber nie jest w najlepszym humorze.

Po pożegnaniu się ze wszystkimi, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę. Justin w ogóle się nie odzywał, co mi nie przeszkadzało, co jak co, ale czasami uwielbiam posiedzieć w ciszy.
Kiedy samochód się zatrzymał pod naszym domem, wybiegłam z niego jak poparzona. W głowie miałam tylko jedno.. tą słynną niespodziankę.
Jak tylko spojrzałam przed siebie, stanęłam jak wryta, otwierając szeroko usta.
-Co ty tutaj robisz?

_______________
hej, hej, heeej...
http://ask.fm/blebleblexx < ZAPRASZAM!
miałam coś tu wam ważnego napisać, ale ZAWSZE, Z A W S Z E muszę zapomnieć, jeju...
przepraszam was, że urwałam w takim momencie, ale chciałam, żebyście się głowiły kto może na nią czekać. jakieś propozycje? :)))))))))))))
okej, nie zanudzam. do następnego. kocham xx.

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 21.

Przysięgam, że przez całe moje pieprzone życie nie powtórzyłam mojego imienia tak dużo razy jak dzisiaj. 
Każdemu kto dowiedział się jakie relacje łączą mnie z Justinem, miałam ochotę zadać to samo pytanie "Co cię tak dziwi?". Każdy, naprawdę każdy skończył ze szczęką przy ziemi, gdy dowiedział się, że jestem dziewczyną Biebera. Chwile potem wracali na ziemie i obdarzali mnie serdecznym uściskiem. Jego rodzina była strasznie miła, a Justin najwidoczniej miał opinię męskiej dziwki. Ups, no co? Mówię tylko to, co zauważyłam.
Nic się nie zmieniło pomiędzy mną, a chłopakiem. Nasza rozmowa opierała się tylko na "Tak. Nie. Chodź tutaj. Poznaj tego, tamtego". Coraz bardziej mnie to irytowało.
-Zjedz coś, kochanie- uśmiechnęła się ciepło Pattie, podstawiając mi pod nos sałatkę z mango.
-Nie, dziękuje. Może później- odparłam.
Pattie chyba mnie polubiła. Zresztą... Ona wygląda, jakby każdego kochała. Jestem pewna, że nie ma ani jednego wroga, czy osoby, która by jej nie lubiła. I odwrotnie. Serio.
Ciekawe czy wie, że jej syn... Cóż, że jest trudny.
-Miley?
Uniosłam, zaciekawiona, brew, czekając na jej dalsze słowa.
-Czy Justin jest dla ciebie dobry? No wiesz... Czy zrobił kiedykolwiek coś nieodpowiedniego?
Och, a więc wie.
Zerknęłam kątem oka na śmiejącego się szatyna, który próbował tańczyć z Carly. Ciągle dostawał od niej po głowie, więc pewnie sobie z niej żartował.
-Szybko puszczają mu nerwy, ciężko nad nim zapanować gdy wpadnie w furię i nienawidzi gdy ktoś próbuje mu pomóc, chociażby rozmową, ale stara się nad tym pracować. A jeśli chodzi o to, czy kiedykolwiek mnie uderzył. Nie, nie zrobił tego.
Wypuściłam powietrze z płuc, nieświadoma tego, że wciąż je tam trzymałam.Tak, okłamałam ją. A co miałam jej powiedzieć? Że jej jedyny, najukochańszy synek-oczko w głowie, blablabla, podniósł na mnie rękę i to nie raz? Nie. Nawet nie wiem jakby na to zareagowała.
-To dobrze. Wybacz, że tak wypytuje, ale znam mojego syna i już od małego- uniosła dłoń na wysokość stołu i głośno westchnęła- miałam z nim problemy. Codziennie, ale to codziennie musiał przyjść z podbitym okiem, bo pyskował do starszych chłopców, albo cały podrapany, gdy przechodził przez płot u sąsiadów. O!- krzyknęła jakby raptownie przypomniała sobie o czymś ważnym. Wyciągnęła komórkę ze swojej srebrnej kopertówki i wystawiła ekran w moją stronę. -To moje ulubione zdjęcie i mam je wszędzie. W portfelu, na biurku w moim gabinecie, na lodówce.. Kocham je!
Mówiąc to w jej oczach pojawiły się iskierki szczęścia jak i dumy. Przeniosłam wzrok na telefon i zobaczyłam małego, przesłodkiego Biebera w granatowym kombinezonie i z łopatą do odśnieżania śniegu.
-O nie...- wybuchłam śmiechem, przykładając dłoń do ust. Wyglądał przezabawnie i jeszcze ten jego uśmiech mówiący "Zaraz cię zgwałcę, hehe".
-O tak.- zaśmiała się Pattie- Był przeuroczy, zresztą teraz też jest. Mam najsłodsze dziecko na świecie- uśmiechnęła się szczerze, patrząc w stronę chłopaka.
-Co robicie?- podskoczyła lekko, gdy szatyn raptownie pojawił się za mną i owinął ręce wokół mojej talii, opierając brodę o czubek mojej głowy.
-Ależ nic, nic.- kobieta niewinnie się uśmiechnęła, szybko chowając telefon z powrotem na jego miejsce.
-Tylko mi nie mów, że...- odwróciłam głowę, żeby mieć lepszy widok na jego twarz- Mamo! Ostatni raz zostawiłem cię z nią sam na sam. Czemu zawsze mi to robisz? To zdjęcie jest beznadziejne, a już o tym uśmiechu pedofila, który myśli, że jest super, bo idzie odśnieżać śnieg, nie wspomnę.
Niby był wkurzony i zażenowany całą tą sytuacją, ale jego kąciki ust stale unosiły się do góry.
-No co? Po prostu jestem dumna, że urodziłam takiego przystojnego samca.- podniosła się lekko, ściskając policzek Justina, tak jak to wszystkie babcie robią swoim wnukom, mówiąc im jacy oni słodcy.
-Mamo- jęknął, przewracając teatralnie oczami.
-Skarbie...- naśladowała jego głos.
-Cokolwiek- usiadł nadąsany obok mnie, zniżając się do maksimum. 
Zaśmiałam się, kładąc dłoń na jego kolanie. Może i miał te dwadzieścia lat, ale uwielbiał się dąsać i mamrotać coś pod nosem, niczym małe dziecko.
Nagle, Carly, rzuciła się na krzesło, naprzeciwko mnie, ciężko oddychając.
-Przysięgam, że zaraz wyskoczy mi serce- zaczęła wachlować sobie dłonią przed twarzą.
-Nie wierzę, że właśnie wzięłaś ślub- Justin pokręcił rozbawiony głową, wciągając wargi do środka- Biedny Ryan- cmoknął, zwilżając dolną wargę językiem.
-Zamknij się, idioto- syknęła, mrużąc oczy.
-Idioto?- uniósł wysoko brwi- Och, jak dorośle. Mam ci przypomnieć, że jesteś już mężatką, Carly? Zachowuj się- skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. 
-Uduszę cię, Bieber. Jesteś taki...taki ugh!- warknęła, głośno wypuszczając powietrze. 
-Może później. Najpierw muszę pogadać z Miley.- wstał, wystawiając dłoń w moją stronę- Idziesz?
Kiwnęłam twierdząco głową, splatając nasze dłonie razem. Zerknęłam na Carly, która wyglądała jakby oddałaby wszystko, byleby tylko z nami pójść i dowiedzieć się o czym chłopak chce ze mną porozmawiać.
Odeszliśmy kawałek, a muzyka grała już ciszej. Wchodziliśmy coraz głębiej w jakiś park czy chuj wie co. Stanęłam rozglądając się po okolicy. Chyba zapomniał, że mam na sobie szpilki.
-Czemu stanęłaś?- odwrócił się w moją stronę. Ledwo zdołałam zauważyć jego rysy twarzy, gdyż było już ciemno.
-Chyba zapomniałeś, że szpilki i las nie za bardzo się lubią.
Przekręcił oczami, wzdychając- Wskakuj- odwrócił się do mnie plecami, czekając aż wdrapię się na jego plecy, co i zaraz zrobiłam.
-Ty coś w ogóle ważysz?- zapytał ściskając lekko moje pośladki.
-Naprawdę, Justin? Bo ty jesteś cały obrośnięty tłuszczem, aż wylewa się bokami- prychnęłam i oparłam brodę o jego barek, próbując cokolwiek zobaczyć przed nami.
-Idź szybciej, bo zimno mi w tyłek- mruknęłam, obciągając moją sukienkę. 
-Specjalnie położyłem tam dłonie, żeby cię ogrzać, skarbie.
-Jasne, a ja jestem królową Anglii. Po prostu chciałeś pomacać moje seksowne pośladki- zaśmiałam się, przytulając się do niego bardziej. Był jak ludzki kaloryfer. Gdziekolwiek byś go nie dotknęła, uszy, palce, pępek, sutek, brzuch, wszędzie był cieplutki.
-Myślisz, że kim jestem?- fuknął oburzony, ale dało się usłyszeć jego cichy śmiech.
-Myślę, że jesteś Justinem Bieberem- uśmiechnęłam się szeroko.
-Już jesteśmy.- postawił mnie na ziemi. Byliśmy na polanie, na której rosło tylko jedno, ogromne drzewo. Oczywiście, nie licząc tych co nas otaczały. Nad nami świecił księżyc, co sprawiało, że było tu pięknie i magicznie.
Pociągnął mnie za rękę w stronę drzewa. Była do niego przymocowana huśtawka, na której usidłam, a chłopak stanął pomiędzy moimi nogami. 
-Miley...- zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć. Musiałam powiedzieć mu o wszystkim, co mnie boli.
-Poczekaj- zatrzymałam go dłonią- Zanim coś powiesz, ja pierwsza. Zabija mnie pomału to, że odpychasz mnie od siebie. Właśnie teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje. Boje się. Cholernie się boje, co będzie za te osiem miesięcy i potrzebuje cię, żebyś mnie przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze. Nienawidzę tego, że...
Przerwał mi, przyciskając wargi do moich. Potrzebując go, wcisnęłam język pomiędzy jego wargi, rozpaczliwie szukając jego. Mruknęłam zadowolona, kiedy jego miękki język otarł się o mój. Położył swoje duże dłonie na moich policzkach, a ja przekręciłam głowę w pełnej rozkoszy. Powoli zaczynało nam brakować powietrza, więc się od siebie oderwaliśmy. Justin przycisnął czoło do mojego, patrząc mi prosto w oczy.
-Kocham cię, idiotko i kocham tego brzdąca, który będzie miał najbardziej zajebistych rodziców na świecie. Chyba nie powinienem przy nim przeklinać, ale jest późno, więc pewnie już śpi- zaśmiał się głośno, delikatnie cmokając mnie w usta.
Szczęka mi opadła, aż po same kolana. Chciałam coś powiedzieć. Czułam jak moje wargi chcą się ruszać, ale nie mogą. Przygryzłam z całej siły policzek od środka, żeby nie rozkleić się przed nim jak mała dziewczynka. Niestety to nie zatrzymało kilka łez, które zostawiły długie smugi na moich policzkach.
-No nie mów mi, że płaczesz. Mileeeeeey, no...- jęknął rozbawiony całą tą sceną, ocierając kciukiem moje kości policzkowe.
I to właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie potrafiłabym bez niego żyć.
Kocham go.
Jest popieprzony, chamski, irytujący, a zarazem słodki, kochający i troszczący się. Ta cała aura bad boya to tylko maska, która mu się spodobała i postanowił się z nią nie rozstawać.
No rzeczywiście... gdyby usunąć jego wszystkie tatuaże, zostawić grzywkę na jego czole, a nie stawiać ją do góry i zmienić jego ubrania, wyglądałby na chłopca, a nie na chłopaka, od którego aż krzyczy "powiedz coś złego, a poderżnę ci gardło".
Jest mój.
O tak... i na pewno nikomu go nie oddam.

JUSTIN:
Musiałem jej to powiedzieć. Zabijało mnie to, gdy patrząc na nią czułem jej smutek i widziałem, że jest ciągle nieobecna. Wiem, kurwa. Zjebałem, ale postaram się, żeby znowu była szczęśliwa i niczym się nie przejmowała. 
-Chcesz coś zrobić szalonego?- wyszczerzyłem się w jej stronę poruszając zabawnie brwiami. Uchyliła nieco usta, czekając aż powiem jej coś więcej. 
-Tylko musimy iść trochę dalej. O tam- wskazałem ręką na pole przed nami- To jak?
Spojrzała w kierunku gdzie wskazywała moja dłoń.
-Raz się żyje- pociągnęła nosem, zeskakując na proste nogi. Wspominałem już, że jej nogi są najseksowniejsze na świecie? Nie? Okej, to już to zrobiłem.
Czekałem chwilę, aż wskoczy mi na plecy, a następnie ruszyłem, dobrze znaną, ścieżką.
Moje dłonie od razu zjechały na jej aksamitne pośladki. 
-Robisz to specjalnie!- sapnęła oburzona, nieco się poprawiając.
-Nie wiem o czym mówisz, mała- uśmiechnąłem się pod nosem- Zeskakuj. To tu.
-Tu?- rozejrzała się po otoczeniu- Tu nic nie ma, głupku.
-Patrz tam- złapałem jej brodę między palec wskazujący, a kciuk i przekręciłem jej głowię tak, żeby patrzyła prosto. 
Stała tam stara, opuszczona drewniana chata, a obok niej rozlewał się ogromny staw, w którym odbijało się światło księżyca i gwiazdy. 
Skąd znam to miejsce?
Powiedzmy, że stara kanapa, która stoi w środku chaty, została porządnie przetestowana. Moje wykrzykiwane w rozkoszy imię odbijało się echem od tych brudnych ścian.
-Podobno ukrywa się tu facet, który uciekł z zakładu psychiatrycznego i w dzień błąka się po lesie, a na wieczór wraca do chatki- wyszeptałem śmiertelnie poważnie wprost do jej ucha. Zerknąłem tylko na chwilę, na jej przerażoną twarz, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem.
Oczywiście, że ta historyjka była zmyślona, a tą chatę już dawno nikt nie odwiedza. No oprócz tutejszych dzieciaków. 
-Ja się boje, Justin. Nigdzie nie idę- powiedziała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Nabrałem powietrza w płuca, żeby tylko się nie wydać. Przezabawne jest to, że łyknęła wszystko jak pelikan.
-Przecież jesteś ze mną. Nic ci nie grozi- odgarnąłem rękoma pare krzaków, żeby odgrodzić nam drogę- Idziesz, czy zostajesz?
-Nie!- krzyknęła raptownie, nawet kiedy jeszcze dobrze nie skończyłem. Ona naprawdę była przerażona.- Znaczy..- chrząknęła, pocierając dłonią o ramię- Pójdę, bo nie chcę, żeby ci się coś stało.
-Serio?- spojrzałem na nią rozbawionym wzrokiem- W takim razie kryj mnie mój mały ochroniarzu- rozczochrałem jej blond grzywkę, wystawiając język.
-Ostatni. Raz. Powiedziałeś. Do. Mnie. Mała- uderzyła mnie swoją drobną piąstką w pierś. 
-Au, au. Proszę nie bij, bo połamiesz mi wszystkie kości- wydąłem dolną wargę, masując prawą dłonią miejsce, w które mnie przed chwilą uderzyła.
-Zamknij się.- burknęła, pchając mnie w stronę przejścia.
Stanąłem tuż przy samym brzegu. Schyliłem się, żeby ściągnąć buty. Łapiąc za najwyżej przyszyty guziczek mojej śnieżnobiałej koszuli, odpiąłem go, uwalniając szyję od cholernego ucisku.
-Co ty robisz?- spytała, śledząc uważnie każdy mój ruch z przygryzioną górną wargą.
-A na co to wygląda?- rozpiąłem ją do końca, rzucając ją na ziemie. Odpiąłem guzik od moich spuszczanych w kroku spodni i rzuciłem je, tak, że spadły niedaleko reszty ubrań.
-Jesteś szalony, Justin. Przeziębisz się, a co najlepsze nawet nie wiesz co w tej wodzie pływa czy pływało. Pewnie jest kurewsko brudna- pokręciła z niedowierzaniem głową, stukając palcem wskazującym o czoło.
-Hej, a to nie ty chciałaś zrobić ze mną coś szalonego? Rozbieraj się. No już, już- dźgnąłem ją palcem w brzuszek, a następnie odwróciłem się do niej tyłem i wskoczyłem do wody. 
Kilka śliskich wodorostów otarło siię o moją nogę, ale tak, to nic podejrzanego nie wyczułem. 
Patrzyłem na nią rozbawiony jak mamrocze pod nosem wyzwiska na mnie, ale i tak posłusznie ściągała z siebie ubrania. 
Podpłynąłem bliżej, chcąc jej pomóc.
-Nie dotykaj mnie. Sama sobie poradzę- zatrzymała mnie dłońmi, podchodząc ostrożnie. Dużym palcem u stopy sprawdziła wodę, a następnie powoli zaczęła się zanurzać.
-FU! COŚ TU PŁYWA!?- krzyknęła, machając rękoma w różne strony- Wychodzę, Justin!
-No przestań. Nic tu nie ma- wybuchłem śmiechem, widząc jak wyskakuje z wody jak poparzona. Zaczęła się szamotać, oglądając każdy kawałek swojego ciała.
-Nie wrócę tam. To było najgorsze co mnie w życiu spotkało. Ble- wzdrygnęła się, siadając płasko na trawie. 
Westchnąłem i wyszedłem z wody. Stanąłem w miejscu, roztrzepując dłońmi włosy, żeby pozbyć się nadmiaru wody.
-Co ty masz, kurwa, na sobie?- pisnęła Miley, wskazując na mnie palcem.
Obejrzałem się, a na moim brzuchu, udzie i stopie było poprzyklejane po jednej pijawce. 
-Mówiłam, żeby tam nie wchodzić. Mówiłam! Nawet się do mnie teraz nie zbliżaj!
-Nie mów mi, że nigdy ci się nie przykleiła pijawka, skarbie- wywróciłem oczami, odrywając czarne pasożyty.
-Pierwszy raz widzę to gówno na oczy- zrobiła obrzydzoną minę, spoglądając jeszcze raz uważnie na swoje ciało.
-No proszę, jaka księżniczka mi się trafiła- parsknąłem śmiechem, siadając za nią, tak, że opierała się o moją klatkę piersiową. 
-Ostatni raz zgodziłam się na twoje "zróbmy coś szalonego"- pokręciła głową, splatając nasze dłonie razem.
-Miley?
-Tak?
-Tylko spokojnie. Nie krzycz- wciągnąłem wargi do środka, żeby się nie śmiać.
-Co jest?- odparła.
-Coś czarnego wije się po twoim tyłeczku- powiedziałem spokojnie. 
-CO?!- wyskoczyła gwałtownie na równie nogi, skacząc i jęcząc jakieś niezrozumiałe słowa.
Wybuchłem głośnym śmiechem, trzymając się za brzuch. Mogłem to nagrać, serio. 
-Ty dupku! Nienawidzę cię!- krzyknęła, śmiejąc się równie głośno jak ja. Położyłem się na trawie, dławiąc się własną śliną. Rzuciła się na mnie, okładając mnie pięściami gdzie popadnie- Nienawidzę cię!
-Żaa-ałuj, że-e nie widzia-łaś s-swojej miny- próbowałem z siebie wydusić, ciągle na nowo parskając śmiechem.
-Justin?
Otarłem łzy spod moich oczu, dalej chichocząc pod nosem.
-Justin!- szepnęła dziewczyna, kiwając głową na obraz za mną.
-Nie nabierzesz mnie, dupo. Jestem w tym najlepszy- położyłem dłonie na jej biodra, oblizując dolną wargę.
-Justin.Ktoś.Tam.Stoi.I.Się.Na.Nas.Patrzy- wycedziła przez zęby, ciągle patrząc w tym samym kierunku. Podniosłem się na łokciach, patrząc tam gdzie dziewczyna. Rzeczywiście stałam tam jakaś czarna postać.
-O cholera.

 _____________  
Hej.
Po przeczytaniu tych pięknych komentarzy ruszyłam dupsko i napisałam rozdział, żeby dodać go szybko, dla was.Widzicie? Warto komentować, bo to naprawdę cholernie motywuje. DZIĘKUJE ZA MIŁE SŁOWA. JESTEŚCIE WIELCY I NAJLEPSI!
http://ask.fm/blebleblexx < ZAPRASZAM.
do następnego. xx.



Obserwatorzy