sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 12.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.



-Jesteś niewdzięczną suką, Miley- wykrzyczał Justin w furii. Czy ja się przesłyszałam, czy ten chuj naprawdę nazwał mnie niewdzięczną suką?
-Słucham?- przełknęłam głośno ślinę. Miałam wrażenie, że głowa zaraz mi eksploduje, ale zignorowałam to. Justin chodził po pokoju, ciągnąc nerwowo za końce swoich włosów, jakby chciał je wszystkie naraz wyrwać. Ja siedziałam zdezorientowana na łóżku, wysłuchując różnych wyzwisk od rana, ale teraz przesadził. Najgorsze jest to, że za cholere nie pamiętam co stało się tej nocy. Tak wiem, wyszłam z Cara na miasto, a dalej? Nie mam jebanego pojęcia. A przecież Justin mi nic nie powie, bo przecież najlepiej jest odpierdalać mnie i wyzywać od najgorszych gówien, gdy ja nie wiem czym sobie na to zasłużyłam.
-Dobrze słyszałaś. Wyrwałem cię z Nowego Jorku, bo tam nie miałaś życia ze swoją chorą rodziną, a ty mi takie rzeczy odpierdalasz. Powinienem usłyszeć podziękowania, a zamiast tego widzę jak rozkładasz nogi przed przypadkowym kutasem, jak…
-Jak? No dalej..
-Jak zwykła dziwka- powiedział to tak łatwo. Te słowa wychodziły z niego jak zwykłe „Cześć. Co dziś na obiad?” Otworzyłam szeroko usta, ale nie mogłam mu na to odpowiedzieć, nie mogłam się jakoś odgryźć. To mnie za bardzo zabolało. Niby nic wielkiego, a jednak on nie powinien tego powiedzieć.
-Co zabrakło ci języka w gębie? W ogóle wypierdalaj stąd, bo mam ochotę cię udusić.
-To tak samo twoje, jak i moje mie..- zdecydowałam się odezwać, ale szybko mi przerwał.
-Wypierdalaj stąd- ryknął.
Wszystkie rzeczy, które leżały na stoliku nocnym, teraz znalazły się na podłodze pod pływem jego uderzenia w nóżkę. Mieszanka moich perfum z jego perfumami, momentalnie rozległa się po pokoju. Próbowałam wstać , wyjść i być jak najdalej od tego chuja, ale nie mogłam. To dziwne, ale czułam się jakbym była sparaliżowana czy coś..
-Kurwa, tak bardzo jestem teraz na ciebie wkurwiony- krzyknął, a jego złość podskoczyła do maksimum. Jego twarz była aż bordowa, włosy sterczały we wszystkie kierunki, a pięści zaciskały się, a za chwilę rozluźniały. Ścisnął w pięści moje ramie, popychając mnie na podłogę. Teraz się liczyło to, aby być jak najdalej od niego. Przeszłam na kolanach na sam koniec pokoju, siadając pod ścianę. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, kładąc na nie brodę. Łzy kuły mnie w oczy i chciały już się wydostać, ale nie dałam za wygraną. Nie mogę mu pokazać, że to co on robi doprowadza mnie do płaczu. Muszę być silna..
W tym momencie, w pokoju, było tylko słuchać jego ciężki oddech. Zrobił kilka kroków w moją stronę i uklęknął.
-Chodź tu- rozłożył ramiona, patrząc na mnie przeszywającym wzrokiem. Przez chwilę się wahałam, ale trwało to krótko. Owinęłam ciasno ręce wokół jego tułowia, wciągając przy tym zapach, którego nie zapomnę do końca życia.
-Przepraszam. To się więcej nie powtórzy, obiecuję- ułożył swoją szczękę na moim ramieniu, a rękoma gładził miejsca tuż nad moim tyłkiem.
Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś pewien.
-Wszystko okej- westchnęłam. Coraz bardziej byłam tym wszystkim zmęczona.
-No właśnie..- zaczął, a ja zainteresowana, odkleiłam głowę od jego klatki piersiowej. Obserwowałam jak grzebie po kieszeniach spodni i czegoś szuka. W końcu wyciągnął białą kopertę i podał mi ją.
-Co to?- zmarszczyłam brwi, patrząc uważnie na biały papier.
-Zaproszenie- wzruszył ramionami. Wstał z podłogi, siadając na niezaścielonym łóżku.
-A jaśniej można?- podniosłam się z miejsca, drepcząc ścieżką, którą przed chwilą sam szedł. Usiadłam po turecku na miękkim materacu, wyciągając różową karteczkę ze środka.
-Moja siostra cioteczna, Carly, wychodzi za mąż. Będzie cała moja rodzina, więc my też jesteśmy zaproszeni- przyciągnął mnie bliżej. Jego ręka gładziła moje udo, kiedy ja oglądałam śliską karteczkę. No tak.. po środku były, obsypane złotym brokatem, dwie splecione ze sobą obrączki.
-Ty jesteś zaproszony- skwitowałam, chowając z powrotem zawartość do środka białej koperty.
-Z tego co wiem to jesteś moją dziewczyną i musisz iść ze mną.
-Nie Justin. To jest przyjęcie rodzinne, a ja nie chcę wam przeszkadzać. Poza tym co powiedzą wszyscy jeśli zauważą, że przyprowadziłeś ze sobą jakąś tam dziewczynę na tak bardzo ważną uroczystość dla twojej rodziny? I jeszcze coś.. po prostu będzie mi głupio no.. rozumiesz?- zapytałam choć nie czekałam na odpowiedź. Niech nawet i stanie na kutasie, a ja i tak nie pójdę. Wiem, że będzie napięta atmosfera i każdy będzie pożerał mnie wzrokiem. Zresztą… sama bym tak robiła, gdyby ktoś przyprowadził kogoś obcego na mój ślub. Uniosłam wzrok na Justina, który wystukiwał coś na swoim IPhonie.
-Co ty robisz?- pisnęłam gdy zauważyłam ten jego głupi, cwany uśmieszek. Wiem, że coś kombinuje.. ten uśmiech zawsze go zdradza.
-Halo? Mamo? To ja Justin..
Spojrzał na mnie i przycisnął palec do ust. Próbowałam mu wyrwać telefon, ale za nic mi to nie wychodziło. Położył się na plecach, kładąc lewą rękę pod głowę. Wdrapałam się i położyłam na jego rozgrzanym ciele. Przybliżyłam ucho do miejsca, gdzie trzymał swój telefon.
-Na ten ślub Carly przyjdę z moją dziewczyną.
Z moją dziewczyną – dwa głupie słowa, a mi dalej robi się przez to gówno słabo.
-Masz dziewczynę Justin?
Usłyszałam piskliwy, kobiecy głos w słuchawce, a cichy chichot wyrwał mi się z ust. Wydawała się naprawdę tym zszokowana.
-Mamoo..- przeciągnął „o” jakby miał 5 lat, a mama postawiła go w kłopotliwej sytuacji. Tak jakby jakiś obiad rodzinny, a rodzice zaczęliby pokazywać twoje gołe zdjęcia w wannie. Tak, chyba każdy przez to przeszedł.
-Tak, jasne…no, no tak- Justin z każdym wypowiedzianym słowem przewracał oczami, a ja uśmiechałam się jak głupia. Był tak bardzo uroczy.
-Cześć- rozłączając się, odłożył IPhona na skrawek łóżka- Jedziesz ze mną.
-Jesteś taki uroczy Justinku- ścisnęłam delikatnie jego policzki, na co on uśmiechnął się szeroko- I jeszcze te słodkie dołeczki w policzkach. Mój chłopczyk- gruchałam, głaszcząc jego czoło.
-Ten słodki, uroczy chłopczyk może też być i niegrzeczny- jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił na coś w stylu hej, jestem zajebiście pewny siebie. Wypchnął biodra do przodu, w ten sposób uderzając o moje. Jego ręce znalazły się na moich pośladkach.
-Przystopuj swojego konia Kochanie- podniosłam się lekko i wsadziłam między nasze miejsca intymne wielką różową poduchę.
-Przepraszam, jak przed chwilą nazwałaś mojego penisa?- uniósł wysoko brwi, powstrzymując z trudem śmiech. Spojrzałam na niego, marszcząc czoło.
-Nie chodziło mi o twojego penisa, tak się mówi.. Przystopuj swojego ko..- urwałam, zastanawiając się chwilę. Tak, to tak właśnie brzmiało jakbym nazwała jego penisa koniem. Wybuchłam głośnym śmiechem, a za chwilę dołączył i Justin- Oj zamknij się idioto, musimy iść na zakupy- uderzyłam go żartobliwie z pięści w pierś.
-Jesteś okrutna- zasłonił twarz rękoma, wypuszczając głośno powietrze.
-No już wstawaj dupo- złapałam go za rękę, ciągnąc w moją stronę.
-Dupo?- uniósł wysoko brwi, wyraźnie rozbawiony.
-Mamoo..- przeciągnęłam przesadnie „o” tak jak zrobił to Justin, rozmawiając ze swoją mamą. No co? Lubię się z nim czasami podroczyć. Wystawiłam język w jego stronę, a on niespodziewanie złapał moją wargę w żeby. Pisnęłam oszołomiona jego szybkością.
To takie dziwne.
 Nienawidzę go i życzę mu śmierci, a chwilę po tym, kocham go najmocniej na świecie. Jej..
~.~
Po długich dyskusjach i przekonywaniu go wyszliśmy na obiad do Macdonalda, w centrum, a następnie pójdziemy i poszukamy czegoś eleganckiego na ślub.
Gotowa stałam przy wyjściu, czekając na Justina. Boże, ile to można się szykować? Moja stopa nerwowo stukała o podłogę, a ręce skrzyżowałam na klatce piersiowej, kiedy w końcu postanowił się pokazać.
-No co?- rozłożył ręce, schodząc na dół. Zabrałam z koszyczka klucze od samochodu i domu. Zmierzyłam go dokładnie wzrokiem i muszę przyznać, że wyglądał świetnie..zresztą jak zawsze. Miał na sobie kremowe rurki- opuszczone w kroku, jasną dżinsową koszulę- zapiętą pod samą szyję, więc kołnierzyk był ładnie ułożony. Na głowie miał standardowo, czarnego fullcapa z czerwonym daszkiem, a na stopach czarne supry.
-Ślicznie wyglądasz- podszedł do mnie, delikatnie mnie obejmując.
-Dzięki- mruknęłam. Miałam na sobie jasne, dżinsowe spodenki z wysokim stanem. W miejscu kieszonek, umocowane były jakieś złote ozdoby. Za to na górę ubrałam ; ciasny top na piersi, odsłaniający mój brzuch. Był w różne pastelowe wzory. Na stopy włożyłam czarne martensy.
Justin położył dłoń na moim pośladku i odprowadził do samochodu.
~.~
-Justin?- zwróciłam jego uwagę gdy błądziliśmy po centrum handlowym. Tak, masz racje..nic nie kupiliśmy.
-Mhmm?- ścisnął moją dłoń, w celu pokazania, że mnie słucha.
-Pojedziemy gdzieś razem? Nie wiem..na plażę czy coś- wzruszyłam ramionami, patrząc na niego. No co? Widziałam różne, piękne, kolorowe stroje kąpielowe i zamarzyła mi się plaża. Przecież będzie jeszcze czas na znalezienie jakieś sukienki, jak nie z Justinem, to poproszę Care, żeby mi pomogła. Będę musiała i mu coś kupić, bo przecież nic mu się nie podoba. Bez przesady.. Nie będę zapierdalała do Paryża, na wybieg mody po garnitur dla pana Biebera.
Nic nie odpowiedział, tylko pociągnął mnie w bok.
-Po co tu przyszliśmy?- obejrzałam dokładnie wszystko znajdujące się w pomieszczeniu. Duże i małe piłki plażowe, deski, koce, a od różu na ścianach zachciało mi się rzygać. Nie tak dosłownie, ale wiecie o co mi chodzi, nie?
-Wybierz coś, bo jedziemy dzisiaj na plaże Kocie- posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów, kiedy włożył dłonie w kieszenie swoich spodni. Pisnęłam, uderzając dłonią o udo. Przytuliłam go szybko, a następnie wbiegłam wgłąb sklepu, szarpiąc za wieszaki z kolorowymi strojami kąpielowymi.  Wybierając kilka, podeszłam do przymierzalni. Zasłaniając zasłonę, zauważyłam Justina, który usiadł na jednym z białych foteli i bawił się telefonem.
Przymierzyłam zwykły, czarny strój, oglądając się w lusterku. Cholera, beznadziejnie. Zmarszczyłam brwi, wiedząc jak majtki wiszą niechlujnie na moim tyłku. Pozbyłam się go, nakładając następny. Tak to jest to [KLIK.KLIK]
Kiwnęłam zadowolona głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Wystawiłam głowę zza zasłony, szukając wzrokiem Biebera.
-Justin- zawołałam- Justin- powiedziałam nieco głośniej.
Nic.
Zero reakcji.
-Bieber!- wrzasnęłam na pół sklepu. Niektóre kobiety obejrzały się za siebie, a ja posyłałam im przepraszające uśmiechy.  Justin podniósł gwałtownie głowę, rozglądając się po sklepie. Chyba dopiero powrócił na ziemie z raju Biebra i uświadomił sobie gdzie się znajduje. Pomachałam ręką zachęcająco, żeby przyszedł. Podniósł się na równe nogi, podchodząc do mnie. Zasłoniłam za nim płachtę materiału, żeby jakaś chciwa baba nas nie podglądywała.
-O  kurwa- przełknął głośno ślinę, świdrując mnie wzrokiem.
-Co? Wyglądam źle?- zmarszczyłam brwi, poprawiając śliski materiał.
-Wyglądasz zabójczo- położył dłonie na moich biodrach- Jesteś cholernie gorąca- skwitował, a jego wargi atakowały skórę mojej szyi. Cichy jęk wyrwał się z moich ust. Podniósł mnie gwałtownie, więc uderzyłam plecami o ścianę przymierzalni. Huk rozległ się po pomieszczeniu, ale go to nie zatrzymało. Dalej ssał i lizał moją skórę.
-Justin..- sapnęłam kiedy jego palce powoli szarpały się z dolnym materiałem kostiumu.
-Mhm..-mruknął uwodzicielsko.
-Przepraszam, czy wszystko w porządku?- głos sprzedawczyni sprawił, że Justin zatrzymał swoje pocałunki, a ja otworzyłam szerzej oczy.
-Omm..- skóra zaczęła mnie swędzieć, kiedy Justin chichotał, ciągle trzymając przy niej usta- Tak, tak wszystko w jak najlepszym porządku- powiedziałam, z trudem powstrzymując śmiech.
-W razie kłopotów, stoję przy kasie- wtrąciła kobieta.
-Jasne, dziękuje- odpowiedziałam ciągle przywarta, przez Justina, do ściany.
-Więc na czym skończy..
-Nie- przerwałam mu niegrzecznie, kiedy jego ręka schodziła coraz niżej po moim brzuchu.
-Czemu?- zrobił minkę na smutnego szczeniaczka.
-Nie chcę, żeby ona tu wparowała, kiedy twój przyjaciel będzie twardo siedział we mnie- zaśmiałam się, uwalniając z jego uścisku.
-Jasne- westchnął, puszczając mnie.
-Odwróć się- pokręciłam palcem w powietrzu, przy tym zagryzając dolną wargę.
-Jesteś okrutna- pociągnął nosem, ze smutną minką. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odwrócił się na pięcie w drugą stronę.  Ściągnęłam górę kostiumu, zakładając mój top. Następnie założyłam moje szorty.
-Gotowe- uśmiechnęłam się.
-Mmm..jesteś bez stanika- mruknął uwodzicielsko z aroganckim uśmiechem.
-Skąd wiesz?- do topu były przyszyte małe poduszeczki, które miały służyć za stanik, a z rana przecież mnie nie widział.
-Lustro, lustro- powiedział melodyjnym głosem, a uśmiech na jego twarzy wciąż rósł. Wciągnęłam głośno powietrze i uderzyłam go w ramię.
-A to za co?- potarł obolałe miejsce. Tak, na pewno nic nawet nie poczuł..
-Świnia- zaśmiałam się i wyszłam z przymierzalni. Wszystkie pracownice jaki i niektóre kobiety, które przyszły coś kupić, przeniosły na nas wzrok, jedna do drugiej coś szepcząc. Świetnie. Policzki oblały mi się gorącem, więc spuściłam głowę. Ciągnąc Justina do kasy, chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Wypierdalajcie kurwa..

___________________

hej, hej notka na szybko, bo dopiero co wstałam i jestem zajebiście głodna xd i w dodatku jest już późno, a nie wiem, o której mama wraca.. jak wróci wcześniej i zobaczy ten syf to mnie udusi i nie wiem co tam jeszcze zrobi. 
hej co z wami? wyświetleń w chuj dużo (DZIĘKUJE, DZIĘKUJE), a liczba komentarzy spada, to smutne :(
jejku nie wiem co tu dalej napisać....
muszę się pochwalić. ZALICZYŁAM KOLENDĘ NA 4! jeszcze tylko 2 sprawdziany i po zagrożeniu, hahahah. okej, do następnego misie : )
ps. później sprawdzę błędy.

dajcie mi jeść!

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 11.



CZYTASZ=KOMENTUJESZ.


Przebudziłam się, gdy poczułam denerwujące promienie słoneczne, na mojej twarzy. Ugh, zapomnieliśmy rozciągnąć rolety wieczorem. Zerknęłam kątem oka na Justina, który spokojnie pochrapywał. No tak, zasłaniałam mu światło swoją głową. Uwolniłam się z jego uścisku, następnie podchodząc do okna i zasłaniając je. To, że ja już nie zasnę, nie musi on wstawać. Naciągnęłam na swoje ciało- byłam w samej bieliźnie, więc trochę zmarzłam- męską koszulkę, z dekoltem w serek.  Zapach czekoladowego Axe i żalu pod prysznic Justina drażnił mój nos. Mamrocząc coś niezrozumiałego, Justin, przekręcił się na drugą stronę, tylko że teraz leżał na brzuchu. Przeczesałam dłońmi moje długie gęste włosy, wchodząc do łazienki. Co powiecie na małą zmianę wyglądu? Przyzwyczaiłam się już do nich, są zajebiście długie i nawet mi się podobają, ale potrzebuje jakiejś zmiany. No właśnie, zapomniałabym kurwa.. Wczoraj gdy już wyszliśmy z tego obrzydliwego baru, wsiedliśmy razem w samochodzie i zadaliśmy sobie to samo pytanie..
Co teraz?
Minęło dobre kilka godzin, tak kilka pieprzonych godzin, kiedy to Pan Cudowny, przypomniał sobie, że jego rodzice mają dom, w mały miasteczku, około 350 km od Nowego Jorku, które stało puste-znaczy umeblowane, ale nie w tym sensie- i czekało na jakiegoś lokatora. Tak, było przeznaczone do wynajęcia. Jego rodzice muszą być chyba obrzydliwie bogaci, sądząc po wystroju wnętrza i po tym, że mają swój domek lotniskowy i podarowali dom dla Justina w Nowym Jorku. Do tego jeszcze jego wszystkie gadżety i samochód, który pewnie grubo kosztował około 300 000 dolarów. Był to jeden z tych sportowych aut. Strasznie mi się podobał, ze względu na kolor. Taka matowa czerń. Był świetny. [KLIKNIJ-OBRAZEK]
Ale wracając do naszego tymczasowego, chyba, miejsca zamieszkania..
Dom, nie był ani duży, ale też nie mały. Był po prostu średni, ale wystrój wnętrza powala na kolana i to dosłownie.
Omyłam twarz zimną wodą, a następnie gdy już ją osuszyłam wróciłam z powrotem do sypialni. Justin już nie stał, przecierając pięściami oczy.
-Hej- uśmiechnęłam się lekko, podnosząc jego bluzę z podłogi i wieszając na krześle.
-Hej- wychrypiał zaspanym głosem, zerkając na zegar- Jest wcześnie. Dlaczego już nie śpisz?- wymamrotał, a następnie pacnął twarzą w miękką poduszkę.
Podnosząc jego ciemne spodnie, coś wypadło z kieszeni. Mówiąc coś, mam na myśli pistolet.. tak, dobrze widzisz, pistolet.
-Justin?- podniosłam go z podłogi, odwracając się w stronę chłopaka.
-No?- powiedział w poduszkę.
-Co to, kurwa jest i po co ci to?- wrzasnęłam przerażona, kiedy on podniósł się szybko i nie minęła nawet chwilka, gdy stał już obok mnie.
-Czemu kurwa grzebiesz w moich rzeczach?- wyrwał mi spluwę z dłoni, wsadzając ją z powrotem w tylną kieszeń spodni.
-Przepraszam, ale zadałam ci pytanie. Głuchy jesteś?- ułożyłam dłonie na biodrach, patrząc na niego wyczekująco.
-Gówno cię to obchodzi i lepiej zmień ton, bo nie podoba mi się to-powiedział śmiertelnie poważnie, naciągając na tyłek szare dresy. Wzdrygnęłam się lekko, ale nie dawałam za wygraną. Każdy normalny, bez żadnych problemów, zwyczajny człowiek nie nosi przy sobie spluwy, no kurwa!
-Nie, nie zmienię mojego tonu, bo masz mi w tej chwili powiedzieć po co ci to gówno- wymachiwałam wściekła rękoma, podnosząc swój głos do maksimum. Justin zamyślony patrzył w ekran swojego iPhone’a gdy dostał od kogoś wiadomość.-Odpowiedz mi!-  zniosę wszystko, naprawdę wszystko ale nienawidzę jak ktoś ma mnie i to co mówię głęboko w dupie.
-Posłuchaj uważnie- ścisnął w dłoni mój prawy nadgarstek, wykręcając go lekko. Syknęłam gdy poczułam ostry ból- Teraz się zamkniesz, bo bardzo nie lubię wścibskich suk i poczekasz grzecznie aż wrócę i zapomnimy o tym zdarzeniu, zrozumiałaś?- powiedział głośno i wyraźnie, podkreślając dokładnie każde słowo, a kiedy nie odpowiedziałam, zacisnął bardziej swój uścisk- Teraz zadam Ci to pytanie jeszc..
-Tak- sapnęłam, przymrużając oczy z bólu.
-Grzeczna dziewczynka- uśmiechnął się triumfalnie, zakładając zwykła białą bluzkę i zawieszając na szyi pare złotych łańcuszków. Zniesmaczona, zaczęłam pocierać obolałe miejsce, ale kurwa dalej piekło i już widziałam siniaki, które powoli zaczęły się formować na moim nadgarstku.  Jakby nigdy nic wyszedł, trzaskając drzwiami.
-Jebany kutas- wrzasnęłam, rzucając pierwszą, lepszą rzeczą, która leżała pod moja ręką-książka- w miejsce, przez które niedawno wychodził.
Ubrałam zwykłe dżinsowe, czarne szorty, a koszulkę zostawiłam taką, jaką miałam na sobie, a mianowicie granatową bluzkę Justina z żółtym napisem. Zaczesałam dłonią grzywkę do tyłu. Biorąc klucze i telefon, wyszłam z domu.
~.~
Okej jestem cholernie wykończona. Dziwię się czemu nie odpadły mi jeszcze stopy. Odwiedziłam wszystkie sklepy, salon kosmetyczny i co najważniejsze fryzjera. Trudno mi było podjąć tą decyzję, ale w końcu się zdecydowałam na totalną zmianę wyglądu. I wiecie co? Uważam, że w tych włosach jest mi kurwa zajebiście [KLIKNIJ=OBRAZEK.]
Siedziałam w jakieś małej kawiarence. Jestem w niej pierwszy raz, ale patrząc na wygląd wnętrza, myślę, że częściej będę tu wpadała. Wszystko idealnie do siebie pasuje. Stare, ciemne meble są w dobrym stylu, połączone z meblami trochę już bardziej nowoczesnymi. Ktoś ma do tego głowę.. Zamówiłam mój sok pomarańczowy, więc rozsiadłam się wygodnie na czerwonej kanapie, skubiąc listki małego krzaczka, który leżał na moim stole. 
-Proszę bardzo- ktoś, a raczej kelner, postawił przede mną dużą szklankę z pomarańczową cieczą w środku. Uniosłam wzrok aby na niego spojrzeć. Był to wychudzony, rudy chłopiec z dużymi, czarnymi okularami na nosie. Czy jego matka go widziała bez koszulki? A jego rączki.. aż dziwne, że doniósł tacę z sokiem aż tutaj.
-Dzięki- uśmiechnęłam się przelotnie, układając niebieską rurkę idealnie między moje wargi. Kiwnął tylko głową i podszedł do stolika obok.  Jęknęłam cicho delektując się sokiem z świeżo wyciśniętych pomarańczy. Mmm, uwielbiam je.
-Cześć- powiedziała dziewczyna, która nie wiem jakim cudem siedziała teraz na przeciwko mnie. Kurwa była cholernie gorąca. Jej twarz była przepiękna i bez makijażu. Miała długie blond włosy, a na głowie bordową beanie. Ubrana była w czarną bluzę, a na to nałożyła dżinsową kurtkę.  Tylko tyle zdołałam zauważyć, ale już mogę powiedzieć, że jej styl jest zajebisty.  Zmieszałam się lekko, bo pierwszy raz ją widzę na oczy, ale jej to najwidoczniej nie przeszkadzało.
-No cześć- kaszlnęłam, wzruszając ramionami. Jej uśmiech wciąż rósł i rósł.. z czego ona się tak cieszy, przepraszam?
-Jestem Cara- wystawiła swoją dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na nią, kiedy ona żyła gumę w taki sposób, że widać był wszystkie zęby w jej mordzie. Co mi tam…
-Miley- uścisnęłam dłoń, a później z powrotem ułożyłam ją na stole.
-Hm, chyba jesteś tu nowa, bo wcześniej cię tu nie widziałam. To małe miasteczko, więc praktycznie kojarzę tu wszystkich, a uwierz mi, że zapamiętałabym taką dupę jak ty; wyglądasz świetnie mała- uśmiechnęła się w arogancki sposób, a ja wciąż gapiłam się na tą cholerną, niebieską gumę. Zgiń, kurwa.
-Ta, dopiero co się tu przeprowadziłam- wypiłam do końca swój sok z charakterystycznych siorbnięciem-  A ty? Od dawna tu mieszkasz?- nie interesowało mnie to za bardzo. Zapytałam z grzeczności…
-Całe swoje życie mała i powiem Ci, że lepszego miejsca, niż to, na ziemi nie znajdziesz- odpowiedziała pewna siebie, krzyżując ręce na piersi. Jaasne, nigdzie nie jest lepiej niż w Nowym Jorku. Najlepsze kluby, najlepsze sklepy, najlepsze kutasy.. Tak, zdecydowanie Nowy Jork wygrywa.
-Jasne, chyba nigdy nie byłaś w Nowym Jorku..- rzuciłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Próbowałam złapać tego rudego, ale za cholerę nigdzie nie mogłam go dojrzeć.
-Założę się o dwadzieścia dolców, że dzisiejszą noc zapamiętasz do końca swojego jebanego życia, o ile wyjdziesz ze mną na miasto- uniosła prawą brew, uśmiechając się chytrze. 
-Wchodzę w to- kiwnęłam głową, ściskając jej dłoń. Wiem, że nie będzie lepiej niż w Nowym Jorku, ale co mi kurwa szkodzi?
-No to zapraszam do mnie..- pociągnęła mnie za dłoń, a następnie wyszłyśmy na zewnątrz, kierując się w nieznanym mi kierunku.  
Miałam czas na obejrzenie domu, gdy Cara otwierała drzwi złotym kluczem. Powiedziałam domu? Miałam na myśli klatkę schodową. Tak mieszka w jednym z tych starych bloków, całych z czerwonej cegły. Gdy otworzyła drzwi weszła do środka, a ja za nią. Widok przede mną zaparł mi dech w piersiach. Mieszkanie było malutkie, ale zajebiście urządzone.  Hm i chyba był tylko jeden pokój oddzielony od kuchni mini ścianką, plus łazienka. Wyglądało to trochę jak mieszkanie Sharpey w filmie „Boska przygoda Sharpey” ale oczywiście nie te kolory… Tu dominowały różne odcienie czerni, niebieskiego i też trochę białego.
-Nie.wyjdę.stąd.już.nigdy.kurwa- każde słowo podkreśliłam dokładnie, rozglądając się na boki.
-Dzięki- zaśmiała się, ściągając buty a następnie bluzkę i spodnie. Spojrzałam na nią, a moja szczęka opadła aż do podłogi, gdy zobaczyłam jak stoi przede mną w samej bieliźnie. Była taka piękna.
-Jaka chudzinka-  zmarszczyłam brwi, oglądając dokładnie każdy centymetr jej ciała. Oddałabym wszystko, chociażby tylko za jej nogi. Koniecznie muszę schudnąć..
-A wiesz co jest najdziwniejsze? Że pożeram wszystko co znajdzie się w zasięgu mojej ręki. Kocham jeść.
Zadowolona, naciągnęła na biodra przecierane jasne spodenki,  a w nie włożyła zwykłą koszulkę na ramiączka. Na wierzch zarzuciła kolorową kurtkę, a na stopy czarne, wiązane buty za kolana [KLIKNIJ=OBRAZEK]. Cholera, wyglądała świetnie.
Zaczęłam szperać w moich torbach i w końcu złożyłam jakiś kompletny strój. [KLIKNIJ=OBRAZEK] Ale czegoś mi brakowało.. Rozejrzałam się po mieszkaniu, kiedy w końcu natrafiłam na cudo, które wisiało na krześle. Czarna kurtka w złote wzory.
-Caraaaa- przeciągnęłam specjalnie „a”, trzepocząc rzęsami. Chyba uwielbia tego rodzaju kurtki, bo gdzie nie spojrzysz, taka właśnie leży. Na podłodze, na łóżku, na krześle, na półce..wszędzie.
-Jasne bierz- machnęła od niechcenia ręką, kończąc powoli swój delikatny makijaż. Szybko podbiegłam do miejsca gdzie leżała i wciągnęłam ją na ramiona. Przejrzałam się w lustrze, a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Wyglądałam seksownie..
Cholera.
Justin.
No tak, jestem na tego kutasa obrażona, więc mam w dupie to czy się o mnie martwi, czy też nie. Sam sobie zasłużył, dziękuje.
-Chodźmy –ponagliłam ją, ciągnąc za jej dłoń. Skrzyżowałam nasze ręce razem i wyszliśmy na zewnątrz.
-Impreza kurwa!- Cara wrzasnęła, przez co pewnie obudziła pół domu. Zaśmiałyśmy się razem głośno, idąc przed siebie.
~.~

-Miley?- ktoś dotknął mojego ramienia, więc odwróciłam się w jego stronę, z kubkiem pełnym mieszkanki wódki z colą.
-Tak?- parsknęłam śmiechem, patrząc na blondynkę. Kręciło mi się cholernie w głowie, ale zignorowałam to biorąc kolejny łyk trunku. Sądząc po jej uśmiechu można powiedzieć, że Cara też była ostro wstawiona. Stał obok niej jakiś mężczyzna. Wyglądał jakby był straszy od Justina o rok, może dwa.
-To Josh , mój przyjaciel a to Miley- pokazała kilka gestów między nami, a następnie zaśmiała się głupio.
-Cześć, jestem Josh ale mów do mnie Za, każdy tak się do mnie zwraca- kiwnął głową na mój kubek- Widzę, że już Ci się kończy. Chodź zamówimy następnego- uśmiechnął się uroczo, a ja chwiejnym krokiem podeszłam do niego, chwytając go za rękę. Cara jak zwykle gdzieś zniknęła, a to miał być nasz wieczór. Szłam za nim, patrząc na moje buty. Obraz ciągle mi się rozlewał, więc starałam się często poruszać powiekami. Śmiałam się z wszystkiego. Wpadłam na ścianę- śmiech, Odbiłam się od Za-śmiech, Wylałam ostatnie resztki z mojego kubka na jakiegoś faceta- śmiech.  Wypiłam już dożo, ale nie zamierzałam jak na razie przestawać. Usiadłam na barze, machając nogami i uśmiechając się zalotnie do każdego. Josh, stanął obok mnie podając mi nowy kubek z  drinkiem, a jego usta, delikatnie dotykały mojej szyi. Czy mi to przeszkadzało? Nie, a powiedziałabym, że zajebiście gilgotało.
JUSTIN:
Gdzie ona kurwa jest? Jeżeli ją dorwę to nierącze za siebie. Jest 23:00, a ja jej nie widziałem od rana, jakby zapadła się pod ziemię. Może trochę przesadziłem z tą akcją, ale kurwa nienawidzę wścibskich suk i tego, że ktoś grzebie w moich jebanych rzeczach. Moje jest moje. A co do tej spluwy w moich spodniach.. Po prostu jestem wciągnięty w takie interesy, w których bez broni przegrałbyś od razu na starcie. Tak już jest.  Musiałem się od stresować, więc postanowiłem wyskoczyć na miasto. Jeżdżąc po pustych ulicach, zauważyłem pewien ciekawy klub. Kolorowy napis błyszczał już w oddali. Zjechałem na parking, a następnie wyszedłem z samochodu.
Wchodząc do środka od razu uderzył we mnie zapach alkoholu i spoconych ludzi. Co powiecie na noc z pustą laleczką Barbie? Jest tu takich pełno, a ja na to mam właśnie ochotę. Podszedłem do baru i zamówiłem sobie  whiskey ze spritem i lodem. Kiedy odebrałem kubek, oparłem się plecami o ścianę, powoli sącząc trunek. Muzyka w klubie była chyba podkręcona na ful, ale ludziom to nie przeszkadzało, zresztą mi też nie. Wziąłem kolejnego łyka, obserwując ludzi, kiedy zauważyłem grupę ludzi stojących wokół jednej ze świecących kostek. Wiwatowali, klaskali a pieniądze fruwały nad nimi. Czemu nie iść i nie sprawdzić co tam się dzieje? Podszedłem bliżej, ale kurwa nic nie widziałem.. tylu ich było. Każdy się pchał aby być najbliżej widowiska. Pchnąłem kilu napaleńców, kiedy w końcu znalazłem się na samym początku. Jakiś chłopak pomagał rozbierać się dla laski. Lizał ją po ca…
Kurwa.
Ja pierdole.
Co to ma znaczyć do chuja?
Kiedy dziewczyna odwróciła głowe akurat w moją stronę, rozpoznałem, że to była Miley. Tak, Miley.  Zepchnąłem tego skurwiela z niej, a on kompletnie nawalony usiadł na podłodze z głową w kolanach.
-Znajdź sobie własną i wpierdalaj- krzyknął, strasznie się jąkał. Moje pięści momentalnie się ścisnęły i byłem gotowy go zabić. Rzuciłem się na niego jak głodne zwierze na swoją ofiarę, okładając go pięściami gdzie popadnie. Jakiś facet złapał mnie od tyłu za ramiona i z całej siły szarpnął, tak, że stanąłem na nogi. Czarnuch leżał teraz na podłodze, a krew zalała jego całą twarz. Był nieprzytomny. Poprawiłem swoją skórzaną kurtkę, przenosząc wzrok na Miley, która śmiała się machając do każdego. Wypuściłem głośno powietrze podchodząc do niej. Włożyłem jej rękę pod kolana, a drugą dłoń ułożyłem na jej plecach. Wziąłem ją na ręce, jak to w zwyczaju jest noszona panna młoda. Niektórzy zwyczajnie odpuścili, odchodząc z powrotem na parkiet, ale byli też tacy co pluli się jeszcze pod nosem. Wystarczyło, że wysłałem im pare sztyletów wzrokiem, a oni rozchodzili się. Kiedy już wyszliśmy na świeże powietrze usłyszałem ciche pochrapywanie dziewczyny, która wtuliła się w moją klatkę piersiową. Jestem wściekły, mam ochotę zostawić ją tu na chodniku, ale nie zrobię tego. Nie mogę, choć sobie na to zasłużyła. 
Ułożyłem ją śpiącą na siedzeniu pasażera, a sam odpaliłem samochód i już byliśmy w trakcie drogi do domu. Obserwowałem każdy milimetr jej ciała. Wyglądała tak zajebiście seksownie, że mój przyjaciel, aż krzyczał o wejście do jej dziurki. A ta nowa fryzura.. ja pierdole. Wygląda jak jakaś pierdolona bogini. Moja bogini i nie pozwolę siebie tak traktować. Jest moja, więc nie może jej obmacywać jakiś przypadkowy facet. Zapłaci za to…

______________________
 
Przepraszam, jeżeli Was zawiodłam i spodziewaliście się czegoś lepszego.. Po prostu jestem wykończona tym tygodniem jak nigdy przedtem. 
Kocham sobie "Paula ;-*" i cudownego anonimka z mojego aska. Dziękuje za ten spam. :)
 http://instagram.com/p/h2VlmXgvqa/# aha, mój mąż jest przekurwajapierolewchujzajebisty, aha. TAK BARDZO GO KOCHAM.

do następnego. Kocham Was xx. 

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 10.

CZYTASZ? TO SKOMENTUJ, to dla mnie cholernie ważne. Chcę wiedzieć ile Was tu jest <3

_______________



Skrzywiłam się kiedy jasne światło z pomieszczenia raziło mnie po oczach. Gdzie ja kurwa jestem? Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dokładnie badając wzrokiem każdy przedmiot. Zajebiście, jestem w szpitalu. Poruszyłam się niespokojnie, oglądając moje ciało. Zauważyłam, że mój nadgarstek został owinięty białym bandażem, który delikatnie przesiąknięty był czerwoną cieczą. Super, znowu zemdlałam.
-Dzień dobry panno Jones- do pokoju weszła pulchniutka pielęgniarka, z notesem w ręku- Jak się pani czuje?- podeszła bliżej, skanując moją twarz.
-Jest okej- wychrypiałam, patrząc w sufit.
-To dobrze- kiwnęła zadowolona głową, zapisując jakieś notatki- Pańska mama na chwile wyszła, ale zaraz powinna wrócić i pewnie wyjdziesz już dzisiaj, więc możesz powoli zacząć się ubierać. Przyszykowane ciuchy, zostawiłam Ci na krześle w łazience- uniosła wzrok, na drzwi prowadzące do łazienki- Ach, miałaś dużo szczęścia kochanie- westchnęła, cmokając znacząco. Jej dłoń delikatnie gładziła mój policzek.
-Dziękuje- uśmiechnęłam się serdecznie, kiedy wychodziła.
-Jasne, nie ma sprawy- odwzajemniła mój uśmiech. Wstałam z niewygodnego, szpitalnego łóżka, kierując się do łazienki.  Ubrałam się w przyszykowane ciuchy i ogarnęłam trochę moją twarz.
Kurwa.
Mojej matki nie ma.
A ja mam dzisiaj wyjść.
Muszę zobaczyć się z Justinem, więcej taka okazja się nie zdarzy.
Pobiegłam czym prędzej do recepty.
-Uh, dzień dobry- kobieta siedząca za ladą, słysząc mój głos uniosła wzrok na mnie- Nazywam się Miley Jones i mam zostać dzisiaj wypisana z przychodni.
-Chwila, sprawdźmy to- kobieta zmrużyła oczy, wystukując coś na klawiaturze komputera- Ach, tak..to prawda- kiwnęła głową, uśmiechając się-A gdzie twoja mama?
-Czeka na mnie na zewnątrz- wzruszyłam ramionami, wciąż z przyklejonym na mordzie uśmiechem.
-No dobrze, więc do widzenia i uważaj na siebie.
-Do widzenia- wyszłam z przychodni czym prędzej. Rozejrzałam się po okolicy i zauważyłam, że na postoju dla taksówek, stoi jedna wolna. Tak! Uśmiechnęłam się szeroko, a już po chwili siedziałam w aucie, jadąc chyba już każdy wie pod jaki adres…
~.~
-Miley?- Justin wyszczerzył oczy, gdy zobaczył mnie w drzwiach. Pchnęłam go do środka, zamykając za nami drzwi. Miał minę jak te jelenie, oślepione przez reflektory w samochodzie.
-Masz minutę na spakowanie się, jedziemy na wycieczkę- wzruszyłam ramionami, uśmiechając się blado.
-Kurwa, wiedziałem, że w końcu się na to zgodzisz- uśmiechnął się jak małe dziecko przed Bożym Narodzeniem. Przyssał się do moich warg, miętoląc w dłoniach pośladki.
– Idź już, mamy mało czasu- ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc go odepchnąć, ale kurwa nawet się nie poruszył o milimetr. –Justin- pisnęłam, przerywając pocałunek, kiedy zaczął podgryzać dolną wargę, tak, że czułam delikatny posmak krwi. Kurwa.. to dziwne, że czułam się jak złodziej? Złodziej, który zrobił coś naprawdę wielkiego i teraz musi uciekać, żeby go nie złapano. Ja Pierowe, idiotko, ty tylko uciekasz z chłopakiem. Ta..
-Okej, okej- wymamrotał, zanim wbiegł na górę do swojego pokoju.
Kurwa, Zayn.
Odnalazłam wzrokiem telefon Justina, wzięłam go do ręki i wystukałam numer, który ładnie usadowił się w mojej pamięci.
-Halo?- nie musiałam długo czekać, aż Zayn odbierze.
-To ja Miley- odchrząknęłam, skubiąc moimi nowymi pazurkami, skrawek niebieskiej koszuli.
-Ja pierdole, ty mała dziwko- wrzasnął- Jak mogłaś przez tyle czasu nie okazywać żadnych oznak życia, huh? Jak mogłaś do mnie nie zadzwonić? Co się kurwa stało, że się znowu pocięłaś, tak twoja mama do mnie dzwoniła i czy masz przechlapane? O tak i to bardzo.
-Zayn to tylko 2 dni i przepraszam..
-Nie kurwa. Nie przepraszaj mi tu, tylko powiedz mi dlaczego to zrobiłaś szmato. Boże, jak cię spotkam..wypcham ci tą twoją małą szparkę czymś bardzo wiel…
-Suko jebana, posłuchaj mnie!
-Co kurwa?- pisnął. Na całe szczęście udało mi się to przerwać.
-Ja wyjeżdżam..- szepnęłam, pociągając nosem chociaż nie płakałam.
Cisza. Długa cisza.
-Halo? Jesteś tam?- zapytałam, gdy tylko było można usłyszeć cichutki szum w słuchawce.
-Ale jak to? Nie rozumiem..- płakał. Kurwa, płakał. Momentalnie z moich oczu wypłynęło stado łez, zatrzymując się na brodzie. Nienawidzę gdy on płacze. Nie robił to jakoś zajebiście często, ale jak już to robił to łamało mi to serce.
-Spokojnie to tylko chwilowe- wzruszyłam ramionami, wyglądając za okno.
-To ja jadę z tobą, kurwa. Nie pozwole Ci samej wyjechać, słyszysz?- powiedział, a w moim sercu momentalnie zrobiło się ciepło jakby ktoś wylał wiadro ze wrzątkiem. Mam nadzieje, że rozumiecie. No jasne, że tak..
-Ale..
-Nie ma żadnych „ale” .- mogłam sobie wyobrazić jak gestykuluje, choć nawet go nie widzę- Jadę z tobą i koniec. Powiedz tylko gdzie mam na ciebie czekać-  uśmiechnęłam się lekko, choć nie było mi teraz do śmiechu. Usłyszałam stukot, jakby ktoś a raczej Justin schodził już na dół. Odwróciłam się w jego stronę, szybko wycierając mokre ścieżki na moich policzkach. Pokazałam mu palcem, żeby poczekał minutkę, a on kiwnął głową, że rozumie.
-Muszę kończyć. Wiesz, że cię kocham? No jasne, że wiesz..- wypuściłam głośno powietrze. Nie chciałam się w taki sposób z nim żegnać- Pamiętaj, że są telefony, będziemy ze sobą codziennie rozmawiać. Kocham Cię- nie czekając na jego odpowiedź, nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Wiem, że jakbym pozwoliłam mu dalej mówić, byłoby jeszcze trudniej niż jest.
-Wszystko w porządku?- zapytał Justin, stając po mojej lewej. Jego dłoń masowała dolne okolice moich pleców.
-Tak, jest okej- pociągnęłam nosem, wypuszczając głośno powietrze- Jedźmy już.
Kiwnął twierdząco głową, ciągnąc mnie za ręke w stronę drzwi wyjściowych.
-Ale chwila..- stanęłam, patrząc na niego uważnie- Gdzie twoje bagaże?- rozejrzałam się dookoła, nie widząc żadnych toreb ani reszty gówna.
-Po prostu nie potrzebuje ich- wzruszył ramionami, lekko się uśmiechając- Najważniejsze, że mam ciebie- złożył delikatny pocałunek na moim czole, a następnie wyszliśmy razem z jego domu.
~.~
Rozłożyłam się wygodnie na siedzeniu, kładąc nogi na deskę rozdzielczą.
-Czemu jesteś taki cichy? Nie cieszysz się?- zerknęłam kątem oka na Justina, który uważnie patrzył na drogę przed nami.
-Cholernie się cieszę Miley- ułożył dłoń na moim udzie, gładząc jego wierzch- Nawet nie wiesz jak bardzo- uśmiechnął się jakby sam do siebie, wystukując rytm na kierownicy.
-No właśnie.. – wyciągnął ze skrytki paczkę papierosów. Przytrzymał kolanem kierownice, a rękoma zwinnie wyciągnął dwie fajki z czarnej paczuszki. Podał mi jednego, a drugiego włożył do ust.
-Hmm?- zerknęłam kątem oka i kiwnęłam na znak, aby kontynuował. Podpaliłam końcówkę, głęboko się zaciągając. Mmm..uwielbiam to.
-Co z twoją ręką?- wypuścił dym wprost na moją twarz, a następnie skupił wzrok na moim nadgarstku, który wciąż był owinięty białym bandażem. Dziwnie się czułam, gdy patrzył na mnie tak wyczekująco. Schowałam dłonie w udach, a następnie wciągnęłam głośno powietrze.
Skłamać i mieć wszystko w dupie?
Powiedzieć prawdę i się tłumaczyć?
-Po prostu gdy próbowałam zalać herbatę w kubku, upuściłam czajnik i się poparzyłam. To nic wielkiego Justin- uśmiechnęłam się jak najbardziej szczerze.. Oby to kupił. Nienawidzę rozmawiać o mojej skłonności do cięcia się.
-Och, rozumiem- pociągając tak mocno swojego papierosa, że aż żar na nim, zaiskrzył i został sam filtr. Rozsunął lekko okno i charakterystycznych „pstrykiem z paznokcia” pozbył się niedopałka.
Nie, nie zrozumiał. Nie uwierzył.. ale nie chcę o tym gadać, przynajmniej nie teraz.
Postanowiłam się już nie odzywać. Byłam tym wszystkim bardzo zmęczona. Ułożyłam wygodnie głowę na bocznej szybkie auta, kiedy Justin zjechał z ulicy na jakiś zajazd.
-Chyba pora coś zjeść- wyłączył silnik, wychodząc z samochodu.
-Tak, pora- westchnęłam, dobiegając do niego, kiedy już wchodził do baru. Ja pierdole, też tak macie, że momentalnie wasz humor się zmienia? Nienawidzę tego.. W środku nie było nikogo, a smród spalonego oleju, uderzył o moją twarz. Skrzywiłam się siadając przy jednym z małych, okrągłych stoliczków. Justin usiadł naprzeciwko mnie
-Na co księżniczka ma ochotę?- zapytał Justin, głupkowato się uśmiechając. Ułożyłam dłoń na jego kolanie, pod stołem.
-Na ciebie- szepnęłam uwodzicielsko, przygryzając dolną wargę. Moja dłoń krążyła po jego udzie, niebezpiecznie blisko krocza.
Jęknął, zamykając oczy- Miley, przestań..- powiedział gardłowo, wyraźnie sfrustrowany.
-A co jeśli nie chcę?- zagruchałam, uśmiechając się jak głupia blondynka. Celowo.
-Będę musiał zabrać cię do tej śmierdzącej łazienki i wyruchać- wzruszył ramionami. Odwróciłam się w drugą stronę, patrząc na obrzydliwie wyglądające drzwi od łazienki. Zmarszczyłam nos, przenosząc wzrok z powrotem na Jusa. Nie, nie chcę nawet sobie wyobrażać co tam się dzieje. Fuj.
-Zjem frytki- uśmiechnęłam się lekko, na co skinął głową i uśmiechnął się szeroko.
-Tak myślałem, ale wiesz co po obiedzie Cię czeka- zapytał, albo i nie.. To nie było pytanie. Zrobiłam minę, mówiącą „serio?!”, na co on wybuchł głośnym śmiechem. Małżeństwo –tak mi się wydaje- które właśnie wchodziło do tego obleśnego lokalu, od razu przerzuciło na nas swój wzrok. Przepraszam, że siedzę z najgorszym debilem na świecie. Justin tylko wzruszył ramionami, kiedy podeszła do nas jedna z kelnerek, przynosząc nasze zamówienie. Widziałam jak gapiła się ukradkiem na MOJEGO FACETA i wysyła mu jakieś marne próby uśmieszku. Zabieraj stąd swój tyłek, póki masz jeszcze na to czas suko.
Chwila.
Zabijcie mnie.
Ten chuj do niej mrugnął.
Gdy już przyjęła nasze zamówienie, odeszła a ja uderzyłam z całej siły, pięścią, w jego pierś. Spojrzał na mnie spod swoich długich rzęs, uśmiechając się głupkowato. Nic nowego, halo.
-A to niby za co było?- zrobił smutną minkę, marszcząc czoło.
-Za bycie najgorszym dupkiem na całym jebanym świecie, dupku- kiwnęłam głową, zadowolona z tego co powiedziałam. Wzięłam jednego frytka, pchając go prosto do buzi.
-Bo byłem miły?- zrobił usta na kształt litery „o”- Cięgle mnie ranisz- pokręcił smutno głową- Ale wiesz gdzie mnie boli najbardziej gdy to robisz?- uniósł wzrok na mnie, utrzymując nadal tą głupią minkę.
-Nie, nie wiem, ale myślę, że zaraz mi powiesz- wciągnęłam, a zaraz wypuściłam głośno powietrze. Odnalazłam wzrokiem solniczkę, a następnie posoliłam moją ziemniaczaną przekąskę.
-O tu- ułożył dłoń w miejscu gdzie znajduje się serce- O właśnie tu boli mnie najbardziej- wydął do przodu dolną wargę. No uwierzcie mi, ale kurwa, nie da się nie śmiać. Momentalnie uśmiech na mojej twarzy się powiększył o jakieś pieprzone milion razy.
-  Zamiast pierdolić jakieś głupoty, daj mi buzi- złapałam go za jego koszulkę, ciągnąc w moją stronę. Usta ułożyłam w idealny dzióbek, a oczy przymrużyłam. Po chwili nasze usta złączyły się w całość, a Justin uchylił delikatnie wargi, zapraszając mnie do środka. Uśmiechnęłam się poprzez pocałunek, szukając językiem jego język, kiedy w ekstremalnym tempie wypuściłam powietrze, tak, że moje wargi zrobiły tak jak wargi konia.
-Miałeś jedzenie w buzi!- pisnęłam, wycierając dłonią wierzch moich ust. Wzięłam łyka wody, obserwując jak Justin pęka ze śmiechu – Jesteś obrzydliwy. Fuj- wystawiłam język w jego stronę. Teraz już wiem czemu mi pozwolił pierwszej wepchnąć język wgłąb jego ust.
-Też cię kocham- wzruszył ramionami jakby nigdy nic, przełykając resztki jedzenia.
Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę, odsuwając talerz, wypełniony po brzegi frytkami- Justin?- chciałam, żeby zwrócił na mnie swoją uwagę, co mi się nawet udało. Serio, myślałam, że się nie oderwie od tej grubej bułki, wypchanej różnymi świństwami, którą ledwo co mieścił w swoich dłoniach. Mruknął coś pod nosem, dając mi do zrozumienia, że mnie słucha.
-Wiesz, że będzie nam ciężko? Ale wiesz co jeszcze?- westchnęłam cicho- Nie możemy się poddawać, musimy starać się aby wszystko szło idealnie- kiwnęłam głową, skubiąc czerwoną serwetkę.
-Będzie dobrze, bo jesteśmy twardzielami- posłał mi swój bezczelny uśmiech, mrugając prawym okiem.
-Zamknij się..jestem w tej chwili poważna- jęknęłam oburzona. Boże, on jest taki dziecinny..-I, przepraszam.. Coś ty kurwa przed chwilą powiedział?- wypuściłam powietrze nosem, tak, że słychać było jakbym parsknęła.
-Jesteśmy twardzielami, więc będzie dobrze- wzruszył ramionami, oblizując językiem majonez z kącika ust.
-Pf. Jestem lepszym od ciebie twardzielem, frajerze- powiedziałam dumnie, machając wysuszonym i już chłodnym, frytkiem w powietrzu.
-Cokolwiek, co pozwoli Ci lepiej spać w nocy, księżniczko- uśmiechnął się, ukazując swoje białe zęby.
-Udław się- zaśmialiśmy się oboje.
 ____________
dzień dobry, kocham Was <3 hahahahah :) wpadajcie na mojego aska, nudno :( [LKIKNIJ TUTAJ!!]
Tak, Miley wyjechała z Justinem.. jesteście ciekawi co się będzie dalej działo? Jak myślicie? :)
do następnego xx.

ps. widzicie jak ładnie w "archiwum" wygląda rozdział 10? pod grudniem, boże boże już czuje święta.. czekam jeszcze tylko na śnieg :)

Obserwatorzy