czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 26.

czytasz=komentujesz

Po skończonych zajęciach Rose, postanowiłyśmy wybrać się do parku. Oblizałam loda tuż przy samym wafelku,w tym samym czasie przeglądając aplikacje na moim telefonie. Uniosłam na chwilę wzrok, aby znaleźć miejsce, gdzie mój tyłek czułby się idealnie. Usiadłam na jednej z ławek w cieniu, a Rose pobiegła w stronę placu zabaw, gdzie już bawiły się inne dzieci.
-Tylko bądź grzeczna- krzyknęłam na tyle, żeby mogła mnie usłyszeć. 
-Zawsze jestem, mamusiu- posłała mi szeroki uśmiech, a jej włosy rozwiały się na wietrze.
Moje kąciki uniosły się delikatnie gdy odprowadziłam ją wzrokiem. Zaczęło mi się nudzić, więc otworzyłam okienko rozmów z Zaynem.

Do: Suka Zayn
siedzę w parku. przyjdziesz? :(

Tak, ciągle miałam go tak samo zapisanego i nie śpieszy mi się, żeby to zmienić. Nie minęła sekunda, a mój telefon rozwibrował, sygnalizując o nowej wiadomości. 

Od: Suka Zayn
przepraszam skarbie... jestem u Matta :* 

Westchnęłam głośno, chowając przedmiot z powrotem do kieszeni. Wyrzuciłam serwetkę, którą dała mi kobieta stojąca za zamrażarką z lodami i wróciłam wzrokiem na plac zabaw. Zmarszczyłam brwi, kiedy rzuciło mi się coś w oczy, a mianowicie Rose, patrząca na jakiegoś mężczyznę, który coś do niej mówił. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Może to Liam?
Wstałam, idąc w ich stronę.
 Rosalie przeniosła wzrok na mnie, a chłopak widocznie to zauważył, gdyż się odwrócił, a ja stanęłam jak wryta, czując jakby spadło na mnie milion cegieł. 
On tu był.
Teraz.
Serce łomotało w mojej klatce piersiowej coraz szybciej, gdy widziałam jego intensywny wzrok, wypalający dziurę w mojej głowie. 
-Zobacz, zobacz Justin dał mi misia- Rose, ciągnęła za moją dłoń, abym na nią spojrzała, ale ja nawet nie mogłam się ruszyć. 
-Co ty tutaj robisz?- wycedziłam przez zęby, strzelając w niego sztyletami. Zmienił się i to cholernie bardzo. Stał się jeszcze bardziej potężniejszy, jak niedźwiedź czy chuj wie co, a jego szczęka była mocniej zarysowana- Rose, idź się pobaw- podała mi pluszaka, mamrocząc, żebym go popilnowała i uciekła w stronę huśtawek.
-Jest piękna- spojrzał dumnym wzrokiem w stronę, gdzie niedawno pobiegła dziewczynka.
-Jesteś głuchy czy co, kurwa? Pytam się co ty tutaj robisz?
Przeniósł wzrok na mnie, a na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek.
-Chciałem się przywitać z moją dziewczyną i córką?- zaszydził, unosząc wysoko brwi. Parsknęłam głośno śmiechem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Hm...- udałam, że nad czymś się porządnie zastanawiam- Ostatnio jak sprawdzałam nie miałam chłopaka, a moja córka nie miała ojca, więc nie wiem o czym ty mówisz- zmrużyłam oczy, posyłając mu sztuczny uśmiech.
-Chciałaś chyba powiedzieć nasza córka, skarbie- przesadnie podkreślił słowo "nasza". Włożył dłonie w kieszenie, tak, że wystawały tylko dwa kciuki. Jego pewność siebie powoli zaczęła mnie przytłaczać.
-Wypierdalaj stąd. Nikt tu ciebie nie chce- warknęłam.
-Miley, Miley, Miley...- powiedział melodyjnym głosem, szeroko się uśmiechając- Chyba zapomniałaś o pewnych zasadach. Nie podoba mi się to, w jaki sposób się do mnie odzywasz.
-W dupie mam to co ci się podoba, a co nie. Odejdź stąd, albo, kurwa, zadzwonię na policję.
-I co im powiesz? Że chciałem się zobaczyć z moją córką, po tym jak ode mnie uciekłaś, tak? To proszę bardzo... mam ci już wykręcić numer?- zarechotał obleśnie, wyciągając ze swojej tylnej kieszeni telefon.
Wciągnęłam głośno powietrze, a w kącikach moich oczu pojawiły się słone łzy. Myślałam, że już nie wróci. Że odcięłam się od niego raz na zawsze, ale, kurwa, nie... Moje jebane szczęście przygotowało dla mnie piękną niespodziankę.
-Proszę, odejdź...- wyszeptałam. Znów czułam się jak kiedyś. Miał mnie w garści i wiedział, że w każdej chwili może mnie zniszczyć.
-Oj, kochanie- podszedł bliżej, a jego dłoń wylądowała na moim policzku, głaszcząc jego wierzch- Mam nadzieje, że to łzy szczęścia- złożył pocałunek na moim czole.
-Pieprz się, Bieber- odepchnęłam go z całej siły, na co on lekko się zachwiał.
-Marzę o tym, aby znów poczuć twoją cipkę, skarbie- oblizał koniuszkiem języka dolną wargę, a następnie puścił zalotne oczko w moją stronę.
-Rose!- zignorowałam jego obleśny komentarz, wołając dziewczynkę.
-Rose, chodź tu. Wracamy do domu- krzyknęłam ponownie, a za chwilę tuż obok mnie pojawiła się dziewczynka ze smutną minką.
-Nie chce już iść, mamusiu- wydęła dolną wargę, pacząc na mnie swoimi ogromnymi oczkami.
-Babcia na nas czeka- pociągnęłam ją lekko za rączkę w stronę wyjścia.
-Pa, Justin- pomachała w stronę chłopaka, uśmiechając się wesoło.
-Do zobaczenia, mała- usłyszałam jego głos, na co się odwróciłam.
-A i jeszcze jedno...- podeszłam nieco bliżej- Nie chcę, żebyś się do niej zbliżał. Wypchaj się tym gównem i zostaw nas w spokoju. To koniec, Justin. Nie chcę cię już więcej widzieć- wepchnęłam prezent, który podarował Rose, w jego dłoń, a następnie odwróciłam się, odchodząc z dziewczynką.

Trzasnęłam drzwiami, gdy już weszłyśmy do środka. 
-Mówiłam ci, żebyś nie rozmawiała z nieznajomymi, ale ty jak zwykle mnie nie słuchasz- warknęłam, ściągając buta ze stopy Rose. 
-Ale Justin powiedział, że jest twoim przyjacielem- mruknęła, odpinając zamek od swojej niebieskiej bluzy.
-Nie jest moim przyjacielem. Jeśli jeszcze raz go zobaczysz, masz mi o tym powiedzieć, rozumiesz?- zapytałam, na co ona kiwnęła śmiało swoją drobniutką główką.
-Co się stało?- w progu stanęła Taylor, wycierając szklankę ścierką w czerwoną kratę.
-Nic, kurwa- warknęłam, przechodząc obok niej i kierując się w stronę mojego pokoju. 
-Miley! Rose tu jest!- zwróciła mi uwagę za mój język, ale olałam to i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko, pisząc w poduszkę. 
Nigdy się od niego nie uwolnię...

                                                                           ~.~

-Mamusiu?- ktoś, a raczej Rose szturchnęła moje ramię.
-Jeszcze chwilka- wymamrotałam stłumionym głosem, przekręcając się na drugi bok.
-Okej, powiem dla Liama, żeby przysiedł jutro- poczułam jak łóżko się ugina, a mała schodzi na podłogę.
-Co?- podniosłam głowę jak poparzona, patrząc na nią wyczekująco.
-Liam jest na dole i bawi się ze mną w dom, bo nie chciał cię budzić- uśmiechnęła się szeroko, chwiejąc się w przód i w tył na swoich stopach.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:35. Cholera, przespałam cały dzień?
-Powiedz, że jeszcze oddycha. Że go nie zamęczyłaś- ziewnęłam, a następnie rozciągnęłam moje ręce, tak, jak to zawsze się robi po spaniu. Usiadłam na brzegu łóżka, machając nogami.
-Mam dziesięć dzieci. Ja jestem mamusią, a Liam tatusiem- spojrzała na mnie, przygryzając niewinnie wargę.
-Rose...- przeciągnęłam "o", chichocząc- A gdzie babcia?
-Poszła na herbatkę- wzruszyła ramionami. Odwróciła się i zbiegła na dół, do salonu.
Spojrzałam na mój strój i stwierdziłam, że nie muszę się przebierać. Miałam na sobie dresowe, krótkie spodenki i szarą, luźną koszulkę, kończącą się tuż pod moimi piersiami.
Wstałam z łóżka i pewnym krokiem zeszłam na dół. Wykończony Liam siedział na podłodze, opierając się plecami o sofę. Gdy spojrzał w górę i mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki Bogu- wymsknęło mu się, na co wybuchłam śmiechem.
-Mogłeś mnie obudzić- wzruszyłam ramionami. Złapałam w dłoń jabłko, a za chwilę zatopiłam w nim swoje ząbki.
-Nie miałbym serca- zaśmiał się. Wstał i usiadł na krześle przy wyspie w kuchni- Ah, no właśnie... ubieraj się.
Spojrzałam na niego zdezorientowana, marszcząc brwi- Jestem ubrana.
-Chodzi mi o coś innego... Zabieram cię na imprezę.
_____________
Dzień dobry :))
Dziękuje za komentarze pod 25 rozdziałem. To dla mnie bardzo dużo znaczy <3 
Widzicie liczbę wyświetleń? Jeju, już niedługo będzie 100 000 djfrejfeirfjerifjeifj... cała się trzęsę, gdy o tym myślę. Nigdy nie pomyślałabym, że mój blog osiągnie tak ogromne liczby, dziękuje! <3
Jeżeli komuś obiecałam, że będę go informować o nowych rozdziałach to przepraszam, ale nie będę już tego robić. Nie mam na to czasu. Odwiedzajcie mojego aska <KLIK>  -tu zawsze informuje jeżeli pojawi się jakaś nowa notka.
do następnego xx.


Obserwatorzy