sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 28.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ MIŚ!

Ziewnęłam głośno, rozciągając się, tak, jak to zawsze po spaniu. Skrzywiłam się lekko, kiedy ostry ból rozszedł się po mojej głowie. 
Położyłam dłoń na szafce nocnej, przesuwając nią po powierzchni, aż natknęłam się na mój telefon. Odblokowałam go, sprawdzając godzinę, kiedy coś rzuciło mi się w oczy.
To nie był mój telefon!
Przerażona, chciałam go odłożyć, ale wyszło, tak, że wypadł mi z ręki i spadł na podłogę z głośnym hukiem. Cichy pomruk odezwał się zza moich pleców i poczułam jak coś się poruszyło. Przełknęłam głośno ślinę, odwracając się w drugą stronę, a to co zobaczyłam, sparaliżowało mnie od głowy w dół. Twarz Justina była przyciśnięta do mojego kręgosłupa, kiedy cicho pochrapywał, śpiąc.
-O nie, kurwa, nie- krzyknęłam głośno, czując, jak cała czerwienieje ze złości.
To jakiś chory żart, tak?
Och, no dalej...
Pokażcie się już z tą pieprzoną kamerą i wykrzyczcie mi w twarz głupie "MAMY CIĘ, IDIOTKO!".
No dalej!
Justin wymamrotał coś niezrozumiałego, a jego dłoń powoli przesuwała się na moje biodro.
Wyskoczyłam zwinne z łóżka, nie chcąc czuć jego dotyku na sobie. Pf, ja nawet nie miałam zamiaru przebywać z tym dupkiem w tym samym pomieszczeniu!
Zazgrzytałam zębami, kiedy chłodne powietrze przywitało się z moją rozgrzaną skórą. Zauważyłam, że na podłodze leży jego koszulka, więc postanowiłam ją na siebie włożyć.
-Miley- odezwał się zaspanym głosem, ale nie miałam zamiaru na niego spojrzeć. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
Ruszyłam pewnym krokiem w stronę drzwi i już miałam złapać dłonią za klamkę, kiedy muskularne ramiona chłopaka owinęły się wokół moich bioder.
-Puść mnie- starałam mu się wyrwać, ale był za silny. Odstawił mnie nieco dalej, a sam podszedł do wyjścia.
-Nigdzie stąd nie wyjdziesz- zakluczył drzwi, chowając klucz do kieszeni swoich szarych dresów.
-Słucham?- prychnęłam, kładąc dłonie na biodrach, a moja lewa stopa odbijała się z łomotem od podłogi.
-Musimy porozmawiać- odezwał się smutnym, ale stanowczym głosem.
-Nie, dziękuje, a teraz mnie wypuść- chciałam się obok niego przepchnąć, ale ponownie mi to nie umożliwił.
-Posłuchaj mnie...- zaczął, ale od razu mu przeszkodziłam.
-Nie. To ty mnie posłuchaj...- wcisnęłam palca w jego brzuch, mrużąc oczy- Doskonale pamiętam każde uderzenie, które mi sprawiłeś. Każdy wymuszony seks. Każde twoje pieprzone "kocham cię"- wciągnęłam głośno powietrze, starając się nie pokazywać mu moich łez- I doskonale pamiętam nasz ostatni dzień, a wiesz co nie pozwala mi o tym zapomnieć? -prychnęłam bez krzty humoru, unosząc wysoko brwi.
-Miley...
-Pytam się, kurwa, czy wiesz?- wrzasnęłam, popychając jego klatkę piersiową- Och, nie pamiętasz- pokręciłam rozczarowana głową, wycierając dłońmi mokre policzki od łez.
-Pieprzone blizny, Justin...- zawyłam głośniej, unosząc moje ręce w górę, a jego oczy uważnie skanowały moje przed ramienia.
-Pieprzone blizny po zgaszeniach papierosów na mojej skórze...- końcówkę udało mi się lewo wyszeptać, gdyż nie pozwalał mi dalej mówić mój łamiący się głos.
-Ja-a przepra...
-Jak możesz mi to robić?
Spojrzał na mnie zdezorientowany, łącząc ze sobą swoje krzaczaste brwi.
-Po tych trzech pieprzonych latach, kiedy moje życie zdecydowało się powrócić na tą szczęśliwą ścieżkę i to właśnie nią dumnie kroczyć, ty postanawiasz wrócić i znów wszystko mi doszczętnie rozpierdalać. Jak możesz, Justin... To nie fair! Co ja takiego zrobiłam, co? Nie zasłużyłam sobie na to wszystko...- wybuchłam płaczem, starając się równomiernie oddychać.
Jego jabłko adama podskoczyło do góry, kiedy nerwowo przełknął ślinę. Stał oniemiały, więc skorzystałam z okazji, aby wyjść. Wzięłam do ręki mój telefon, kiedy jego głos mnie zatrzymał.
-Poczekaj.
Stanęłam, ale się nie odwróciłam.
-Ja nie odpuszczę i... Dziękuje za dzisiejszą noc- wyczułam w jego głosie ten jego irytujący, pewny siebie uśmieszek.
-Pieprzony dupek- wycedziłam przez zęby, wychodząc z pokoju. Przy drzwiach stały moje szpilki, więc szybko założyłam je na stopy. 
Nie obchodziło mnie to, że wyglądałam jak idiotka w jego koszulce, która była na mnie za duża i w moich szpilkach.
Wyszłam na zewnątrz, chcąc tylko wrócić do domu.

***

Leżałam na łóżku, oglądając jakiś beznadziejny serial, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Przekręciłam się na brzuch, wciskając na pilocie przycisk "przycisz".
-Tak?
Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Liam.
-Dlaczego nie odbierałaś telefonu, Miley. Tak bardzo się martwiłem, kurwa- przejechał dłonią po włosach, podchodząc nieco bliżej.
-Jak się bawiłeś z tą blond dziwką?- uśmiechnęłam się ironicznie, wpatrując się w ekran.
-O co ci chodzi?- stanął przede mną, ale odwróciłam wzrok. To, że byłam wściekła, to mało powiedziane- Możesz na mnie spojrzeć?
-On mnie dotknął, rozumiesz to? Pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć po tym wszystkim co mi zrobił i to przez ciebie. Wszystko przez ciebie, idioto- powstrzymałam łzy, które prosiły o spacer po moich bladych policzkach.
-Kto cię dotknął?- ścisnął dłonie w pięści, a jego mięśnie się napięły.
-Miley, do kurwy nędzy, powiedz mi co się stało!- warknął, unosząc mój podbródek palcem wskazującym, tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
-Nie chcę o tym z tobą rozmawiać- wykrztusiłam, kładąc się na materacu i zakrywając szczelnie grubą kołdrą. 
-Świetnie- wyrzucił ręce w powietrze, wychodząc z pokoju. Trzasnął drzwiami, tak, że podskoczyłam przerażona. Od razu po jego wyjściu zalałam się łzami, mocząc przy tym brzegi pościeli.
-Pieprzcie się wszyscy- krzyknęłam, mając nadzieje, że mnie jeszcze usłyszy.
-Mamusiu?- druga strona łóżka ugięła się, a przede mną zaraz pojawiła się twarz Rose- Czemu płaczesz?
-Nie płaczę- zmusiłam się na słaby uśmiech, prędko wycierając moją mokrą twarz- Chodź tu.- podniosłam kawałek kołdry, a Rose nie tracąc czasu, od razu pod nią wskoczyła, przytulając się do mojej klatki piersiowej. 
-Kosiam cię, mamusiu- wymamrotała stłumionym głosem.
-Ja też cię kocham, skarbie i nigdy nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Nigdy. 

____________
tak, tak, TAK! 
udało mi się.. jeju, jestem z siebie taka dumna, hahaha!
hej, nawet podoba mi się ten rozdział i oby poszło mi tak łatwo z następnym. trzymajcie kciuki, misie!
ask.fm/blebleblexx 
 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 27.

Gdy Liam zaparkował przed klubem, od razu wyskoczyłam z auta jak poparzona. Miałam zamiar się dzisiaj dobrze bawić i nic nie zdoła mi tego popsuć. Gdzie nie spojrzałam, wszędzie ktoś stał.
-Ugh, ile ludzi- naburmuszył się Liam, splatając swoje długie, smukłe palce z moimi. Był wzrostu Justina, więc i przy nim wyglądałam jak najmniejsze gówno świata. Dosłownie.
Chwila...kurwa, co? Jaki Justin?
Zwyzywałam się od najgorszych w głowie, tylko po to, aby wywalić obraz szatyna i jego głupiego uśmiechu sprzed moich oczu.
Co miało znaczyć jego "Do zobaczenia, mała"? Miał zamiar znów porządnie namieszać w moim życiu? Jeżeli tak, to coś czuje, że mu nie wyjdzie i włożę w to najwięcej starań. Nie mogę pozwolić, aby się do nas zbliżył, bo wiem jak to jest.. wiem jaka słaba jestem i jak szybko mogę mu ulec. I co jest najlepsze w tym wszystkim? Ten pieprzony sukinsyn też doskonale o tym wie.
-Słuchasz mnie w ogóle?- uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
-Um, tak... chyba tak- końcówkę powiedziałam ciszej, jakby sama do siebie, a następnie posłałam mu słabą wersję uśmiechu, spuszczając wzrok.
-Jak zawsze- mruknął, a jego głos był pełen jadu.
Próbowałam się nie potknąć na moich super wysokich czółenkach ze złotym paskiem, który ozdabiał moją kostkę, ale za cholerę mi to nie wychodziło. Dobrze, że ramię Liama miło się do mnie uśmiechało, służąc pomocą.
Przy wejściu powitały nas dwa ogromne goryle aka czarnoskórzy, ogromni mężczyźni. Wydaje mi się, że Liam bardzo dobrze zna się z jednym z nich, gdyż po kilku wygibajtusach dłońmi, wpuścili nas do środka bez kolejki. Oczywiście nie odbyło się bez różnych gwizdów i przekleństw, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło, gdyż już powoli wkraczałam w tryb "olej wszystko, baw się dobrze".
Gdy przekroczyliśmy próg, na mojej twarzy pojawił się ogromny grymas. Nad salą unosił się zapach alkoholu, spoconych ciał i, niestety, wymiocin, na co od razu chciałam zawrócić i wrócić do mojego cieplutkiego łóżeczka, ale Liam miał inne plany, ciągnąc mnie w stronę baru.
-Co podać?- przystojny barman, uśmiechnął się już swoim wyćwiczonym uśmieszkiem, a następnie puścił oczko w moją stronę, na co moje kąciki drgnęły lekko w górę.
-Wezmę coś kolorowego- wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się w stronę parkietu, a łokcie oparłam o ladę. Kiwałam głową w rytm muzyki, próbując wypatrzeć jakąś znajomą twarz, ale nikogo szczególnego nie zauważyłam.
Odwróciłam się po mojego drinka, który był smakowicie niebieski. Liam stał ode mnie kilka kroków, a jakaś długonoga blondynka na nim praktycznie wisiała, na co wywróciłam teatralnie oczami.
Świetnie, więc zostałam sama...
Rozejrzałam się ponownie po pomieszczaniu, sącząc powoli mój napój. Gdy mój wzrok zatrzymał się na kujonku w sweterku w kratę, na moją twarz od razu wskoczył chytry uśmieszek.
-Hej, ty!- krzyknęłam, podnosząc dłoń w górę.
Odwrócił się, a gdy znów na mnie spojrzał, wydawał się być mocno zdziwiony, gdyż nikt za nim nie stał. Wcisnął palec w swoją klatkę piersiową, mówiąc bezgłośnie "ja?".
-Tak, ty. Chodź tu- zachęciłam go, kiwając moim palcem wskazującym.
Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Wyglądał śmiesznie i strasznie się wyróżniał. Jego czerwony sweterek z kołnierzykiem i musztardowe spodnie, które miały podwinięte nogawki, tak, że były odsłonięte jego zielone skarpetki w paski, aż krzyczały "przepraszam, ale pomyliłem miejsca".
-Masz- wcisnęłam mu w dłoń czerwony kubeczek, wypełniony po brzegi alkoholem.
-Po co mi to?- uniósł wysoko brwi, a jego twarz lekko się skrzywiła, gdy pociągnął nosem zapach.
-Jak to po co? Dzisiaj pijesz ze mną, kujonku- wcisnęłam palca w jego mięciutki brzuszek, wystawiając przy tym język na wierzch. Dam sobie rękę uciąć, że ani razu nie był na siłowni. Boże, to same kości i nic więcej.
-Właściwie nie przyszedłem tu poimprezować, tylko po mojego młodszego brata. To bardzo nieodpowiedzialny młodzieniec- po wygłoszeniu swojej głupiej przemowy, chrząknął, a następnie poprawił okulary, które spadły na sam czubek jego nosa.
-Że, kurwa, co proszę?- wybuchłam niepohamowanym śmiechem, ale za chwilę się uspokoiłam, gdyż gapił się na mnie prawie cały klub- No weź. Pokaż, że jednak coś tam masz i mężczyźni nie muszą się za ciebie wstydzić- kiwnęłam głową na jego krocze, zagryzając dolną wargę. Już go mam w garści.
-Okej, ale tylko spróbuję- uniósł palca w górę, patrząc niepewnie na kubek. Zatkał palcami nos, a następnie oczyścił zawartość jednym, dużym łykiem.
-Wow- zaczęłam klaskać, dumna, że mu się udało.
Barman, rozbawiony całą sytuacją, podstawił nam następną kolejkę...

JUSTIN.

Tak, dzisiaj piątek, a ja zamiast pieprzyć jakąś dziwkę, zalany w trzy dupy, jeżdżę po mieście bez celu. Wystukiwałem palcami jakiś rytm na kierownicy, nucąc pod nosem.
Czuje w środku, że czegoś mi brakuje i doskonale wiem o co chodzi, ale staram się o tym nie myśleć, gdyż wiem, że w tej chwili to niemożliwe. Chcę owinąć moje muskularne ramiona wokół kruchego ciałka mojej malutkiej księżniczki i nigdy już jej nie wypuścić. Gdy przez chwilę udało mi się z nią porozmawiać, czułem jakbym był w niebie. Doskonale wiedziałem, że wtedy na placu zabaw ta drobna dziewczynka z długimi, ciemnymi lokami i z dużymi, brązowymi oczami to moja mała księżniczka, gdyż przez te trzy lata Christian informował mnie o wszystkim co się dzieje w życiu Miley. Przynosił mi zdjęcia, podawał różne nazwiska... Ta, również tego kutasa Liama, który kręci się przy moich dziewczynach, ale nie na długo...
Zmrużyłem oczy, kiedy zobaczyłem rozczochraną, blond głowę. Nie musiałem się wysilać, żeby odgadnąć, że to Miley. Szła, potykając się co chwilę, a za nią chwiał się jakiś chłopak.
Zatrzymałem samochód, tuż przy krawężniku, a następnie wyskoczyłem ze środka.
-Zostaw mnie, kurwa- krzyknęła dziewczyna, wystawiając środkowego palca w górę.
-Nie rób scen, kochanie. Wiem, że mnie pragniesz- wybełkotał chłopak. Przeniosłem wzrok na niego i dosłownie mnie zamurowało. Wyglądał jakby był żywcem wyciągnięty z filmu o szkolnych kujonach, przysięgam.
-Spierdalaj- odkrzyknęła, próbując przyspieszyć, ale skończyło się tym, że wylądowała z hukiem na zimnym chodniku. Ruszyłem w jej stronę, zniżając lekko spodnie, które podciągnęły się w górę gdy siedziałem.
-Miley?- położyłem dłoń na jej ramieniu, a ona uniosła na mnie swój nieobecny wzrok. Uwaga, ktoś tu chyba za dużo wypił...
-Juu-stin?- wyszczerzyła się- Ja nie jestem pijana- uniosła dłonie w obronnym geście, kręcąc przy tym głową.
-Tak, oczywiście. Pora wstać, księżniczko- podciągnąłem ją za przed ramie, a ona wstała, owijając swoje dłonie wokół mojego tułowia.
-Hej!- krzyknął chyba ten sam koleś, na co odwróciłem się w jego stronę z podniesionymi brwiami- Zostaw ją, kurwa. Znajdź sobie inną dziwkę- splunął, podwijając rękawy swojego frajerskiego sweterka. Kurwa, nie.. nie zamierzam się bić z babą, no ludzie.
-Wiesz do kogo w tej chwili mówisz?- zrobiłem kilka kroków w przód, aby być bliżej niego.
Wydawał się nieco zmieszany.
-Jestem jej chłopakiem, więc jeszcze raz nazwiesz ją dziwką, a upierdolę ci kutasa i nakarmię nim twoją rodzinę- warknąłem, a moja złożona pięść przywitała się wesoło z jego twarzą.
-Jasne, stary, rozumiem- wymamrotał, ocierając dłonią krew, która spokojnie sączyła się z jego nosa- Już spadam- podniósł swój żałosny tyłek z ziemi, odchodząc w dół ulicy.
-Chodź tu, skarbie- owinąłem ręce wokół jej drobniutkiej talii, a następnie posadziłem na miejsce pasażera.
-Jestem zmęczona, Justin- wymamrotała, ziewając.
-Więc zabieram cię do domu. Do naszego domu- uśmiechnąłem się delikatnie, gładząc opuszkami palców jej policzek.


____________________
przepraszam.
jeju, mam nadzieje, że mnie nie opuściliście przez to małe wyłączenie się mojej weny :(
nie mam pojęcia co tu jeszcze dopisać.
ask.fm/blebleblexx

- jak myślicie.. gdzie ją Justin zabierze?
(to pytanie rozwaliło mnie na łopatki.. czy jak po 1h się dopiero zorientowałam jak beznadziejnie to brzmi *przecież justin powiedział, że zabiera ją do domu* to jestem zdrowa?)

Obserwatorzy