środa, 30 października 2013

Rozdział 4.

Heeej, zapraszam do czytania i komentowania. Dla Was to tylko kilka sekund, dla mnie uśmiech do końca dnia.. :)

+NOTKA POD ROZDZIAŁEM. :)


JUSTIN:

Uchyliłem lekko powieki a następnie zamrugałem kilka razy, aby przyzwyczaić się do nagłego światła, rozciągając ramiona, wydałem z siebie jeden z tych dźwięków, które wydajemy z siebie, kiedy się budzimy. Odgarnąłem niesforne kosmyki włosów z mojego czoła  i wstałem na równe nogi. Przeszedłem przez środek pokoju aby dotrzeć do drzwi a następnie zejść na dół, do kuchni. Schodząc po schodach, ziewnąłem jeszcze kilka razy. Nie zwróciłem większej uwagi, na to, że potknąłem się grubo kilkanaście razy i mało co, nie leżałem na zimnych, nieprzyjemnych płytkach.  Jestem do tego przyzwyczajony, tak wcześnie rano. Usiadłem na blacie w kuchni i wyciągnąłem z półki, która wisiała nad moją głową, paczkę Doritos. Wsadziłem w buzię jednego chipsa, następnego i następnego. Koniecznie muszę zmienić swoje nawyki odżywiania, bo długo tak nie pociągnę. Siedziałem, machając bezwładnie nogami kiedy nagle, mój iPhone, który leżał obok mnie, zawibrował. Wytarłem ręce o dresy i sięgnąłem po niego. Odblokowałem ekran palcem wskazujący i od razu wyskoczyło powiadomienie, o jednej, nieodczytanej wiadomości od Christiana.
- W końcu sobie przypomniał o mnie kutas- prychnąłem śmiechem i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Odczytałem ją i postanowiłem nie odpisywać, bo to i tak nie miało to najmniejszego sensu, bo to co napisał to nie było pytanie, a stwierdzenie. Napisał, że jest w drodze do mnie i, że zaraz powinien być. Uśmiechnąłem się szeroko, bo dawno go już nie widziałem. Rozejrzałem się aby sprawdzić stan czystości mieszkania. Syf. Sprzątać? No chyba Was pojebało. Wróciłem do mojej wcześniejszej czynności a mianowicie, do chrupania mojego „śniadania”. Nagle po domu rozeszło się, na przemian, głośne pukanie i dzwonienie dzwonka. Serio? Czy tak ciężko normalnie zapukać, jak normalny człowiek? Westchnąłem poirytowany i ruszyłem w stronę drzwi, żółwim tempem. Uwielbiałem go drażnić. Otworzyłem drzwi z szerokim uśmiechem wymalowanym na mojej twarzy.
-Joł Bieber- powiedział zadowolony.
- Steel..- mój uśmiech się poszerzył tak, że poczułem ból w policzkach. Przywitałem się z Chrisem w nasz dziwny, męski sposób.
-Stary…? -Niebieskooki zmrużył oczy i uniósł znacząco brwi.
-Hm?- zamknąłem za nim drzwi i spojrzałem w jego stronę.
-Nie przerwałem w niczym?- zmierzył moją osobę wzrokiem i rozejrzał się po mieszkaniu.
-Nie, nie przerwałeś w niczym- przewróciłem poirytowany oczami i wszedłem do salonu, następnie rozkładając się na kanapie. – Serio myślisz, że otworzyłbym Ci w trakcie seksu, czy gdym leżał i odpoczywał na górze z jakąś dziwką?- śmiejąc się, włączyłem telewizor i zacząłem przeskakiwać z jednego programu na drugi.
-Nie, chyba nie- powiedział zmieszany ale po chwili jego szeroki uśmiech znów zagościł na twarzy i rozłożył się na fotelu.
-Jak tam Brook?- zerknąłem kątem oka na przyjaciela.
-Kto? – wypalił i zrobił minę typu stary-daj-spokój-chcę-udać-że-nie-wiem-o-kim-mówisz, trzepiąc przy tym rzęsami.
-A Brook- powiedział, szczerząc się jak głupi- Jak ja mogłem o niej zapomnieć, huh?- szatyn zaczął machać z niedowierzaniem głową.
-No właśnie- śmiejąc się, sięgnąłem po butelkę wody, która stała obok sofy-Co u niej?- odkręciłem korek i spojrzałem na przyjaciela.
-Nie jesteśmy już razem..- powiedział, jakby to było nic takiego. Wyplułem na podłogę wodę, która miała właśnie odbyć, drogę w dół przełyku a moje oczy przyjęły rozmiar, nakrętki od masła orzechowego.. mmm, dajcie mi masło… chwila co? Przecież to było już wszystko na poważnie i w ogóle. – Ej stary? Wszystko okej? – rozbawiony głos Chrisa, przywrócił mnie na ziemie.
- Kurwa, lubiłem ją- zmarszczyłem brwi i wytarłem dokładnie, chusteczką panele.
- Uwierz mi, że ja też..- westchnął- Ale nie będę z żadną suką, co daje dupy każdemu.
- Racja- przytaknąłem głową i posłałem mu uśmiech.

~.~

Słońce już dawno zaszło a mianowicie, było już około 23:00. Przesiedzieliśmy cały dzień, z Chrisem, w domu, gadając o niczym.
-Idziemy zapalić?- zapiąłem do końca zamek, mojej szarej bluzy a następnie, uniosłem wzrok na Christiana.
-Jaasne- uśmiechnął się serdecznie, wyłączając przy tym telewizor i podchodząc do drzwi wejściowych. Naciągnąłem na głowę kaptur i wyszliśmy. Usiedliśmy przed domem, na chodniku a ja wyciągnąłem z kieszeni skręta a następnie podpaliłem go zapalniczką. Zaciągnąłem się pierwszy.
-Kto to?- chciałem podać go mu, ale zatrzymałem rękę, wędrując wzrokiem, tam, gdzie patrzył mój przyjaciel. Zawiesiłem oczy na dom, przed nami i zauważyłem dziewczynę, która chodziła po pokoju, zawzięcie czegoś szukając. Głupiutka Miley..znów zapomniała rozsunąć rolety. Zaśmiałem się pod nosem i podałem skręta szatynowi.
-Miley- wzruszyłem ramionami i obserwowałem uważnie, każdy ruch dziewczyny, kiedy chyba znalazła to czego szukała, bo uśmiechnęła się uroczo a po chwili zaczęła ściągać z siebie dużą, rozciągniętą, malinową bluzę. Kurwa co?
-No dalej Kochanie..- szepnął brązowooki i uśmiechał się jak człowiek, który siedzi dobre już kilka lat, w zakładzie psychiatrycznym. Jego oczy rozszerzyły się bardziej gdy Miley pozbyła się bluzy i stała tylko w czarnym, koronkowym staniku i w spodenkach, przekręcając na drugą stronę jakąś bluzkę. Poczułem jak mały Justin powoli sztywnieje. Wystawiłem język i dokładnie zwilżyłem nim wargi.
-Patrz teraz..- śmiejąc się, wyciągnąłem mojego iPhona z kieszeni i włączyłem listę kontaktów. – M,m,m..Margaret..m,m..Maya,m..Miley- powiedziałem zadowolony i otworzyłem okienko z wiadomościami.
Do: Miley
Od: Justin
Głupiutka Miley..Kochanie, okno ;)
Uniosłem wzrok na okno i zobaczyłem jak M czyta wiadomość, którą dostała przed chwilą a następnie gwałtownie odwraca się w stronę okna i zasłania rolety. Mój telefon zawibrował więc znów skupiłem na nim całą uwagę.
Od: Miley
Do: Justin
ZBOCZENIEC, idiota, chuj, pierdolony kutas, męska dziwka, jebany skurwiel.
Odczytałem wiadomość na głos a następnie wraz z Chrisem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Zadziorna..- stwierdził, śmiejąc się, Chris.
-Dokładnie, dlatego będzie moja- kiwnąłem głową dumny i zgasiłem skręta, wcierając jego podpalony czubek, w powierzchnię chodnika.
-Czy Justin Bieber  się zauroczył?- ciemnooki podniósł wysoko brwi a jego kąciki ust wykrzywiły się maksymalnie.
- Steel? Serio? Stary..- uderzyłem go z pięści w ramie, na co on momentalnie się skrzywił, pocierając przy tym obolałe miejsce.- Po prostu mam ochotę pobawić się nią dłużej, niż tylko jedną noc. Myślę, że będzie ciekawie. – zgryzłem wargę a moje kąciki ust, od razu powędrowały w górę.

~.~



Otworzyłam niechętnie prawe oko i jęknęłam głośno. Nie chcę wstawać a jak jeszcze pomyślę o tym, że dzisiaj przyjeżdżają siostry mojej matki i mamy jakiś „rodzinny obiadek” to aż rzygać mi się chce. Zwlekłam się żółwim tempem z łóżka i zerknęłam na zegarek. 13:30.. hm, nie jest tak źle. Złapałam za gałkę od drzwi, które prowadziły do łazienki i weszłam wgłąb pomieszczenia. Starałam się jak najszybciej skończyć poranną toaletę i nieco się zdziwiłam gdy zajęło mi to naprawdę mało czasu. Wychodząc z łazienki, przeczesałam dłońmi końcówki moich włosów i podeszłam do szafy aby coś wybrać na dzisiejszą okazję. No wiem..śmiesznie to brzmi. Westchnęłam głęboko i przymrużyłam oczy spoglądając na górę ciuchów w mojej szafie. Też tak macie, że szmat kurwa miliony, a nie ma w co się ubrać? Wiedziałam, że też tak macie..ale spokojnie, jestem z Wami Suki. Wsadziłam rękę wgłąb szafy i zaczęłam szperać między szmatami. Jedna bluza zaskakująco przykuła moją uwagę więc pociągnęłam ją do siebie. Gdy już ją miałam całą przed oczami, uśmiechnęłam się szeroko i wciągnęłam jej zapach, głęboko w moje płuca. Zapach Axe, który od niej było można wyczuć na kilometr, drażnił moje nozdrza. Mmm. Pachniała niesamowicie… pachniała Justinem.  Pamiętam jak mi ją dał jak byliśmy sobie na spacerku. PRZYJACIELSKIM SPECERKU..ugh serio? Już sobie wyobrażam co ty tam sobie pomyślałaś, nie ładnie. I od razu Ci odpowiem na następne pytanie, które pewnie już Ci się ciśnie na język. NIE, NIE JESTEM Z NIM. Nawet nie wiem czy mogę go nazwać przyjacielem, znaczy spędzam z nim ostatnio bardzo dużo czasu, prawie codziennie się widzimy, zaczy..O boże dajcie mi spokój. Zaciągnęłam się ostatni raz zapachem bluzy Justina i wpadłam na pewien pomysł. Fajnie by wyglądało połączenie ja+biała bokserka+bluza Justina+czarne, super obcisłe rurki. Więc i to, na siebie włożę. Uśmiechnęłam się „od ucha do ucha” i ubrałam przygotowane ciuchy a włosy związałam w wysokiego kucyka.
-Okej, pora na makijaż..- szepnęłam sama do siebie i usiadłam na fotelu, przed lustrem. Tradycyjnie wybrałam grube kreski nad rzęsami, bladoróżowa szminka, podkład, puder i trochę różu na policzkach. Gotowe.
Wyszłam z pokoju i udałam się na dół. Rozejrzałam się po przedpokoju i zauważyłam, że mama biega po kuchni a Maks układa talerze na stole. Stałam w bezruchu ale po chwili było mi nie wygodnie więc usiadłam na ostatnim stopniu schodów. Moja matka przebiegała przede mną, to z jednego do drugiego pomieszczenia i nawet nie zauważyła, że tam jestem. To takie typowe. Złączyłam nogi razem i zgięłam je w pół a następnie, zaczęłam wystukiwać o nie rytm palcami. Taylor ( moja mama, tak, tak właśnie ma na imię) wybiegła z kuchni jak poparzona i wbiegła do salonu ale po chwili cofnęła się i stanęła do mnie przodem, układając dłonie na swoich bokach.
-Co ty masz na sobie?- zmarszczyła brwi tak, że tworzyły jedną, cienką linię.
-To co widzisz- prychnęłam i uniosłam wzrok na nią.
- W tej chwili idź się przebierz..- uniosła nieco ton swojego głosu i skinęła głową w stronę schodów.
-Nie- powiedziałam spokojnie a moje palce, dalej wystukiwały rytm.
-Nie? Co kurwa nie!- krzyknęła a przez jej twarz zaczęły przeskakiwać, różne odcienie czerwonego. – W TEJ CHWILI MASZ IŚĆ NA GÓRĘ I PRZEBRAĆ SIĘ Z TYCH SZMAT NA COŚ BARDZIEJ ELEGANCKIEGO.
-Nie rozumiesz? Jąkam się czy coś? N.I.E- przeliterowałam jej z chytrym, lekkim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
-Miley jeśli..- zaczęła ale przerwał jej dzwonek, rozchodzący się po całym mieszkaniu. Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi a następnie weszła do kuchni.
-OTWARTE-wydarłam się i zawiesiłam wzrok na otwierające się drzwi. Ciocia Mel, ciocia Selena, ciocia Tori, wujek John, wujek Jim. W pomieszczeniu raptownie zrobiło się wielkie zamieszanie. Te całe całowanie, przytulanie, witanie to nie dla mnie, więc wstałam i weszłam do salonu, następnie siadając przy stole. Zaśmiałam się gdy zauważyłam jak Maks, skrycie wyciera dłońmi twarz z wykrzywioną mordą.  Wszyscy zaczęli zbierać w salonie, rozmawiając żywo. Skuliłam się i siedziałam jak najciszej, bawiąc się fioletową serwetką.
-MILEY, KOCHANIE!- krzyknęła ciocia Tori, na co lekko podskoczyłam przestraszona. Niepewnie i powoli odwróciłam głowę w ich stronę.
-Hej- wymamrotałam pod nosem i posłałam im blady uśmiech.
-Oj, słabo wyglądasz żabciu..co się dzieje? – zmrużyła oczy ciocia Selena i zaczęła mierzyć mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do zabawy serwetką.
Wszyscy już siedzieli przy stole i śmiali się w niebo głosy. Na mojej twarzy pojawił się grymas gdy bacznie ich obserwowałam. Matka wciąż patrzała na mnie krzywo więc zmusiłam się do uśmiechu.
Do: Justin
Od: Miley
Proszę, błagam ratuj..
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Odblokowałam Andersona zaraz po tym jak poczułam znajome wibracje.
Do: Miley
Od: Justin
Rodzinny obiad? Przepraszam ale nie mogę..twoja mama i tak już mijając mnie na ulicy, patrzy na mnie wzrokiem jeden-ruch-a-dzwonię-po-pały. Nie mogę jej tego zrobić ;)
Czułam. Czułam ten jego bezczelny, arogancki uśmiech. Pewnie świetnie się bawił, drocząc się ze mną.
Do: Justin
Od: Miley
Cokolwiek.
Do: Miley
Od: Justin
Czekam pod twoim domem, pospiesz się Kochanie. Nie będę tu stał i marznął. ;)
Uśmiechnęłam się jak głupia do telefonu, czym zwróciłam uwagę innych. Zgryzłam dolną wargę, nieco zdenerwowana.
-To ja idę, miłej kolacji- wstałam pospiesznie od stoły i zaśmiałam się nerwowo, machając wszystkim.
-Miley- krzyknęła Taylor i wzrokiem wskazała mi na krzesło abym je ponownie zajęła.
-Sorry- powiedziałam bezgłośnie i wzruszyłam ramionami. Wybiegłam z domu jak najprędzej. Rozejrzałam się i zauważyłam, że Jus stał, oparty o swój samochód przed moim domem. Kiedy tylko mnie zauważył, na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Włosy miał lekko poburzone, ale jestem pewna, że były po prostu wystylizowane w taki sposób, aby wyglądały ekstrawagancko niedbale
Wyglądał zajebiście, zresztą jak zawsze..ugh jebany kutas. Pewnie nawet gdybym go obudziła o 3 rano, po ostrej imprezie, wyglądałby nadal zajebiście. Zasunęłam do końca zamek jego bluzy i podeszłam pewnym krokiem, bliżej niego.
-Hej..-rzuciłam, uśmiechając się zalotnie.
Jus schylił się niżej, ocierając swoim ciepłym, policzkiem o mój i szepnął mi do ucha, przygryzając lekko płatek mojego ucha- Cześć Księżniczko- chłopak zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Odwróciłam się gwałtownie gdy usłyszałam, że drzwi wejściowe mojego domu, otwierają się.
-Miley, w tej chwili wracaj do domu- krzyknęła moja matka, stając na najwyższym stopniu schodów.
-Nie kurwa, nie wrócę na tą jebaną biesiadę- wykrzyczałam na jednym tchu- Możemy już jechać? – uniosłam lekko głowę aby spojrzeć  w oczy szatyna.
-Jasne- Jus zmarszczył lekko brwi, następnie wypuścił mnie z ciepłego uścisku i przeszedł na dugą stronę samochodu, otwierając drzwi a po chwili zajmując siedzenie kierowcy.
-A tylko spróbuj nie wrócić do domu, zadzwonię do twojego ojca, niech Cię zabiera.
-Spieer-daa-laj – powiedziałam, dzieląc na sylaby. Pomachałam jej jeszcze przed odjazdem a po chwili już siedziałam na miejscu pasażera. Justin odpalił silnik i ruszył. Oczywiście nie dało się nie słyszeć pisków opon. Chłopacy i ich szpanowanie drogimi autami, nie nic, nic nie mówiłam.
-A więc..- odezwał się Justin ale szybko mu przerwałam palcem, wyciągając Andersona z kieszeni gdy poczułam wibracje.
-Słucham?- zmrużyłam lekko oczy i przeniosłam wzrok na szatyna. Uśmiechnęłam się lekko na co on mi zawtórował.
-Nie mów słucham, bo cię wyrucham szmato- wykrzyczał Zayn i wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Och, ha ha jakie to suche.
-Nawet byś nie miał czym, suko bez wacka- uśmiechnęłam się zwycięsko. Och, kurwa przecież siedzę w samochodzie z Justinem. Zerknęłam kątem oka na niego i zauważyłam, że uśmiecha się szeroko. Tak, chyba usłyszał naszą wymianę zdań z Zaynem. Czy przeszkadza mi to? Mam to w dupie. – I mógłbyś mówić trochę ciszej? Moje ucho cierpi..- skrzywiłam się i odsunęłam nieco głośnik od mojej głowy.
-Gdzie ty jesteś? Właśnie byłem u Ciebie i przywitała mnie tylko seksowna Taylor, w seksownej kiecce- zaśmiałam się cicho. Tak moja mama była nawet seksowna. Lubiła gdy ją komplementowano, że wyglądamy jak siostry. W końcu urodziła mnie gdy miała tylko 16 lat. Idiotka. Czy tak ciężko się zabezpieczyć?
-Omm- przygryzłam dolną wargę i rozejrzałam się nerwowo po samochodzie. Gdyby się dowiedział, że jadę sama z Justinem w samochodzie, udusiłby mnie. Tak, jest strasznie opiekuńczy, aż za czasami.- Nie ma mnie w domu- palnęłam to, co pierwsze mi przyszło do głowy i od razu spoliczkowałam się w myśli. No oczywiście, że nie ma mnie w domu, w końcu pewnie jeszcze stoi na moim podwórku, po tym jak moja matka mu powiedziała, że NIE MA MNIE W DOMU.
-Och, serio? Myślałem, że jesteś. Twoja mama umie dobrze kłamać. – powiedział z sarkazmem,  na co przewróciłam oczami.
-No, no. Rozłącz się już dziwko- przygryzłam paznokieć wskazującego palca i uśmiechnęłam się lekko.
-Jestem u Samanty. Znaczy wszyscy jesteśmy. Znaczy..Kurwa. Przyjeżdżaj tu szybko, bo zaczęła się zajebista domówka- wykrzyczał pełen energii. Aaa, to stąd słyszałam muzykę w tle.
-Przemyślę to jeszcze. Cześć.
-Ty nie myślisz..- nie pozwoliłam mu dokończyć, rozłączając się.
Zerknęłam na Justa a ten uśmiechnął się, gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy.
-Więc- zaczął- Gdzie jest ta domówka?- stuknął palcami o kierownice i nieco przyspieszył.
-Dom nr.36- uśmiechnęłam się zalotnie i poprawiłam się na siedzeniu, aby chociaż trochę było mi wygodniej.
Po krótkim czasie, byliśmy już na miejscu. Jus zaparkował auto i zgasił silnik. Zerknęłam na dom, po prawej stronie. Ta ciota nie kłamała, mówiąc „zajebista domówka”. Uśmiechnęłam się szerzej i wyszłam z pojazdu.  Justin już stał przy mnie, z wyciągniętą w moim kierunku ręką, a więc lekko ją złapałam. Weszliśmy do środka, a wzrok bawiących się ludzi, raptownie skierowany był na nas. Och, witajcie wścibskie suki. Uśmiechnęłam się dumnie, widząc jak laski ślinią się na widok Justina. A kto z nim przyszedł? Najwspanialsza, najcudowniejsza Miley. Tak. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniach aby znaleźć Zayna czy Samantę ale nie widziałam ich nigdzie. Westchnęłam i stanęłam na palcach aby coś powiedzieć Justinowi, tak aby to usłyszał, a on zauważając, że trudzę się aby dotrzeć bliżej jego ucha, wyszczerzył się jak głupi, a następnie ugiął lekko kolana, tak, że byliśmy teraz równi.
-Idę po coś do picia, nie ruszaj się- krzyknęłam mu do ucha i chyba trochę za głośnio, sądząc po jego minie. Zachichotałam a on tylko skinął głową i puścił moją dłoń, która bezwładnie opadła na bok mojej talii.
Przepychałam się przez spocone ciała, kiedy w końcu dotarłam do baru. Rozejrzałam się po stole. Coś mocniejszego? Czy coś bardziej lekkiego? Hm, na początek chyba będzie lepsze coś lekkiego..nie chcę za wcześnie osiągnąć zgonu. Sięgnęłam po dwie butelki jakiegoś, nieznanego mi piwa i odwróciłam się gwałtownie na pięcie, co spowodowało, że na kogoś wpadłam.
-Uważaj kurwa..-pisnęła blondynka i przyłożyła dłoń do ust, skanując moją twarz uważnie. Och, kurwa. Tylko nie Bella, proszę. – Jones..- moje nazwisko wyszło z jej obrzydliwych ust, na co się skrzywiłam z niesmakiem.
-Brawo- zaśmiałam się i zaczęłam klaskać dłońmi-  Przecież w ogóle się nie znamy 16 lat, w ogólne, pf no co ty..- pokręciłam głową z niedowierzaniem i uderzyłam w czoło z otwartej ręki. Tleniona blondynka, om jakie to piękne. A dokładniej to Bella Swan. Odkąd pamiętam, zawsze była moim najgorszym wrogiem.
- Tak, przez całe 16 lat jak i dzisiaj, jesteś nic nie wartą suką, Miley. Zejdź mi z drogi- pchnęła lekko moje ramię i wyminęła mnie. O nie, nie tym razem kurwo. Złapałam w dłoń plastikowy kubek, wypełniony jakimś kolorowym płynem. Ruszyłam gwałtownie ręką, co spowodowało, że cały napój wylądował na jej odkrytych plecach. Kropelki niebieskiego płynu, swobodnie płynęły w dół jej kręgosłupa, barwiąc przy tym jej białą, obcisłą, kurewską kieckę. Bella pospiesznie odwróciła się w moją stronę.
-Pożałujesz, że się urodziłaś szmato- krzyknęła zrozpaczona i wylała zawartość jej kubka, na mnie. Następnie rzuciła się na mnie, z jej kurewsko, długimi tipsami. Pociesz się tą swoją sztuczną opalenizną póki możesz, bo zamierzam zedrzeć ci ją całą, z twojego brudnego cielska.

JUSTIN:



Czekałem na Miley tak jak prosiła. Rozejrzałem się po salonie i stwierdziłem, że dużo tu gorących dziwek. Co wy na to aby się urwać z jakąś na chwilę? Och, mały Justin już się cieszy. Zauważyłem, że przy kanapie zebrała się pewna grupka ludzi. Krzyczeli, śmiali się i wiwatowali. Ciekawe kto już sobie obija mordę. Zaśmiałem się i postanowiłem podejść bliżej. Przepchnąłem się przez osoby, stojące w grupce i stanąłem w samym środku widowiska. I nie uwierzycie kto siedział okrakiem na jakieś lasce..Miley. Tak, kurwa, Miley. Obydwie krzyczały i wymieniały ciosami z pięści. Co kurwa?
- Miley- krzyknąłem i złapałem dziewczynę za ramiona, odciągając ją ale ta ani drgnęła. – Miley, odpuść- pociągnąłem ją nieco mocniej więc wstała i stanęła przy mnie. Zauważyłem jak skrzywiła się, gdy poczuła krew na jej dolnej wardze. Złapałem za jej łokieć i jak najszybciej wyciągnąłem z zamieszania.  Nagle poczułem jak zaczyna się wyrywać z mojego uścisku więc spojrzałem przez swoje ramię i dostrzegłem, że wyciąga rękę po butelkę wódki. Po chwili już byliśmy na zewnątrz.
-Co to kurwa miało być, huh?- zmrużyła powieki i ułożyła ręce na biodrach. Och, Kochanie tak straszną mam ochotę na ciebie. – Czemu mnie od niej odciągnąłeś?
-Po prostu wyciągnąłem cię, zanim porządnie skopałabyś dupę temu plastikowi. – podszedłem nieco bliżej jej drobnego, ale cholernie seksownego ciała i posłałem jeden z tych moich firmowych uśmieszków, a mianowicie wiem-że-uważasz-że-jestem-seksowny-i-podoba-ci-się-to.
-Możemy już jechać?- westchnęła cicho- Myślę, że nasza impreza będzie o wiele lepsza i bez żadnych plastikowych suk- zatrzęsła zawartością butelki przed moją twarzą i uśmiechnęła się zalotnie.
-Nasza impreza będzie najlepszą tego roku Kochanie-śmiejąc się, przeczesałem dłonią włosy i oblizałem językiem, dokładnie, każdy zakątek moich ust- Chodź..- objąłem ramieniem jej talię i tanecznym krokiem, ruszyliśmy w stronę samochodu.

~.~

Gdzie tu by ją zawieść? Bingo. Domek wypoczynkowy nad jeziorem, moich rodziców. Przyspieszyłem nieco, wjeżdżając na polną drogę. Zerknąłem kątem oka na Miley a następnie na, do połowy już pustą, butelkę wódki.
-Justy- parsknęła śmiechem szatynka i położyła rękę na moim kolanie.
-Tak Księżniczko?- uśmiechnąłem się szeroko i pogłaskałem ją po ciepłym, zaróżowionym policzku.
-Trochę już wypiłam- śmiejąc się, zamachała butelką- Ale mogę ostatniego łyka, dobrze? Tyy—ylko o-sttatniego- zacisnęła wszystkie palce w piąstkę, zostawiając tylko wyprostowanego wskazującego palca. Starała się brzmieć poważnie ale nie udało jej się, bo od razu zachichotała gdy tylko wyłączyłem silnik, parkując pojazd przed domkiem wypoczynkowym.
-Jasne..mam w domu chyba coś jeszcze- zaśmiałem się i wyszedłem z samochodu. Następnie okrążyłem go do połowy, podchodząc pod drzwi pasażera.- Wysiadaj Księżniczko- wyciągnąłem dłoń w jej kierunku i uniosłem lekko brwi. Z mojej twarzy ani na chwilę nie znikł uśmiech. Miley gwałtownie podniosła się na równe nogi i nieco się zachwiała, więc oplotłem moje ramiona wokół jej talii.
-Ostrożnie- szepnąłem jej do ucha, tak, że mogła poczuć na nim moje wargi. Zamknąłem drzwi stopą i pociągnąłem ją w stronę drzwi frontowych.
-Justin, ja nie dam rady- śmiejąc się, przyłożyła dłoń do czoła.
 -No dobrze, chodź..- owinąłem jej ręce wokół mojej szyi, a swoje wokół jej bioder. Uniosłem ją tak, że była „ twarzą w twarz” ze mną. Umieściła swoje nogi wokół mojej talii i ułożyła, wygodnie, głowę w zagłębieniu mojej szyi. Wciąż szedłem ścieżką, prowadząco do domku. Otworzyłem drzwi i postawiłem Miley, tak, że dotykała swoimi drobnymi nóżkami podłogi.
-Widzę, że jesteś zmęczona..chodź pójdziemy się położyć- złapałem ją za rękę i potarłem kciukiem wierzch jej dłoni.
-Mam ochotę na lody z pole-e-ewą czekoladową Justin, ku-uupisz mi?- wydukała dziewczyna, śmiejąc się przy tym.
-Tak, kupię ci masę pudełek z lodami , ale teraz chodź, pójdziemy się położyć- ciągnąłem ją w stronę sypialni, uśmiechając się przy tym.
-Ale-ee ja nie chcę spać, Justy- jęknęła szatynka i odwróciła się do mnie przodem, zatapiając twarz w moim torsie.
-Nie, nie będziemy spać. Tylko trochę odpoczniemy, dobrze? Miley no chodź..- odwróciłem jej drobne ciało w stronę wejścia a ręce ułożyłem w zagłębieniu między końcówką jej pleców, a początkiem okrągłego tyłeczka i pchnąłem ją lekko do przodu.

**

Miley czując jak jej się kręci w głowie, wskoczyła, śmiejąc się w niebo głosy, na łóżko. Co do alkoholu to, miała słabą głowę i wiedziała o tym doskonale, ale sytuacja na domówce zmusiła ją do „rozluźnienia się”. Justin zsunął supry ze stóp i wdrapał się na łóżko, pochylając się nad ciałem dziewczyny. Pijana nastolatka i on, sam na sam. Co mogło mu się lepszego przytrafić? Pewnie nie jeden, by mu zazdrościł. Szatyn zachłannie przyglądał się każdej części jej ciała i uśmiechał się szeroko na myśl, o dzisiejszej nocy. Momentalnie i namiętnie, nie tracąc czasu, Justin wbił się wargami w zagłębienie szyi dziewczyny, na co ona cichutko, pod nosem, syknęła. Jego ręce błądziły po jej ciele, pozbywając się to kolejnej rzeczy z jej ubranego ciała, a Miley? Miley, nie zdając sobie za bardzo sprawy z tego co się właśnie działo, chichotała zadowolona. Po incydencie na imprezie w zeszłym roku, a mianowicie straceniu dziewictwa po pijaku, z nieznanym, o wiele starszym od siebie mężczyzną postanowiła, że kochać się będzie tylko i wyłącznie na trzeźwo, bo nie raz widziała, co potrafią wyrabiać ludzie ,pod sporym wpływem alkoholu, podczas seksu. Gdy dziewczyna, leżała już całkowicie pozbawiona ubrań, nie do końca, bo miała jeszcze na sobie koronkową bieliznę, Justin oderwał się na chwilę od swojej „zdobyczy”, unosząc się na dłoniach i patrząc głęboko w oczy Miley.
-Och, Miley- uśmiechnął się ironicznie i gwałtownie, rozbawiony potrząsnął głową. Zniżył twarz tak, że wargami wyczuwał wierzch ucha dziewczyny- Mam zamiar cię dzisiaj pieprzyć- szepnął seksownie- Cholernie ostro, pieprzyć- dokończył
- Justin?- wymruczała dziewczyna, chcąc zwrócić na siebie uwagę szatyna, ale ten ani na moment nie odkleił się od jej szyi, pozostawiając małe siniaki po sobie, tak zwane „malinki”.
-Mhm..- mruknął, a ich klatki piersiowe uderzały o siebie w ekspresowym tempie.

______________________________________________

Jejku.. wiem, że beznadziejny rozdział, tak bardzo przepraszam, serio :(((
Co powiecie o końcówce? Sialaalalallala, nic nie zdradzam.
JESTEM TU( KLIK ) - zapraszam! 

do następnego.kocham i całujee <3

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 3.

Hej, hej, hej... zapraszam do notki pod rozdziałem i miłego czytania! :)) JESTEM TU( KLIK)
_________________________

BIP.BIP.BIP.BIP. zerwałam się w błyskawicznym tempie na równe nogi. Co jest kurwa? Kto ustawił mi budzik na 6:30? Uhg..próbowałam go wyłączyć ale za żadne skarby nie chciał się zamknąć. Nienawidzę tych wkurzających, małych urządzeń. Co za idiota wymyślił budzik, hę? Giń w piekle sukinsynu..
Złapałam go pełną ręką i rzuciłam przez środek pokoju co sprawiło, że roztrzaskał się o ścianę na milion kawałków. Ałć, moja głowa. Skrzywiłam się, masując moje czoło. Tak, wiem, wczoraj troszeczkę przesadziłam, ale kurwa, ludzie mamy wakacje! Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam zasnąć ponownie..
~.~
-Miley..- poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramie na co jęknęłam i przewróciłam się na drugą stronę.
-Miley wstawaj, już 14:00- machnęłam ręką aby ta osoba już sobie poszła, bo strasznie mnie denerwowała.
-Miley no rusz się..- mamo proszę, daj.mi.spokój.bo.nie.ręcze.za.siebie.
-Nie chcę, wyjdź stąd - wrzasnęłam i wtuliłam się bardziej w pachnącą i cieplutką poduszkę.
Usłyszałam kroki, które kierowały się do wyjścia. Mądra dziewczynka. Uśmiechnęłam się zwycięsko i podrapałam w tył głowy. Zasypiając ponownie, nagle poczułam zimną a wręcz lodowatą ciecz na moim rozgrzanym ciele. Błyskawicznie zerwałam się na równe nogi i umieściłam wzrok na mojej matce, która stała przede mną z ogromną miską w ręce.
-Co jest kurwa?- wrzasnęłam i posłałam jej mordercze spojrzenie a następnie potarłam dłońmi ramiona w celu pozbycia się gęsiej skórki. A ona stała tam i się głupio uśmiechała. –Wyjdź stąd!- krzyknęłam.- Głucha jesteś? Wyjdź- machnęłam ręką w stronę drzwi.
-Oj, głupiutka Miley- mama zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu, wieszając następnie na nim miękki ręcznik. – Chyba będę zmuszona częściej korzystać z takiej pobudki ,hm? – uniosła pytająco brwi a ja wypchnęłam ją z pokoju i zamknęłam drzwi przed nosem. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę łazienki a następnie pozbyłam się bielizny z mojego ciała i jak najszybciej weszłam pod prysznic. Gdy odkręciłam kurek, momentalnie rozszedł się dreszcz po moim cały ciele. Gorące kropelki wody spokojnie spływały po mojej delikatnej skórze a intensywny zapach brzoskwiniowego żalu pod prysznic, rozszedł się po całej łazience. Dokładnie wtarłam szampon we włosy i spłukałam cały płyn. Wychodząc  spod prysznica owinęłam się mięciutkim ręcznikiem i rozczesałam poplątane kosmyki włosów aby je następnie potraktować, brutalnie suszarką. Otworzyłam małą półeczkę i wybrałam świeżą bieliznę. Wyszłam z łazienki i podreptałam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej..czarne nadkolanówki i koszykarską koszulkę*. Naciągnęłam skarpetki na moje zgrabne nogi a te sięgały mi lekko nad kolano. Następnie założyłam koszulkę, która zwisała luźno do połowy kolana, a więc była goła przestrzeń między nimi. Związałam włosy w koka i zrobiłam lekki makijaż. Usiadłam na jeszcze niezaścielonym  łóżku i włączyłam laptopa. Zalogowałam się na Facebooka i od razu rzuciło mi się w oczy zdjęcie na głównej, które dodał… Spojrzałam kto i miałam ochotę go zabić- Zayn Malik. Na zdjęciu byłam ja, jakoś 3 lata temu. Pijana czternastolatka, możecie to sobie wyobrazić. Nienawidzę tego skurwysyna..skąd on bierze te wszystkie zdjęcia? Po chwili wybuchłam śmiechem i przygryzłam lekko wargę.
 BLIP- wyskoczyła wiadomość od Samanty:
Hej Cipo.. poznałaś już tego nowego? ;)
Odpisałam:
No siema. Nie, chyba nie..
BLIP-Samanta:
Musiałaś go zauważyć..mieszka naprzeciwko Ciebie idiotko. Podobno chodzący seks, mr.
Zaśmiałam się. Napaliła się już suczka..
Odpisałam:
Wysoki, dobrze zbudowany, włosy ciemny blond?
Moje serce zaczęło powoli szybciej bić, choć nawet nie mam pojęcia dlaczego.
BLIP-Samanta:
 Tak, to on..zabaw się Kotek. ;)
Odpisałam:
Mhm..
Zamknęłam laptopa i zeszłam na dół, do kuchni. Byłam cholernie głodna a ja nie lubię być głodna. Pora obiadowa, tak? Tak, bo jest późno a więc powinno mi tu pachnieć obiadem a śmierdzi tylko Maksem. Zajebiście. Oparłam się o blat i otworzyłam szafkę.
-Poczekaj na obiad- powiedziała moja mama, otwierając lodówkę i wyciągając jakieś warzywa.
-Nie wytrzymam..jestem cholernie głodna-zgryzłam wargę po czym zmarszczyłam brwi. Wyciągnęłam pudełko z płatkami a następnie wzięłam miskę i łyżkę, aby odłożyć to na stół. Wyciągnęłam karton mleka i potrząsnęłam nim aby sprawdzić jego zawartość. Pusto.
-Kurwa- zaklęłam i odłożyłam mleko, z powrotem na miejsce.
-Miley..pilnuj języka! Jesteś w domu a w domu obowiązują jakieś zasady czyż nie? – ułożyła swoje dłonie na biodrach.
-Mhm..-wymruczałam i dalej szukałam czegoś co mogłabym zjeść.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- krzyknęła poirytowana i złapała mnie za ramie
- Chuj mnie to obchodzi, daj mi spokój- wyrwałam się z jej uścisku i złapałam za karton z płatkami po czym wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
Do: Suka Zayn.
Od: Miley
Zaraz u cie
Pisałam mojego esemesa kiedy nagle na kogoś wpadłam. Upuściłam telefon tak jak i płatki, które rozsypały się po całym chodniku.
-Kurwa, moje śniadanie. Uważaj jak chodzisz..- krzyknęłam, podnosząc telefon aby następnie zamknąć go w mojej ręce. Anderson już stamtąd nie uciekniesz. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam parę neonowych suprów..powoli podnosiłam wzrok ku górze i ujrzałam czyjeś oczy, które intensywnie się we mnie wpatrywały. Wyglądał na niezadowolonego.
-Ja mam uważać? To ty na mnie wpadłaś- fuknął i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Złapałam ją a on pomógł mi wstać. Przyjrzałam mu się uważnie z bliska. To ten szatyn sprzed domu- Twoje śniadanie? Serio?- podniósł pytająco brwi a głupi uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
-Tak. Masz z tym jakiś problem?- mruknęłam i przymrużyłam lekko oczy.
-Nie, spokojnie Kochanie. Masz okres czy coś?- zażartował a mi nie było do śmiechu, bo moje śniadanie, było teraz śniadaniem gołębi, które powoli już je konsumowały a ja im szczerze zazdrościłam- Jak chcesz..mogę Cię zabrać na prawdziwe śniadanie- posłał mi jeden z tych uśmiechów co często pojawiają się na okładkach magazynów dla nastolatek.
-Nie znam Cię-zmarszczyłam lekko brew i już miałam odchodzić ale zatrzymał mnie jego zachrypnięty głos.
-Justin Bieber- szatyn wystawił dłoń w moim kierunku i uniósł brwi ku górze.
-Miley..Jones-odpowiedziałam ponuro i ścisnęłam lekko jego strasznie.gładką.seksowną.dużą.dłoń. Palcówka tego pana musi być pewnie cholernie dobra.
-A więc..Miley, nie daj się prosić-spojrzał na mnie proszącym i zarazem słodkim wzrokiem a ja od razu wymiękłam. Ciekawe ile razy w ciągu dnia go używa i ile dziwek już na to wyrwał.
-No dobra- wymamrotałam- To gdzie jedziemy? – uniosłam lekko głowę aby móc mu spojrzeć w oczy, ponieważ był o wiele wyższy ode mnie. Ja sobie karzeł.
-Niespodzianka, niespodzianka, niespodzianka- powiedział melodyjnym głosem i wskazał ręką na swój dom. Ruszyłam przed siebie i czułam jego obecność za mną. Pachniał bardzo dobrze.
~.~
Siedzieliśmy w jego samochodzie. Rozglądałam się, pod wrażeniem jego wnętrza, tak samo jak i na zewnątrz, wyglądał zajebiście. Nie znam się na samochodach ale jestem pewna, że kosztował miliony. Ciekawe skąd on ma kasę na to wszystko? Patrząc na jego gadżety, samochód, ubrania..był cholernie bogaty. Może okradł jeden z banków i uciekł do Nowego Jorku? Och, zamknij się idiotko.
-Masz bardzo dobry gust- szatyn, znaczy Justin postanowił przerwać ciszę, panującą w samochodzie. Może i dobrze..
-Co?- uniosłam prawą brew i spojrzałam na niego. Chłopak zmierzył mnie wzrokiem, „od stóp do głów” i uśmiechnął się znacząco. –Ach, no tak … dzięki- posłałam mu lekki uśmiech. To miłe, że zauważył, że mam dobry gust. Koszulka koszykarska* + czarne nadkolanówki + czarne creepersy, tak wyglądałam bardzo dobrze. On też wyglądał bardzo dobrze, ale nie powiem mu tego. Dziewczyna nie powinna komplementować chłopaka, no chyba, że to jest Zayn, a to co innego. Położyłam Andersona na deskę rozdzielczą, bo nie wygodnie mi było trzymać moje maleństwo ciągle w dłoni. Zastanawiacie się pewnie kto to jest do cholery, Anderson? Anderson to mój iPhone. Kocham go a on kocha mnie. Razem tworzymy jedność. On jest rozładowany, ja umieram. Ja śpię, on umiera. Rozumiecie? Przyznam się bez bicia..kocham go bardziej od Zayna. Tak, wiele razy już mu to mówiłam ale on i tak w to nie wierzy. Mam to w dupie. Chuj jebany. Spojrzałam za okno i zauważyłam, że wjeżdżamy na parking pobliskiego super marketu. Co on wymyślił?
-Wysiadaj- uśmiechnął się szeroko a następnie wyłączył silnik i wyszedł z auta. Zrobiłam to samo i spoglądałam jak zamyka drzwi kluczem. Ruszyliśmy w stronę sklepu a po chwili byliśmy już w środku. Justin szedł przodem, prowadząc mnie przez półki z różnymi produktami. Strasznie mnie to zdziwiło, ze tak dobrze zna ten sklep. Z tego co wiem, to nie należy on do żadnej sieciówki. Zapytam się o to później. Szliśmy alejką z przyborami do szkoły. Zauważyłam na jednej z półek, dużo buteleczek z brokatem. Rozejrzałam się wkoło, nikogo nie  było więc podbiegłam bliżej i wzięłam do ręki srebrny brokat. Otworzyłam buteleczkę i uniosłam ją nad głową a następnie przechyliłam i cała jej zawartość po chwili, znajdowała się na moim ciele.  
-Co ty robisz? – usłyszałam śmiech Justina za mną więc pospiesznie się odwróciłam do niego twarzą.
-Jeszcze pytasz? – udałam oburzoną i uniosłam lekko brwi- Zabawiam się w Ke$he- poruszyłam zabawnie brwiami i zaczęłam nucić „Die Young”. Chłopak wybuchnął śmiechem i patrzył na mnie z szerokim uśmiechem, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.
-Mogę Ci zrobić zdjęcie?- zapytał, śmiejąc się równocześnie. Kiwnęłam twierdząco głową i stanęłam w lekkim rozkroku, kładąc rękę na lewej piersi a drugą podnosząc nad głowę i do tego wystawiłam język. Szatyn pospiesznie wyciągnął swojego iPhone z kieszeni i pstryknął mi zdjęcie. Kurwa, zostawiłam Andersona w samochodzie. Podeszłam do niego i ułożyłam dłonie na jego barku, stając lekko na palcach spojrzałam na ekran telefonu.
-Niezła suczka- zaśmiałam się głośno i odgarnęłam dłonią kosmyki włosów, które wypadły z koka, na moje czoło.
-Cholernie seksowna- kiwnął głową zgadzając się ze mną i zaczął się śmiać. Spojrzałam na chłopaka i zauważyłam, że mi się przygląda.
-Co?- odsunęłam się lekko i stanęłam płasko na podłodze- Jestem gdzieś brudna?- uśmiechnęłam się lekko.
-Nie..spokojnie, to tylko tona brokatu a my jeszcze musimy wyjść z tego sklepu, ale to nic takiego- pokręcił rozbawiony głową.
-Czyżby Justin Bieber się wstydził chodzić z idealną Ke$hą?- otworzyłam szeroko usta i przyłożyłam do nich dłoń- Och, przestań..- walnęłam go żartobliwie dłonią w ramię i ruszyłam przed siebie.- Daj mi coś do jedzenia, bo zaraz zwariuję.- owinęłam ręce wokół tali i spojrzałam na Justina.
-A no tak..- trzepnął otwartą ręką w czoło, na co się zaśmiałam- zapomniałem o śniadaniu.- Szatyn wyprzedził mnie i podszedł do półki, biorąc dwie duże paczki chipsów i dwie, 2l cole.
- Och, serio? Czy to nie ty byłeś zdziwiony jak ci powiedziałam, że suche płatki, to moje śniadanie? – ułożyłam dłonie na biodrach uniosłam pytająco brwi.
Justin spojrzał na obie paczki i wzruszył ramionami, następnie podreptał w stronę kasy a ja za nim. Kobieta stojąca za ladą dziwnie się na mnie gapiła, więc ukryłam się za jego szerokimi ramionami.
~.~
Justin siedział oparty o gruby pień drzewa, a ja naprzeciwko niego, po turecku. Jak dobrze, że nie ścieli tego ogromnego dębu, bo przynajmniej można gdzieś się schować od tego słońca. Ogólnie to strasznie dziwnie, to wygląda, bo jest parking a na środku koło z trawy i mega dąb. Śmiesznie, śmiesznie.  Od razu otworzyłam moją paczkę chipsów i biorąc garść smakołyków, wepchnęłam sobie ją do buzi, następnie popijając wszystko colą. Spojrzałam na Justina jak zajada się „swoim śniadaniem”. Strasznie mnie ciekawiło to, że skąd Jus zna tak dobrze Nowy Jork, przecież dopiero co kilka dni temu się tu wprowadził.
-Mogę cię o coś spytać?- Jus podniósł wzrok na mnie i kiwną twierdząco głową.
-Jasne, pytaj o co chcesz- uśmiechnął się szeroko a następnie wyciągnął jedną z ziemniaczanych przekąsek i wsadził ją do buzi.
-Skąd znasz tak dobrze miasto, hm? Przecież dopiero co się wprowadziłeś..- przymrużyłam lekko oczy, urywając listek trawy i powolnym ruchem gładziłam nim, odkryty kawałek skóry mojego uda. Justin uważnie obserwował moje ruchy i zdołałam zauważyć, że oblizał koniuszkiem języka wargi.
-Byłem już tu wielokrotnie więc zdołałem poznać to i owo- spojrzałam na szatyna i już miałam zapytać o to, skąd pochodzi, kiedy ten wyprzedził mnie odpowiadając- Jestem z Bostonu- uśmiechnął się szeroko i mrugnął prawym okiem.
-Ale..-zrobiłam usta na kształt litery „o”- Skąd wiedziałeś? Ty…ale..ugh- chłopak tylko wzruszył ramionami, wyraźnie rozbawiony moją reakcją. Ciekawe jak on to zrobił? Może on serio czyta w myślach.. Justin jesteś seksowną sunią… przymrużyłam oczy, uważnie obserwując jego minę, jego zachowanie i nic. Patrzał się tylko na mnie jak na idiotkę, okej jestem już do tego przyzwyczajona. A to sukinsyn, szkoda, że nie czyta w myślach. Westchnęłam i spojrzałam w jego tęczówki. Były piękne..co róż zmieniały barwę. Raz były złotawe a zaraz ciemne jak rwąca rzeka czekolady. Uśmiechnęłam się na co dostałam momentalnie odpowiedź- firmowy uśmiech Justina Biebera, jestem pewna, że sporo dupci na niego wyrwał.
- Wiem, że dziewczyn się nie pyta o wiek i takie tam- zaczął- ale ile masz lat?
Powiedzieć mu prawdę? No oczywiście, że tak, bo przecież co to za tajemnica, hm?
-17.
- Serio? Wyglądasz na trochę starszą- powiedział a ja na to zmarszczyłam brwi, że prawie stanowiły jedność. – Ale nie, żeby mi to przeszkadzało- zaśmiał się.
- Cokolwiek- wzruszyłam ramionami. – A ty ile masz lat?
- 20- odezwał się a ja spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki.
- Serio? Wyglądasz na trochę młodszego- powtórzyłam jego słowa i parsknęłam śmiechem, na co on mi zawtórował.
-To co? Wracamy?- wstałam i otrzepałam tyłek.
-Jasne, wracajmy- Jus również wstał. Obserwowałam jego każdy ruch. Wstał, po czym złapał się w kroku i opuścił spodnie, niebezpiecznie nisko.
- Co?-  prychnął i uniósł prawą brew.
-Nie nic..tak tylko patrzę-potrząsnęłam głową i machnęłam ręką w powietrzu.
-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej Kochanie- posłał mi ten już dobrze znany mi uśmiech i ruszył w stronę samochodu.
-Dupek- mruknęłam pod nosem i podbiegłam w stronę szatyna, dorównując mu kroku.
 ~.~
Otworzyłam drzwi najciszej jak się da i weszłam do środka. Kiedy zobaczyłam, światło w salonie zaklęłam pond nosem i na palcach ruszyła w stronę mojego pokoju.
-Miley, do salonu- usłyszałam surowy głos mojej matki więc weszłam do salonu z obojętnym wyrazem twarzy. Nie dam się zastraszyć ździro. Opadłam bezwładnie na kanapie i zawiesiłam wzrok na jej wściekłej twarzy. – Gdzie byłaś?- podeszła o krok bliżej mnie. Zamiast usiąść i normalnie porozmawiać, ona wolała stać nade mną i udawać twardą. Brawo. Gdzie byłaś przez ostatnie kilka lat wzorowa matko kiedy cię potrzebowałam, huh? Chore.
-Nie twoja sprawa- wyrzuciłam przez zęby. Racja miałam być wcześniej ale tak jakoś się jeszcze, niechcący zasiedziałam w samochodzie Jusa. Nie, do niczego nie doszło mała przebiegła lisico. A myślałam, że dziewczynki w twoim wieku nie mają, aż takich brudnych myśli. No, no…
-Do kurwy nędzy Miley- wrzasnęła, na co lekko się wzdrygnęłam, bo to było takie niespodziewane- MOJA sprawa, MOJA jebana sprawa, bo jesteś MOJĄ córką i wszystkie twoje sprawy są MOIMI sprawami. – wypowiedziała i przesadnie, moim zdaniem, zaczęła podkreślać słowo „moja”.  Wzruszyłam ramionami i cmoknęłam niezadowolona.
-Mogę już iść do siebie?- przymrużyłam oczy i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nie, nie możesz..- wrzasnęła.
- To, czego ty chcesz jeszcze ode mnie? – przymrużyłam oczy i uwiesiłam wzrok na niej.
-Chcę wiedzieć, dlaczego tak się zachowujesz..- zniżyła nieco ton swojego głosu ale nadal było można usłyszeć, że jest nieźle wkurwiona.
-Zachowuje się jak?- parsknęłam śmiechem i uniosłam pytająco brwi.
-O, właśnie tak. Jesteś strasznie chamska i uważasz się za pępek świata, ale tak nie jest. Masz dopiero 17 lat, dziewczyno i mieszkasz ze mną, czy Ci się to podoba czy nie, a ja nie będę tolerowała takiego zachowania młoda damo. Rozumiem, że przechodzisz teraz przez okres buntu ale zastanów się nad swoim zachowaniem, bo ono do niczego dobrego Cię nie zaprowadzi. Mam nadzieje, że dwa tygodnie szlabanu pomogą Ci trochę w przemyśleniach nad swoim zachowaniem, Miley. – powiedziała na jednym tchu i postawiła straszny nacisk na moje imię.
-Ha, ha bardzo śmieszne- powiedziałam rozbawionym głosem- Coś jeszcze? Nie? To dobrze- weszłam na pierwszy stopień schodów i odwróciłam się do niej- Jeśli myślisz, że zamkniesz mnie w domu na jebane dwa tygodnie, to jesteś w dużym błędzie..mamusiu- parsknęłam śmiechem i weszłam na górę, trzaskając drzwiami od mojego pokoju.  Rozpuściłam włosy i przeczesałam je palcami.
-Anderson..Kochanie, gdzie jesteś?- mruknęłam niezadowolona i zaczęłam rozglądać się po pokoju, w celu znalezienia mojego telefonu.  –Wiem, że gdzieś tu jesteś- przeszukałam łóżka ale dalej nic.
- O kurwa..- przywaliłam z otwartej ręki w czoło a następnie ułożyłam dłonie na biodrach. Jak ja mogłam zapomnieć Andersona z samochodu Justina, huh? Westchnęłam poirytowana i pozwoliłam mojemu ciału bezwładnie opaść na łóżko.
-Idiotka- fuknęłam i uderzyłam poduszką w tył mojej głowy. Spojrzałam na zegarek. 00:00. Chwilę poleżę a później może wyjdę na miasto się zabawić. Nie, że chce mi się spać czy coś.. Po prostu potrzebuje czasem poleżeć. Wiem to dziwne, ale bez tego czuje się taka zmęczona. Przymknęłam powieki i przytuliłam się bardziej do cieplutkiej pościeli. Nie zasnę, obiecuję. Zaczęłam powoli odpływać ( przepraszam ale to jest mocniejsze ode mnie), gdy nagle usłyszałam, że coś uderzyło w moją szybę. Zignorowałam to i postanowiłam dalej, cieszyć się tą cudowną, relaksującą chwilą. Pukanie nie ustawało, więc zerwałam się gwałtownie na równe nogi, aby sprawdzić skąd to pochodzi.  Podeszłam bliżej okna i nie uwierzycie kogo rysy twarzy ujrzałam..Justina pieprzonego Biebera. Och, serio, serio musiał mi przerwać chwilę odpoczynku? Ale chwila, jak on tu w ogóle wlazł? Uniosłam wzrok na wysokość jego oczu a on stał i głupkowato się uśmiechał, machając ręką. Przymrużyłam oczy i zauważyłam, że trzyma mojego Andersona. Uśmiechnęłam się szeroko i otworzyłam okno na roścież.
-Właź- powiedziałam półszeptem i ponagliłam go. Jus uniósł nogi przez parapet i cicho wszedł do mojego pokoju, wymijając mnie. Wychyliłam się lekko przez okno, patrząc w dół. Jakim cudem on tu wlazł? Ugh, mówiłam mamie, że ten mój „niby balkon” jest do dupy. Mówiąc „niby balkon” mam na myśli, dwie duże, kwadratowe kafelki, ogrodzone niską, metalową poręczą. Powstał on tylko w celu ozdoby. Przewróciłam teatralnie oczami, zamykając okno a następnie odwróciłam, pospiesznie na pięcie, w stronę szatyna.
- Zapomniałaś czegoś..- pomachał ręką, w której trzymał mój telefon, przed moją twarzą i uniósł brwi ku górze. Już chciałam go odebrać i przytulić, bo przecież leżał tam sam, dobre kilka godzin, kiedy Justin, błyskawicznym tempem, zabrał rękę z powrotem. – A co będę z tego miał? Wiesz.. –urwał i przycisnął środkowy palec wraz z wskazującym, do brody. – Ryzykowałem życie, aby wrócił z powrotem w Twoje ręce. O tej porze, na ulicach Nowego Jorku, jest cholernie niebezpiecznie, ale wiesz co? Zignorowałem to i czym prędzej, przyszedłem tu do ciebie aby Ci go oddać- dodał a kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Nic, nie będziesz z tego miał- wyciągnęłam rękę aby mu go odebrać ale mój plan legł w gruzach, kiedy chłopak uniósł lewą rękę nad głowę- Ugh, Justin, oddaj mi go- pisnęłam i uderzyłam go dłońmi w tors ale ten nawet się nie ruszył. Twarda suka.
-Poproszę jednego tu- palcem wskazującym pokazał na swój policzek i uśmiechnął się w ten jego bezczelny sposób.
-Och, przestań..-zaśmiałam się i stanęłam na palcach, podpierając się dłońmi o jego klatkę piersiową, aby dosięgnąć jego dłoni. Ale nic, kurwa..pierdolony olbrzym.- Chyba jesteś jakiś pojebany, jeżeli myślisz, że mogłabym cię dotknąć.. a poza tym, to ile my mamy lat? Pięć, kurwa?- na mojej twarzy pojawił się grymas a szatyn parsknął śmiechem. Po moich wielu, nieudanych próbach odzyskania telefonu, oddał mi go, na co wymamrotałam ciche „dzięki” i uśmiechnęłam się uroczo.
-Dobra, a teraz już idź-popchnęłam jego ciało w stronę okna, śmiejąc się.
-Spotkamy się jutro?- zapytał, siadając na parapecie a następnie przerzucając nogi na drugą stronę.
-Jasne- posłałam mu uwodzicielski uśmiech a chłopak się zaśmiał. Następnie skoczył na trawnik i znikł w ciemnościach. Zamknęłam okno i udałam się do łazienki.  
Chyba polubiłam Justina Biebera.....
_______________________________

* bluzka koszykarska:

Sialalalala i o to nowy rozdział. Mam nadzieje, że Was nim nie zawiodłam i się spodobał <3
ps. pewnie się nie spodziewaliście takiego spotkania Miley i Justina.. :)

Obserwatorzy