Przysięgam, że przez całe moje pieprzone życie nie powtórzyłam mojego imienia tak dużo razy jak dzisiaj.
Każdemu kto dowiedział się jakie relacje łączą mnie z Justinem, miałam ochotę zadać to samo pytanie "Co cię tak dziwi?". Każdy, naprawdę każdy skończył ze szczęką przy ziemi, gdy dowiedział się, że jestem dziewczyną Biebera. Chwile potem wracali na ziemie i obdarzali mnie serdecznym uściskiem. Jego rodzina była strasznie miła, a Justin najwidoczniej miał opinię męskiej dziwki. Ups, no co? Mówię tylko to, co zauważyłam.
Nic się nie zmieniło pomiędzy mną, a chłopakiem. Nasza rozmowa opierała się tylko na "Tak. Nie. Chodź tutaj. Poznaj tego, tamtego". Coraz bardziej mnie to irytowało.
-Zjedz coś, kochanie- uśmiechnęła się ciepło Pattie, podstawiając mi pod nos sałatkę z mango.
-Nie, dziękuje. Może później- odparłam.
Pattie chyba mnie polubiła. Zresztą... Ona wygląda, jakby każdego kochała. Jestem pewna, że nie ma ani jednego wroga, czy osoby, która by jej nie lubiła. I odwrotnie. Serio.
Ciekawe czy wie, że jej syn... Cóż, że jest trudny.
-Miley?
Uniosłam, zaciekawiona, brew, czekając na jej dalsze słowa.
-Czy Justin jest dla ciebie dobry? No wiesz... Czy zrobił kiedykolwiek coś nieodpowiedniego?
Och, a więc wie.
Zerknęłam kątem oka na śmiejącego się szatyna, który próbował tańczyć z Carly. Ciągle dostawał od niej po głowie, więc pewnie sobie z niej żartował.
-Szybko puszczają mu nerwy, ciężko nad nim zapanować gdy wpadnie w furię i nienawidzi gdy ktoś próbuje mu pomóc, chociażby rozmową, ale stara się nad tym pracować. A jeśli chodzi o to, czy kiedykolwiek mnie uderzył. Nie, nie zrobił tego.
Wypuściłam powietrze z płuc, nieświadoma tego, że wciąż je tam trzymałam.Tak, okłamałam ją. A co miałam jej powiedzieć? Że jej jedyny, najukochańszy synek-oczko w głowie, blablabla, podniósł na mnie rękę i to nie raz? Nie. Nawet nie wiem jakby na to zareagowała.
-To dobrze. Wybacz, że tak wypytuje, ale znam mojego syna i już od małego- uniosła dłoń na wysokość stołu i głośno westchnęła- miałam z nim problemy. Codziennie, ale to codziennie musiał przyjść z podbitym okiem, bo pyskował do starszych chłopców, albo cały podrapany, gdy przechodził przez płot u sąsiadów. O!- krzyknęła jakby raptownie przypomniała sobie o czymś ważnym. Wyciągnęła komórkę ze swojej srebrnej kopertówki i wystawiła ekran w moją stronę. -To moje ulubione zdjęcie i mam je wszędzie. W portfelu, na biurku w moim gabinecie, na lodówce.. Kocham je!
Mówiąc to w jej oczach pojawiły się iskierki szczęścia jak i dumy. Przeniosłam wzrok na telefon i zobaczyłam małego, przesłodkiego Biebera w granatowym kombinezonie i z łopatą do odśnieżania śniegu.
-O nie...- wybuchłam śmiechem, przykładając dłoń do ust. Wyglądał przezabawnie i jeszcze ten jego uśmiech mówiący "Zaraz cię zgwałcę, hehe".
-O tak.- zaśmiała się Pattie- Był przeuroczy, zresztą teraz też jest. Mam najsłodsze dziecko na świecie- uśmiechnęła się szczerze, patrząc w stronę chłopaka.
-Co robicie?- podskoczyła lekko, gdy szatyn raptownie pojawił się za mną i owinął ręce wokół mojej talii, opierając brodę o czubek mojej głowy.
-Ależ nic, nic.- kobieta niewinnie się uśmiechnęła, szybko chowając telefon z powrotem na jego miejsce.
-Tylko mi nie mów, że...- odwróciłam głowę, żeby mieć lepszy widok na jego twarz- Mamo! Ostatni raz zostawiłem cię z nią sam na sam. Czemu zawsze mi to robisz? To zdjęcie jest beznadziejne, a już o tym uśmiechu pedofila, który myśli, że jest super, bo idzie odśnieżać śnieg, nie wspomnę.
Niby był wkurzony i zażenowany całą tą sytuacją, ale jego kąciki ust stale unosiły się do góry.
-No co? Po prostu jestem dumna, że urodziłam takiego przystojnego samca.- podniosła się lekko, ściskając policzek Justina, tak jak to wszystkie babcie robią swoim wnukom, mówiąc im jacy oni słodcy.
-Mamo- jęknął, przewracając teatralnie oczami.
-Skarbie...- naśladowała jego głos.
-Cokolwiek- usiadł nadąsany obok mnie, zniżając się do maksimum.
Zaśmiałam się, kładąc dłoń na jego kolanie. Może i miał te dwadzieścia lat, ale uwielbiał się dąsać i mamrotać coś pod nosem, niczym małe dziecko.
Nagle, Carly, rzuciła się na krzesło, naprzeciwko mnie, ciężko oddychając.
-Przysięgam, że zaraz wyskoczy mi serce- zaczęła wachlować sobie dłonią przed twarzą.
-Nie wierzę, że właśnie wzięłaś ślub- Justin pokręcił rozbawiony głową, wciągając wargi do środka- Biedny Ryan- cmoknął, zwilżając dolną wargę językiem.
-Zamknij się, idioto- syknęła, mrużąc oczy.
-Idioto?- uniósł wysoko brwi- Och, jak dorośle. Mam ci przypomnieć, że jesteś już mężatką, Carly? Zachowuj się- skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
-Uduszę cię, Bieber. Jesteś taki...taki ugh!- warknęła, głośno wypuszczając powietrze.
-Może później. Najpierw muszę pogadać z Miley.- wstał, wystawiając dłoń w moją stronę- Idziesz?
Kiwnęłam twierdząco głową, splatając nasze dłonie razem. Zerknęłam na Carly, która wyglądała jakby oddałaby wszystko, byleby tylko z nami pójść i dowiedzieć się o czym chłopak chce ze mną porozmawiać.
Odeszliśmy kawałek, a muzyka grała już ciszej. Wchodziliśmy coraz głębiej w jakiś park czy chuj wie co. Stanęłam rozglądając się po okolicy. Chyba zapomniał, że mam na sobie szpilki.
-Czemu stanęłaś?- odwrócił się w moją stronę. Ledwo zdołałam zauważyć jego rysy twarzy, gdyż było już ciemno.
-Chyba zapomniałeś, że szpilki i las nie za bardzo się lubią.
Przekręcił oczami, wzdychając- Wskakuj- odwrócił się do mnie plecami, czekając aż wdrapię się na jego plecy, co i zaraz zrobiłam.
-Ty coś w ogóle ważysz?- zapytał ściskając lekko moje pośladki.
-Naprawdę, Justin? Bo ty jesteś cały obrośnięty tłuszczem, aż wylewa się bokami- prychnęłam i oparłam brodę o jego barek, próbując cokolwiek zobaczyć przed nami.
-Idź szybciej, bo zimno mi w tyłek- mruknęłam, obciągając moją sukienkę.
-Specjalnie położyłem tam dłonie, żeby cię ogrzać, skarbie.
-Jasne, a ja jestem królową Anglii. Po prostu chciałeś pomacać moje seksowne pośladki- zaśmiałam się, przytulając się do niego bardziej. Był jak ludzki kaloryfer. Gdziekolwiek byś go nie dotknęła, uszy, palce, pępek, sutek, brzuch, wszędzie był cieplutki.
-Myślisz, że kim jestem?- fuknął oburzony, ale dało się usłyszeć jego cichy śmiech.
-Myślę, że jesteś Justinem Bieberem- uśmiechnęłam się szeroko.
-Już jesteśmy.- postawił mnie na ziemi. Byliśmy na polanie, na której rosło tylko jedno, ogromne drzewo. Oczywiście, nie licząc tych co nas otaczały. Nad nami świecił księżyc, co sprawiało, że było tu pięknie i magicznie.
Pociągnął mnie za rękę w stronę drzewa. Była do niego przymocowana huśtawka, na której usidłam, a chłopak stanął pomiędzy moimi nogami.
-Miley...- zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć. Musiałam powiedzieć mu o wszystkim, co mnie boli.
-Poczekaj- zatrzymałam go dłonią- Zanim coś powiesz, ja pierwsza. Zabija mnie pomału to, że odpychasz mnie od siebie. Właśnie teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje. Boje się. Cholernie się boje, co będzie za te osiem miesięcy i potrzebuje cię, żebyś mnie przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze. Nienawidzę tego, że...
Przerwał mi, przyciskając wargi do moich. Potrzebując go, wcisnęłam język pomiędzy jego wargi, rozpaczliwie szukając jego. Mruknęłam zadowolona, kiedy jego miękki język otarł się o mój. Położył swoje duże dłonie na moich policzkach, a ja przekręciłam głowę w pełnej rozkoszy. Powoli zaczynało nam brakować powietrza, więc się od siebie oderwaliśmy. Justin przycisnął czoło do mojego, patrząc mi prosto w oczy.
-Kocham cię, idiotko i kocham tego brzdąca, który będzie miał najbardziej zajebistych rodziców na świecie. Chyba nie powinienem przy nim przeklinać, ale jest późno, więc pewnie już śpi- zaśmiał się głośno, delikatnie cmokając mnie w usta.
Szczęka mi opadła, aż po same kolana. Chciałam coś powiedzieć. Czułam jak moje wargi chcą się ruszać, ale nie mogą. Przygryzłam z całej siły policzek od środka, żeby nie rozkleić się przed nim jak mała dziewczynka. Niestety to nie zatrzymało kilka łez, które zostawiły długie smugi na moich policzkach.
-No nie mów mi, że płaczesz. Mileeeeeey, no...- jęknął rozbawiony całą tą sceną, ocierając kciukiem moje kości policzkowe.
I to właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie potrafiłabym bez niego żyć.
Kocham go.
Jest popieprzony, chamski, irytujący, a zarazem słodki, kochający i troszczący się. Ta cała aura bad boya to tylko maska, która mu się spodobała i postanowił się z nią nie rozstawać.
No rzeczywiście... gdyby usunąć jego wszystkie tatuaże, zostawić grzywkę na jego czole, a nie stawiać ją do góry i zmienić jego ubrania, wyglądałby na chłopca, a nie na chłopaka, od którego aż krzyczy "powiedz coś złego, a poderżnę ci gardło".
Jest mój.
O tak... i na pewno nikomu go nie oddam.
JUSTIN:
Musiałem jej to powiedzieć. Zabijało mnie to, gdy patrząc na nią czułem jej smutek i widziałem, że jest ciągle nieobecna. Wiem, kurwa. Zjebałem, ale postaram się, żeby znowu była szczęśliwa i niczym się nie przejmowała.
-Chcesz coś zrobić szalonego?- wyszczerzyłem się w jej stronę poruszając zabawnie brwiami. Uchyliła nieco usta, czekając aż powiem jej coś więcej.
-Tylko musimy iść trochę dalej. O tam- wskazałem ręką na pole przed nami- To jak?
Spojrzała w kierunku gdzie wskazywała moja dłoń.
-Raz się żyje- pociągnęła nosem, zeskakując na proste nogi. Wspominałem już, że jej nogi są najseksowniejsze na świecie? Nie? Okej, to już to zrobiłem.
Czekałem chwilę, aż wskoczy mi na plecy, a następnie ruszyłem, dobrze znaną, ścieżką.
Moje dłonie od razu zjechały na jej aksamitne pośladki.
-Robisz to specjalnie!- sapnęła oburzona, nieco się poprawiając.
-Nie wiem o czym mówisz, mała- uśmiechnąłem się pod nosem- Zeskakuj. To tu.
-Tu?- rozejrzała się po otoczeniu- Tu nic nie ma, głupku.
-Patrz tam- złapałem jej brodę między palec wskazujący, a kciuk i przekręciłem jej głowię tak, żeby patrzyła prosto.
Stała tam stara, opuszczona drewniana chata, a obok niej rozlewał się ogromny staw, w którym odbijało się światło księżyca i gwiazdy.
Skąd znam to miejsce?
Powiedzmy, że stara kanapa, która stoi w środku chaty, została porządnie przetestowana. Moje wykrzykiwane w rozkoszy imię odbijało się echem od tych brudnych ścian.
-Podobno ukrywa się tu facet, który uciekł z zakładu psychiatrycznego i w dzień błąka się po lesie, a na wieczór wraca do chatki- wyszeptałem śmiertelnie poważnie wprost do jej ucha. Zerknąłem tylko na chwilę, na jej przerażoną twarz, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem.
Oczywiście, że ta historyjka była zmyślona, a tą chatę już dawno nikt nie odwiedza. No oprócz tutejszych dzieciaków.
-Ja się boje, Justin. Nigdzie nie idę- powiedziała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Nabrałem powietrza w płuca, żeby tylko się nie wydać. Przezabawne jest to, że łyknęła wszystko jak pelikan.
-Przecież jesteś ze mną. Nic ci nie grozi- odgarnąłem rękoma pare krzaków, żeby odgrodzić nam drogę- Idziesz, czy zostajesz?
-Nie!- krzyknęła raptownie, nawet kiedy jeszcze dobrze nie skończyłem. Ona naprawdę była przerażona.- Znaczy..- chrząknęła, pocierając dłonią o ramię- Pójdę, bo nie chcę, żeby ci się coś stało.
-Serio?- spojrzałem na nią rozbawionym wzrokiem- W takim razie kryj mnie mój mały ochroniarzu- rozczochrałem jej blond grzywkę, wystawiając język.
-Ostatni. Raz. Powiedziałeś. Do. Mnie. Mała- uderzyła mnie swoją drobną piąstką w pierś.
-Au, au. Proszę nie bij, bo połamiesz mi wszystkie kości- wydąłem dolną wargę, masując prawą dłonią miejsce, w które mnie przed chwilą uderzyła.
-Zamknij się.- burknęła, pchając mnie w stronę przejścia.
Stanąłem tuż przy samym brzegu. Schyliłem się, żeby ściągnąć buty. Łapiąc za najwyżej przyszyty guziczek mojej śnieżnobiałej koszuli, odpiąłem go, uwalniając szyję od cholernego ucisku.
-Co ty robisz?- spytała, śledząc uważnie każdy mój ruch z przygryzioną górną wargą.
-A na co to wygląda?- rozpiąłem ją do końca, rzucając ją na ziemie. Odpiąłem guzik od moich spuszczanych w kroku spodni i rzuciłem je, tak, że spadły niedaleko reszty ubrań.
-Jesteś szalony, Justin. Przeziębisz się, a co najlepsze nawet nie wiesz co w tej wodzie pływa czy pływało. Pewnie jest kurewsko brudna- pokręciła z niedowierzaniem głową, stukając palcem wskazującym o czoło.
-Hej, a to nie ty chciałaś zrobić ze mną coś szalonego? Rozbieraj się. No już, już- dźgnąłem ją palcem w brzuszek, a następnie odwróciłem się do niej tyłem i wskoczyłem do wody.
Kilka śliskich wodorostów otarło siię o moją nogę, ale tak, to nic podejrzanego nie wyczułem.
Patrzyłem na nią rozbawiony jak mamrocze pod nosem wyzwiska na mnie, ale i tak posłusznie ściągała z siebie ubrania.
Podpłynąłem bliżej, chcąc jej pomóc.
-Nie dotykaj mnie. Sama sobie poradzę- zatrzymała mnie dłońmi, podchodząc ostrożnie. Dużym palcem u stopy sprawdziła wodę, a następnie powoli zaczęła się zanurzać.
-FU! COŚ TU PŁYWA!?- krzyknęła, machając rękoma w różne strony- Wychodzę, Justin!
-No przestań. Nic tu nie ma- wybuchłem śmiechem, widząc jak wyskakuje z wody jak poparzona. Zaczęła się szamotać, oglądając każdy kawałek swojego ciała.
-Nie wrócę tam. To było najgorsze co mnie w życiu spotkało. Ble- wzdrygnęła się, siadając płasko na trawie.
Westchnąłem i wyszedłem z wody. Stanąłem w miejscu, roztrzepując dłońmi włosy, żeby pozbyć się nadmiaru wody.
-Co ty masz, kurwa, na sobie?- pisnęła Miley, wskazując na mnie palcem.
Obejrzałem się, a na moim brzuchu, udzie i stopie było poprzyklejane po jednej pijawce.
-Mówiłam, żeby tam nie wchodzić. Mówiłam! Nawet się do mnie teraz nie zbliżaj!
-Nie mów mi, że nigdy ci się nie przykleiła pijawka, skarbie- wywróciłem oczami, odrywając czarne pasożyty.
-Pierwszy raz widzę to gówno na oczy- zrobiła obrzydzoną minę, spoglądając jeszcze raz uważnie na swoje ciało.
-No proszę, jaka księżniczka mi się trafiła- parsknąłem śmiechem, siadając za nią, tak, że opierała się o moją klatkę piersiową.
-Ostatni raz zgodziłam się na twoje "zróbmy coś szalonego"- pokręciła głową, splatając nasze dłonie razem.
-Miley?
-Tak?
-Tylko spokojnie. Nie krzycz- wciągnąłem wargi do środka, żeby się nie śmiać.
-Co jest?- odparła.
-Coś czarnego wije się po twoim tyłeczku- powiedziałem spokojnie.
-CO?!- wyskoczyła gwałtownie na równie nogi, skacząc i jęcząc jakieś niezrozumiałe słowa.
Wybuchłem głośnym śmiechem, trzymając się za brzuch. Mogłem to nagrać, serio.
-Ty dupku! Nienawidzę cię!- krzyknęła, śmiejąc się równie głośno jak ja. Położyłem się na trawie, dławiąc się własną śliną. Rzuciła się na mnie, okładając mnie pięściami gdzie popadnie- Nienawidzę cię!
-Żaa-ałuj, że-e nie widzia-łaś s-swojej miny- próbowałem z siebie wydusić, ciągle na nowo parskając śmiechem.
-Justin?
Otarłem łzy spod moich oczu, dalej chichocząc pod nosem.
-Justin!- szepnęła dziewczyna, kiwając głową na obraz za mną.
-Nie nabierzesz mnie, dupo. Jestem w tym najlepszy- położyłem dłonie na jej biodra, oblizując dolną wargę.
-Justin.Ktoś.Tam.Stoi.I.Się.Na.Nas.Patrzy- wycedziła przez zęby, ciągle patrząc w tym samym kierunku. Podniosłem się na łokciach, patrząc tam gdzie dziewczyna. Rzeczywiście stałam tam jakaś czarna postać.
-O cholera.
_____________
Hej.
Po przeczytaniu tych pięknych komentarzy ruszyłam dupsko i napisałam rozdział, żeby dodać go szybko, dla was.Widzicie? Warto komentować, bo to naprawdę cholernie motywuje. DZIĘKUJE ZA MIŁE SŁOWA. JESTEŚCIE WIELCY I NAJLEPSI!
http://ask.fm/blebleblexx < ZAPRASZAM.
do następnego. xx.