środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 25.

BARDZO PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI. MUSZĘ WAM COŚ PRZEKAZAĆ.

W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE" POJAWIŁY SIĘ NOWE POSTACIE!!!  


 3 lata później...

-Miley weź swoje dupsko i pokaż mi się z z nim tu na dole w tej chwili- krzyknęła moja rodzicielka. Jęknęłam zmęczona i wcisnęłam bardziej twarz w poduszkę. To chyba był milionowy raz kiedy próbowała mnie ściągnąć na dół pod pretekstem, że ma mi coś ważnego do powiedzenia. Serio? Jakby było takie ważne to przyszłaby tu w przeciągu pięciu sekund. Przekręciłam się na drugą stronę, a przed moimi oczami pojawiła się, smacznie śpiąca, moja kruszynka. Jej bujne, brązowe, loki były rozwalone na całej poduszce, a jej nosek lekko wystawał zza kołdry. Uśmiechnęłam się szeroko, delikatnie głaszcząc jej zaróżowiony policzek.
Zrzuciłam z siebie kołdrę i ruszyłam w stronę kuchni. Poprawiłam spodenki i przeczesałam dłonią moje włosy. Muszę koniecznie iść już do fryzjera, bo powoli zarastam.
-Długo ci to zajęło...- spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem, nalewając sobie czarnej kawy do jej ulubionej filiżanki- Gdzie Rosalie?- zapytała, a jej wyraz twarzy zrobił się nieco łagodniejszy.
-Śpi jeszcze- wzruszyłam ramionami, podchodząc do tostera, w którym już się piekł chleb. Nagle wystrzelił w górę, a ja go sprytnie złapałam. Wzięłam gryza i lekko syknęłam, kiedy moje podniebienie poczuło gorąco.
-Hej, ta grzanka była moja- krzyknęła moja mama, śmiejąc się pod nosem z nadąsaną miną.
-Ups, już nie- wytknęłam w  jej stronę język i podreptałam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie. 
Więc...
Minęły trzy lata odkąd definitywnie rozstałam się z Justinem. Próbował nawiązać ze mną kontakt, przepraszał, a nawet widziałam jego łzy, ale nie przekonało mnie to. Racja, na początku byłam w totalnej rozsypce, myślałam, że straciłam kawałek mojego idealnego świata, ale pozbierałam się i nie żałuje, że od niego odeszłam. Po kilku miesiącach dowiedziałam się od jego przyjaciela, że trafił do więzienia, ale nie mam pojęcia co takiego zrobił i na ile go wsadzili. Szczerze? Gówno mnie to obchodzi.
A teraz pozwólcie,  że przedstawie wam moją małą księżniczkę- Rosalie Bieber. To najsłodsze dziecko na całym pieprzonym świecie, przysięgam. Ale co się dziwić... w końcu jak się ma taką cudowną mamusię jak ja, nieprawdaż?
Uwielbiam jej bujne, brązowe loki, pełne usta, ciemne oczy i zaróżowione policzki. Jest prześliczna.
Obecnie szukamy z Rose jakiegoś przytulnego mieszkanka, ale jeszcze na nic ciekawego się nie natknęłam, więc jesteśmy zmuszone spędzać czas z kobietą, która całe życie ma okres, przysięgam. Moja mama jest do niewytrzymania...
Pewnie jesteście ciekawi jak zareagowała na moją ciąże. Hm, normalnie. Oczywiście była niezadowolona i mocno zaskoczona ale nie miała prawa mnie oceniać, bo sama zaszła w ciąże kiedy była nastolatką.
Po pokoju rozległ się tupot bosych stóp, a ja spojrzałam na schody, po których schodziła Rose.
-Chodź skarbie, mam dla ciebie śniadanko- uśmiechnęła się szeroko moja rodzicielka, poruszając zabawnie brwiami. Rose zaklaskała zadowolona i pobiegła w jej stronę.
Spojrzałam na ekran telefonu, w celu sprawdzenia godziny. Dochodziła 11:00, więc mała powinna być zaraz na swoich zajęciach plastyki.
Weszłam do kuchni, a następnie złożyłam soczystego buziaka na jej czółku.
-Zaraz musimy wychodzić, więc wcinaj szybko- upiłam trochę soku pomarańczowego z mojej szklanki, a następnie oblizałam dolną wargę.
-Jasne, mamusiu. Patrz, jestem szybka jak tolpeda- zaśmiała się, ukazując swoje białe ząbki.

Ubrałam miętowy sweterek i krótkie spodenki <klik> , a dla małej wybrałam <klik>.
Wsadziłam klucze od domu do tylnej kieszeni, a telefon zostawiłam w dłoni.
-Cześć- krzyknęłam, wychodząc na zewnątrz.
-Cześć babciu- zawołała wesoło Rose, doganiając mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc Zayna, który już stał przed domem i na nas czekał.
-Wiesz, że mogłeś wejść?-prychnęłam, unosząc lekko lewą brew.
-Na prawdę? Wow, dzięki, że mi powiedziałaś szmato, nie wiedziałem- uśmiechnął się głupio. Rosalie podbiegła do niego, a on wziął przerzucił ją sobie przez ramię, tak, że odbijała się policzkiem od jego pleców.
-Co tam żabo?- połaskotał ją lekko, kręcąc się w kółko.
-Nie jestem żabką. Żabki są brzydkie- zmarszczyła śmiesznie swój malutki nosek, idąc przed nami. Przeskakiwała z jednej nogi na drugą, cicho sobie podśpiewując.
-Wiesz, że Justin wychodzi jakoś w tym tygodniu?- Zayn momentalnie spoważniał, patrząc na mnie.
-Naprawdę myślisz, że mnie to obchodzi? Kurwa, minęły trzy lata...już dawno o nim zapomniałam i myślę, że on o mnie też- wzruszyłam ramionami, kopiąc lekko kamyk.
-Boje się, Miley. Czuje, że on sobie tak łatwo nie odpuści- westchnął wyraźnie zmartwiony.
-Rose, masz ochotę na ogromniastego loda z różnokolorowymi posypkami i polewami?- krzyknęłam, ignorując to, co do mnie przed chwilą powiedział. Nie chciałam dalej prowadzić tej rozmowy, bo najnormalniej w świecie nie miałam na to ochoty. Zawsze, gdy ktoś zaczyna temat o Justinie mój humor spada poniżej zera.
-O, mój kutasek już na mnie czeka- przejechałam wzrokiem w miejsce gdzie on patrzył i zauważyłam uroczego blondyna, który miał może z siedemnaście lat- Idziecie z nami?- błysnął swoim śnieżnobiałym uśmiechem, co chwilę zerkając w stronę blondyna.
-Wybacz, ale nie chcę, żeby moja córka oglądała jakieś gejowskie spektakle. Łe, nawet nie chcę sobie wyobrażać co ty tam z nim robisz- skrzywiłam się, wciskając palca w jego umięśniony brzuch.
-Mmm, jego dziurka jest taka cias..- nie pozwoliłam mu dokończyć, gdyż przyłożyłam moją dłoń do jego ust.
-Zamknij się, idioto- wybuchłam śmiechem, kręcąc głową. Odnalazłam wzrokiem Rose, która była trochę dalej od nas i ganiała za gołębiami.
-No co?- uśmiechnął się głupio, wzruszając ramionami- To ja lecę. Trzymaj się, cipcio- złożył soczystego buziaka na moich ustach, lekko przygryzając moją dolną wargę.
Jęknęłam cicho, uderzając dłonią w jego klatkę piersiową- Ał, to bolało- zrobiłam smutną minkę, masując palcem wskazującym obolałe miejsce.
-Ups, pomyliłem cię z Mattem. On to uwielbia i rozpływa się gdy tak robię, przysięgam- pomachał sobie dłonią przed twarzą, a następnie odszedł w stronę chłopaka.
 -Więc zostałyśmy same- kucnęłam przy niej, poprawiając jej kaptur, który się przekręcił- Myślę jak zajdziemy na lody i troszeczkę się spóźnimy na zajęcia, pani Moon nam nic nie zrobi, co o tym sądzisz?- trąciłam palcem jej nosek, szeroko się uśmiechając.
-A co jak usmazi nas w swoim wielkim kotle czarownicy, huh?- wydęła swoją dolną wargę do przodu, na za zachichotałam.
-Hmm..- podskoczyłam lekko na ugiętych kolanach- Myślę, że jej na to nie pozwolimy- cmoknęłam jej usta, na co ona zachichotała- Chodź, idziemy na tego loda.
Splotłam palce z jej i ruszyłyśmy w stronę lodziarni.
-Miley!- ktoś krzyknął, ale nie przejęłam się tym, bo przecież nie musiało w ogóle chodzić o mnie.
-Miley!- odwróciłam się i zauważyłam zdyszanego Liama, który biegł w naszą stronę co chwilę kogoś potrącając, a następnie mamrocząc szybkie "przepraszam" z najsłodszym uśmiechem na świecie.
-Uśmiech Justina jest o niebo lepszy-
Oh, zamknij się!
-Cześć- uśmiechnęłam się łobuzersko, gdy już do nas podszedł.
-Cześć, piękna- puścił zalotne oczko w moją stronę- Cześć, księżniczko- rozczochrał włosy Rose, a ona go przytuliła na powitanie.
-Idziemy na lody. Idzieś z nami?- poruszyła zabawnie brwiami, przygryzając dolną wargę.
-Jeżeli twoja mamusia nie ma nic przeciwko...- spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnęłam twierdząco głową z lekkim uśmiechem. Lubię Liama i uwielbiam z nim spędzać czas. Kocham to jak stara się zwrócić na siebie moją uwagę.
-Chodźmy- Liam posadził Rose na plecach, zakładając na jej malutki nosek swoje okulary przeciwsłoneczne- Wyglądasz jak prawdziwy gangster. Nikt nam nie podskoczy- wybuchnęłam głośnym śmiechem, dorównując mu kroku.

_____________________
Bardzo zaskoczeni? :))))))
Jeju, musiałam to zrobić, bo teraz o wiele łatwiej mi podchodzi pisanie rozdziałów i robię to z wielkim uśmiechem na ustach. Potrzebowałam tego. :)
Widzicie tą liczbę wyświetleń? DZIĘKUJE TAK BARDZO! <33
A teraz coś co uważam za normalne, ale nie każdy się do tego stosuje. Pamiętajcie... JA WSTAWIAM ROZDZIAŁ=WY ZOSTAWIACIE PO SOBIE KOMENTARZ. Proste? Proste.To naprawdę motywuje do ruszenia dupska i napisania tego rozdziału. Jak myślicie.. Jak ja się czuje kiedy widzę, że codziennie wejść na bloga jest ok. 700 a przy najnowszym rozdziale 21 komenatrzy? Kiedy już 500 osób przeczytało? No halo, coś mi tu nie pasuje... a nie wiem czy wiecie, że ja wiem ile osób przeczytało każdy rozdział z osobna. Dziękuje jeżeli przeczytałaś do końca. Kocham cię! <3

myślicie, że Bieber odpuścił? oj, to was jeszcze zaskoczy...

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 24.

Pociągnęłam drżącą dłonią klamkę przymocowaną przy drzwiach pasażera. Usiadłam na fotelu, a mój plecak postawiłam na podłodze, kopiąc go gdzieś dalej, żeby mi nie przeszkadzał. 
Smutek, żal, bezradność powoli przekształcała się się w złość i nienawiść. Miałam ochotę wrócić z powrotem i przypieprzyć mu czymś ostrym w głowę, tak, żeby nigdy więcej nie mógł mnie skrzywdzić.
Wiem, to może i chore, ale nie obchodzi mnie to. Nienawidzę go.
-Piękna dziś pogoda, nieprawdaż? Tak w ogóle jestem Emily, skarbie- kobieta około sześćdziesiątki powitała mnie szerokim uśmiechem. Wygląda jak typowa babcia, która ma malutki, biały domek na wzgórzu i codziennie z rana piecze tarte jabłkową dla swoich wnucząt. 
-Uh, dzień dobry. Jestem Miley- uścisnęłam jej lekko już pomarszczoną dłoń, zmuszając się do delikatnego uśmiechu. Odwróciłam wzrok, przeskakując z jednego drzewa na drugie, za oknem.
Więc tak miało wyglądać moje zajebiście idealne życie z Justinem?
Tak? A więc bije sobie pierdolone brawo, bo jestem naiwną idiotką, którą owinął sobie wokół palca i to z małym paluszkiem w dupie. Prychnęłam, kręcąc głową. Wypuściłam głośno powietrze, a następnie przygryzłam moją czerwonokrwistą, dolną wargę. Tak, to już dzisiaj. Odcinam się od niego. 
-Jeśli kocha to wróci- uśmiechnęła się pocieszająco staruszka, klepiąc delikatnie moje kolano.
-No właśnie.. jeśli kocha- westchnęłam. Oparłam łokieć o podłokietnik i co chwilę spoglądałam w jej stronę.
-Zawsze popełniają błędy, moja panno. Te małe jak i te wielkie, ale trzeba dać im szanse, bo jak młode to i głupie, ale później wyrastają na porządnych mężczyzn, zapamiętaj- zaśmiała się, kiwając twierdząco głową, zadowolona ze swojej odpowiedzi.
Wykręciłam zdegustowana oczami. Moim zdaniem dwadzieścia jeden lat do czegoś zobowiązuje i myślę, że powinien częściej używać swojej mózgownicy.
I o jakich błędach teraz mówimy, przepraszam bardzo? Kurwa, on za pare miesięcy będzie ojcem!

Droga minęła mi cholernie dobrze. Emily to przesympatyczna osoba i nawet pochwalę się wam, że wymieniłyśmy się numerami i obiecała, że zadzwoni wieczorem. Miałam uczucie, że po moich nogach, pf po całym moim ciele, łazi stado mrówek. W duszy dziękowałam Bogu, że przed nami dało się już zobaczyć dachy wieżowców w Nowym Jorku. Z każdym kolejnym, przebytym kilometrem stres u mnie w środku rósł coraz bardziej. Na moich ustach czułam lekki posmak krwi, od ciągłego przygryzania warg z nerwów. Po tym jak opowiedziałam Emily o wszystkim i gdzie się wybieram, próbowała mnie uspokoić i pocieszyć, ale dawało to marne rezultaty. No może oprócz tych jej pysznych maślanych ciasteczek, którymi mnie poczęstowała i przez chwilę poczułam się jak w niebie, dosłownie. 
-O, wysiądę tu- odezwałam się, wskazując gestem ręki na przystanek autobusowy.
-Na pewno? Mogę cię podwieźć pod same drzwi, skarbie-zmarszczyła swoje krzaczaste brwi, rozglądając się po okolicy.
-Nie, jest w porządku- kiwnęła głową i zaparkowała na przystanku autobusowym.
-Trzymaj się, kochanie. Dzwoń do mnie nawet z najmniejszym problemem, jasne?- podniosła palca wskazującego na wysokość mojej twarzy, próbując być groźną, co mnie kompletnie rozbawiło. Zaśmiałam się, kiwając głową.
-Będę dzwonić. Obiecuję na paluszka- wystawiłam w jej stronę mały palec, a ona zakręciła wokół niego swojego.
-Mam nadzieje, że się jeszcze spotkamy- krzyknęła, kiedy już miałam zamiar zamknąć drzwi.
-Na pewno- posłałam jej szczery, szeroki uśmiech i trzasnęłam drzwiami, upewniając się, że dobrze je zamknęłam. Pomachała jeszcze w moją stronę, zanim odjechała.

**
Nie wierzę.
Nie wierzę, że ta szmata po prostu wzięła swoje rzeczy i wyszła.
Jakim, kurwa prawem? Chyba zapomniała, że należy do mnie i nosi w sobie moje dziecko. Niech lepiej nie wraca dzisiaj na noc, bo rozszarpię ją na milion kawałeczków. Będzie jeszcze przepraszała na kolanach i prosiła, żebym ją wziął ze sobą. Obiecuje wam to.
Kopnąłem z całej siły w taboret, tak, że roztrzaskał się na ścianie.
Potrzebowałem czegoś co pomogłoby mi na chwile zapomnieć o tej małej, przebiegłej suce i doskonale wiedziałem co najlepiej się do tego nada. Uśmiechnąłem się przebiegle, szperając po tylnych kieszeniach moich spodni. Gdy, już znalazłem to czego szukałem, rozsiadłem się wygodnie na sofie. Podniosłem ze stolika, który stał przede mną, paczkę czerwonych Malboro i podpaliłem jednego papierosa, wsadzając go pomiędzy moje wargi. 
Odblokowałem ekran IPhonea i szybko przebiegłem wzrokiem kontakty. Wybrałem numer, który już powoli zapisywał się w mojej pamięci i przyłożyłem telefon do ucha.
-Halo?- odezwała się zaspanym głosem brunetka, a kąciki moich ust delikatnie drgnęły w uśmiechu.
-Cześć, skarbie- odparłem, wypuszczając przy tym toksyczny dym z moich płuc.
-Justin? Wiesz, która jest godzina? Jest pierwsza w nocy!- jęknęła niezadowolona.
-Nie pytam cię o godzinę, Caroline. Masz u mnie być za 5 minut.
-Nie ma mow..- rozłączyłem się bez żadnego pożegnania, bo po co? I tak wiem, że przybiegnie do mnie w podskokach i będzie błagać, żebym ją pieprzył całą, piękną noc.

**

Weszłam po schodkach, stojąc na przeciwko białych, dębowych drzwi. Nerwowo przebiegłam palcami po mojej blond grzywce, zagryzając przy tym dolną wargę. Czym ja się denerwuję? Przecież wracam do domu po tym jak uciekłam bez słowa z chłopakiem i na dodatek zaszłam w ciąże. No zajebiście, jestem w dupie i chyba zaraz zwymiotuje...
Popukałam dwa razy w drewno i odsunęłam się o krok do tyłu. Oddychając ciężko, nasłuchiwałam odglosy kroków, które coraz bardziej były wyraźne.
Kiedy drzwi otworzyły się na roścież, w progu stanęła moja matka z miną jakby zobaczyła ducha i zapomniała jak się oddycha. Szklanka, którą trzymała wypadła jej z dłoni i rozbiła się pomiędzy nami, raniąc ją w stopę. Krew momentalnie zabrudziła całą jej skórę i nie wyglądało to sympatycznie.
-Jezu, daj mi tą ścierkę- pociągnęłam za szmatę, która wisiała jej na ramieniu i przyłożyłam do rany, lekko dociskając. 
Taylor położyła dłonie na moje policzki, lekko za nie ciągnąc, żebym wstała, ale ja dalej próbowałam zatamować krwawienie. 
 -Myślę, że to powinno być zszyte- wymamrotałam, owijając ścierkę wokół jej stopy, a kiedy spojrzałam w górę moje serce pękło na milion kawałeczków. Gdy zobaczyłam jej łzy, jej wzrok... to była mieszanka bólu, szczęścia, ulgi, rozczarowania? Tak, myślę, że to będzie trafne. 
Zarzuciła ręce na moją szyję, całując mnie gdzie popadnie i mamrocząc jakieś niespójne zdania pod nosem.
-Udusisz mnie- stęknęłam, kiedy nie miałam już czym oddychać i nic przed sobą nie widziałam, gdyż jej włosy przysłoniły całą moją twarz. 
-My-myślałam, że już nie-e wrócisz...- zaniosła się większym płaczem i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
-No cichutko...- gładziłam jej plecy dłoni. Pewnie była cała ubrudzona we krwi, ale nie obchodziło mnie to. Coraz bardziej uderzało we mnie to, jak bardzo ją zraniłam i jak bardzo przeze mnie cierpiała.
Odsunęła się ode mnie na dwa kroki, ale jej dłonie pozostały dalej na moich policzkach.
-Ty naprawdę jesteś prawdziwa...- zaśmiała się, mrużąc oczy, ponieważ łzy utrudniały jej widoczność.
-Tak- kinęłam twierdząco głową, posyłając jej szeroki uśmiech.
-I to nie jest sen, prawda?- pociągnęła nosem, patrząc na mnie z uwielbieniem. 
-Nie, mamo- starłam łzę, która powolutku spływała po moim policzku.
Odetchnęła z ulgą, a to co teraz powiedziała sprawiło, że poczułam się jak 
nic nie warte gówno bez uczuć, którym zresztą byłam- Dziękuje, że wróciłaś.

_______________
dalej nic nie mogę sensownego napisać.
przepraszam was, ale nie wiem co się dzieje.
idę robić naleśniki fkdofeotkg mmm 
http://ask.fm/blebleblexx - mój ask.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 23.

-Co ty tutaj robisz?- wypaliłam, rzucając mój plecak vintage na ziemię, obok mojej lewej stopy. Oczy coraz mocniej zaczęły mnie piec. Miałam ochotę rzucić się na kolana i najnormalniej w świecie wybuchnąć płaczem.
-To tak się od teraz witamy, szmato?- Zayn, stanął na proste nogi i poprawił swoją kruczoczarną grzywkę, tak, jak to zawsze robił. Miał na sobie obcisłe rurki i białą koszulkę na krótki rękaw.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, która zaraz wytarłam dłonią. Zaczęłam biec, aby zaraz wskoczyć w jego ramiona. Owinęłam ciasno nogi wokół jego bioder, a ręce zarzuciłam na szyję.
Upewniłam się, że każdy mój ruch jest stanowczy i silny, gdyż miałam wrażenie, że chłopak zaraz się rozpłynie, a ja ponownie stracę jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
-Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz? Nigdy...- chciałam dokończyć, ale mój głos, który słabł z każdym kolejnym, wypowiedzianym słowem, mi na to nie pozwolił.
-Przepraszam- wymamrotał w moje włosy. Jego usta błądziły po mojej szyi, zostawiając pod sobie mokre ślady.
-Ja-ja nie wiem co ja takiego zrobił-łam, Za-ayn. Nie zostawiaj mnie już nigdy więcej, proszę.-wyszeptałam. Wciągnęłam nosem jego zapach, a na moją twarz wskoczył delikatny uśmiech. Moje dłonie błądziły po jego krótkich włoskach przy samej szyi.
-Cichutko, no już...Cii.Duże dziewczynki nie płaczą, pamiętasz?- gładził uspokajająco moje plecy. Pociągnęłam nosem, odrywając twarz od jego mokrej od moich łez koszulki.
Zachichotałam cicho, wygładzając materiał.
-Sorry.- wzruszyłam ramionami, obserwując z szerokim uśmiechem jego idealną twarz.
-Sorry?- prychnął, kręcąc głową- Będziesz musiała mi to wyprać, Jones- puścił mnie, a ja dotknęłam stopami chodnika. Był podobnego wzrostu co Justin, więc i przy nim wyglądałam jak mrówka przy słoniu. 
-Możesz mi wylizać- złożyłam palce w pięść, a następnie uderzyłam go w ramię. 
-Nigdy w życiu. Jakoś nie mam ochoty chodzić później z krostami na pół mordy- wytknął język w moja stronę, przyciągając mnie do uścisku- Chodź, tu mała- owinął ręce wkoło mojej talii, kładąc brodę na czubku mojej głowy.
-Cieszę się, że przyszedłeś. Hej, to ty jesteś tą niespodzianką?- uniosłam pytająco brwi.
-A co nie jesteś zadowolona?- zmrużył oczy, gdy słońce puściło promienie wprost na jego twarz.
Westchnęłam głośno- Miałam nadzieje na coś, bardziej...No wiesz- gestykulowałam przed nim, a z moich ust nie schodził bezczelny uśmieszek.
-Tak bardzo mnie to interesuje...- udał, że ziewa, a następnie prychnął śmiechem. Odwróciłam się w drugą stronę i myślałam, że zobaczę tam Justina, ale go nie było. Nawet nie zauważyłam jak wszedł do domu.
-Och, zamknij się- przewróciłam oczami, odwracając się ponownie w stronę chłopaka.
-Więc...
-Więc?- zmrużyłam oczy, czekając aż czymś błyśnie.
-Naprawdę jesteś w ciąży?- przełknął głośno ślinę, skanując wzrokiem mój odkryty brzuch, gdyż miałam luźną koszulkę kończącą się tuż pod moimi piersiami.
 -Nie, Zayn- pokręciłam rozbawiona głową- Zmyśliłam sobie to wszystko, wiesz? Bo w końcu raz się żyje, nie?- zachichotałam, zaczesując grzywkę do tyłu.
-Wypchaj się, idiotko. Pytam poważnie- sapnął, gładząc palcami miejsce wokół mojego pępka.
-No tak- chrząknęłam, rozglądając się po okolicy.
Czułam jak słońce parzy moją skórę na odkrytych ramionach.
-I co o tym...no wiesz. Jak sobie z tym radzisz?
-Proste. Nie myślę o tym- wzruszyłam ramionami.
-Ale wiesz, że powinnaś, Miley? To nie jest jakiś pieprzony sprawdzian, do którego musisz się przygotować, a potem zaliczyć i masz wszystko z głowy, to twoje dziecko, któremu musisz dać wszystko, żeby miało jak najlepiej.
-Zayn...- jęknęłam. Ta rozmowa coraz bardziej mnie męczyła.
-Wiesz dobrze, że mam racje- przekręcił oczami.
-Możemy o tym nie rozmawiać?-
-Jasne, już się zamykam- podniósł dłonie w obronnym geście, cofając się o krok do tyłu.
-Chodź, pewnie jesteś głody- uśmiechnęłam się, splatając nasze dłonie razem.
-W sumie to... Muszę już iść.
-Co? Ale jak to?
-Przepraszam, mała. Moja mama ostatnio nie czuje się najlepiej i obiecałem jej, że wrócę jak najszybciej- podrapał się po karku, przygryzając dolną wargę.
-Och...
-Spokojnie, przecież jeszcze cię odwiedzę suczko- zaśmiał się, wciskając palca w mój brzuch. Syknęłam cicho i zmarszczyłam niezadowolona brwi.
-Skoro musisz- westchnęłam głośno. Stanęłam na palcach, a następnie zarzuciłam ręce na jego szyję, mocno go ściskając- Cześć.
-Nara- cmoknął znacząco, posyłając mi cwaniacki uśmieszek. Założył na nos swoje czarne okulary przeciwsłoneczne i ruszył wzdłuż chodnika.
Odwróciłam się na pięcie, ruszając w stronę drzwi wejściowych. Mój humor z dziesięciu spadł do minus jednego. Po prostu czułam się fatalnie. Potrzebowałam go przy mnie i już zaczynałam tęsknić.
Ze skwaszoną miną weszłam do środka, delikatnie przymykając drzwi. Bo przecież Justin mógł zasnąć, prawda?
Zsunęłam ze stóp buty i na paluszkach ruszyłam w stronę schodów.
-Chodź tu.- zmarszczyłam brwi, odwracając się w drugą stronę, gdy usłyszałam warknięcie Justina.
-Co?- zmieszana, podeszłam bliżej niego. Siedział na fotelu, a dłonie miał złożone jak do modlitwy. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a wzrok jakby nieobecny.
-Usiądź- machnął dłonią na sofę przed nim, nawet na mnie nie patrząc.
-Postoję. O co chodzi, Justin? Jestem naprawdę zmęczona i chciałabym się już po...
-Skończ pierdolić i mnie teraz uważnie posłuchaj- wzdrygnęła się na jego ostry ton, a na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka- Ostatni raz się z nim spotkałaś, rozumiesz?
Spojrzałam na niego jakbym przed sobą miała człowieka, który co uciekł z zakładu psychiatrycznego. On żartuje, nie?- Słucham?- parsknęłam pod nosem, zakładając ręce na piersi.
-Nie prychaj mi tu, kurwa, bo zaraz skończysz tak, że nie będziesz mogła się podnieść z podłogi przez następny tydzień.
Wyszczerzyłam maksymalnie oczy, nie wierząc własnym uszom.
 -Żartujesz sobie ze mnie, tak?- nie wiem czemu, ale ta sytuacja cholernie mnie bawiła. No proszę was... Przecież Zayn jest gejem, no kurwa.
-Ostatni raz się z nim widziałaś. Nie będziesz się obściskiwała i chuj wie co jeszcze robiła z jakimś pierwszym lepszym sukinsynem. Nie podoba mi się to, Miley.
-Wybacz, ale nie będziesz dyktował z kim mam się spotykać, a z kim nie.- zaśmiałam się bez krzty humoru, tupiąc lewą nogą. Złość powoli rozchodziła się po moich żyłach i tylko czekałam, aż to wszystko, co do tej pory trzymałam w sobie, eksploduje.
-Wybacz, ale się mylisz. Pamiętaj, że należysz do mnie, więc będziesz robiła wszystko co ci powiem, dziwko- również się zaśmiał. Wstał, górując nade mną. Instynktownie cofnęłam się do tyłu, a moje plecy zderzyły się z zimną ścianą. Moja głowa utknęła między jego rękoma, które oparł o mur. Stanął tak blisko, że mogę dać sobie rękę uciąć, że między nas nie wcisnęłabyś nawet kartki papieru.
-A teraz to powtórzysz, kochanie. Zrobię wszystko co chcesz, Justin i przepraszam. Od dzisiaj będę grzeczną dziewczynką.- uśmiechnął się z wyższością, pchając nosem mój policzek.
Zacisnęłam wargi do środka, mrużąc oczy. Nie zamierzam być jego szmacianą lalką, z którą co chce może robić.
-Chyba się nie zrozumieliśmy. Może to pomoże ci otworzyć twoje pulchne usta, skarbie- spojrzałam na niego, czekając na uderzenie, ale to co poczułam było o wiele gorsze.
Krzyknęłam głośno, gdy przycisnął żarzącego się papierosa do mojego nadgarstka. Z moich oczy momentalnie wypłynęła lawina łez, a ja nie mogłam przestać krzyczeć.
-Proszę...- jęknęłam, próbując się wyrwać, ale był silniejszy ode mnie.
-Chciałaś coś powiedzieć?- nastawił ucho, uśmiechając się pod nosem. Naprawdę? Naprawdę sprawiało mu to przyjemność?
Pociągnęłam nosem, gdy nie mogłam się uspokoić. Cała się trzęsłam, a obraz przede mną kołował.
Przecież...
Przecież było już tak dobrze. Powiedział, że mnie kocha, przepraszał, obiecał, że już więcej mnie nie uderzy, nie zwyzywa, nie będzie mi groził. Obiecał to.
-Tik tok, kochanie. Nie mam pierdolonych dziesięciu godzin...
-Przepraszam, Justin- wycedziłam przez zęby, spuszczając głowę. Czułam się jak nic nie warty śmieć i miałam wszystkiego dosyć.
-I?
-Pierdol się- plunęłam śliną prosto w jego twarz. Odwrócił głowę, wycierając mokry ślad z policzka. Miałam ochotę zetrzeć mu ten ohydny uśmieszek z twarzy.
I w tym momencie jego dłoń zderzyła się z moją twarzą, a po pokoju rozległ się charakterystyczny plask. Syknęłam, łapiąc się za obolałe miejsce. Zsunęłam się po ścianie, siadając na panelach. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam na nich czoło.
-Nie chciałem tego zrobić, ale sama mnie sprowokowałaś. Może to cię czegoś nauczy- chrząknął, przeczesując palcami swoją karmelową grzywkę. Wyszedł z salonu i wszedł do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami.
Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę przez niego płakać i co?
Siedzę tu, cała zalana łzami. Jestem naiwną idiotką, bo on nigdy się nie zmieni. Tacy ludzie, jak on,  nie zasługują na miłość.
Nie mogę brnąć w to dalej, bo to już nawet nie chodzi o mnie, tylko o moje dziecko. Jak z łatwością podnosi na mnie rękę, to co będzie jak dziecko na przykład zignoruje jego prośbę, lub zrobi cokolwiek co mu się nie spodoba? Nie mogę na to pozwolić.
Pospiesznie wstałam, kierując się schodami na górę. Położyłam na łóżku mój czarny plecach ze złotymi kolcami  i zaczęłam w niego pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrałam trampki na stopy i zbiegłam na dół, wychodząc z mieszkania.
Stanęłam tuż przy ulicy, machając dłonią, żeby kogoś zatrzymać. W końcu stanęło przede mną skromne czerwone autko, a ja wsiadłam do środka.

Do widzenia, Justin.

______________________
hejo, jak tam po rozdziale? :)
nie wiem co się ze mną dzieje, ale nie mogę nic napisać.. mam nadzieje, że to szybko minie.
miałam inne wyobrażenie tego rozdziału, ale nie chciałam dalej przeciągać i rozpisywać się, bo wiem, że pewnie następny miesiąc by mi to zajęło, więc jest taki a nie inny, eh...
http://ask.fm/blebleblexx -zapraszam.

http://www.easypolls.net/poll.html?p=52f3ce36e4b0aa0bc59f0fb5#_=_  GŁOSUJEMY NA POLSKĘ SKARBY! :)

Obserwatorzy