sobota, 22 marca 2014

Rozdział 22.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Rozszerzyłam maksymalnie oczy, patrząc na postać stojącą za jednym z krzaków, które nas otaczały. Zaschło mi w gardle, a serce zaczęło niemiłosiernie bić. Światło księżyca rzuciło malutki promień na jego usta, które uformowały się w chytrym uśmieszku, zanim wycofał się do tyłu i zniknął. 
-Spadamy stąd- wymamrotał Justin, wrzucając mnie ze swoich kolan. Rozejrzałam się, szukając rozpaczliwie sukienki, która jakby zapadła się pod ziemię. Przygryzłam dolną wargę, przeskakując niespokojnie z nogi na nogę. Czułam na sobie czyiś wzrok i to nie był, niestety, wzrok Justina.
Chłopak naciągnął na swoje nogi spodnie, a następnie podniósł z ziemi koszulę.
-Nie ma nigdzie mojej sukienki- szepnęłam, pocierając dłońmi o ramiona. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z powrotem na weselu.
-Co? Otwórz oczy, a znajdziesz. Przecież nie wyparowała- warknął, wkładając buta na stopę.
Rozejrzałam się ponownie, bardzo dokładnie, po ziemi.
-Nie ma jej rozumiesz? Ktoś ją chyba zabrał- wydukałam. Moje oczy przeskakiwały z jednego ciemnego miejsca w drugie. Próbowałam to powstrzymać, ale to było silniejsze ode mnie.
-Kurwa- zaklął pod nosem, ciągnąc za końcówki swojej karmelowej grzywki- Włóż to.- podał mi koszulę, a na swoje ramiona zarzucił marynarkę.
Ze zdwojonym tempem zapięłam wszystkie guziki i złapałam w dłonie moje szpilki.
Chłopak pociągnął mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę imprezy.
Po szybkim i długim marszu wróciliśmy do reszty gości. Chcieliśmy przejść obok, niezauważeni, żeby znaleźć coś co dałoby się włożyć, ale nie poszło po naszej myśli, a przed nami stanęła zszokowana Pattie.
-Justin Drew Bieber, co to ma znaczyć!? Gdzie wasze ubrania?- zlustrowała mnie uważnie wzrokiem, a następnie gołą klatkę chłopaka. Musiało to cholernie dwuznacznie wyglądać, bo przecież zniknęliśmy całkowicie ubrani, a wróciliśmy tak. Czyli ja miałam na sobie poplamioną koszulę szatyna i.. to koniec. Moje nogi jak i stopy wyglądały, jakbym w ogólnie nie wiedziała co można zrobić z wodą i mydłem.
Zerknęłam kątem oka na szatyna. Też nie wyglądał najlepiej, ale przynajmniej miał co włożyć na dupsko.
-Jezu, mamo, nie patrz się na nas jakbyśmy właśnie skończyli uprawiać seks na stole, w czasie obiadu, u Obamy- jęknął brązowooki, miętoląc moje palce w jego- Byliśmy popływać, kiedy jacyś gówniarze zabrali Miley jej sukienkę, więc dałem jej koszulę, aby mogła się czymś okryć- powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Spojrzała na nas wzrokiem typu "Serio? Myślisz, że jestem głupia?", na co Justin jej odpowiedział głupim uśmieszkiem. Tak, idioto... pogrążaj nas dalej.
Dobrze, że impreza na tyle się rozkręciła, że ludzie w ogóle nie zwracali na nas uwagi. Jedni tańczyli, a drudzy, cóź.. ledwo co trzymali się na nogach.
-Myślę, że powinniście iść do hotelu się przebrać. Nie chcę, żebyście się obydwoje rozchorowali. A szczególnie ty, Miley.- uśmiechnęła się opiekuńczo. Moja głowa od razu wystrzeliła w górę, patrząc na nią zdziwionym wzrokiem. O co chodzi z tym "a szczególnie ty, Miley"? Jezu, ona wie? Złapałam dłoń brązowookiego i ścisnęłam ją mocno. Zerknęłam kątem oka na niego i wyglądał jakby też był w kompletnym szoku.
 -Co masz na myśli?- wtrąciłam.
Pattie zaśmiała się cicho, kręcąc głową- Mój synek sobie poradzi, a ty jesteś taka chudziutka, że pewnie to przeziębienie przeszłoby w coś bardziej gorszego.
Wypuściłam głośno powietrze, a z moich ust uciekł długi, zdenerwowany chichot.
-Om, tak. Tak, masz racje- w duchu dziękowałam Bogu, że to tylko to. Kurewsko się przestraszyłam tego, że mogła wiedzieć. Ale z drugiej strony.. kto mógłby jej niby powiedzieć, że jestem w ciąży?
-To my już idziemy. Dobranoc- chłopak pocałował swoją mamę w policzek. Zdążyłam jej jeszcze pomachać, zanim pociągnął nas w stronę budynku.
-Kurwa. Moje serce- położył dłoń po lewej stronie klatki piersiowej, oddychając ciężko.
-Justin?
-Hm?
-Ale wiesz, że będziemy musieli jej powiedzieć?- zapytałam, patrząc przed siebie.
-Wiem, ale na pewno nie teraz.
                                                                              ~.~
Siedziałam po turecku na łóżku, a pomiędzy moim udami stała miseczka z zupką chińską. Kropelki wody, wciąż spadały z mich włosów na moje ramiona. Aktualnie w TV leciał Spongebob.
Drzwi od łazienki otworzyły się a ze środka wyleciały kłęby pary, a potem Justin.
Było tu przytulnie i nowocześnie. Cały wystrój opierał się na kolorze białym, a z okna był przepiękny widok.
Ciągle w mojej głowie odtwarzał się obraz tego mężczyzny, a raczej jego uśmiechu. Był przerażający. Co róż na moich odkrytych ramionach pojawia się gęsia skórka, gdy sobie o nim przypomnę.
Makaron plątał mi się między palcami, na co jęknęłam zirytowana.
-Czemu ty go nie łamiesz?- parsknął śmiechem Justin, gdy usiadł po drugiej stronie łóżka, wycierając białym ręcznikiem swoje włosy.
-W całości smakuje lepiej- wzruszyłam ramionami. Zmarszczyłam brwi, gdy w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka mojego telefonu.
Zerwałam się na równe nogi, biegnąc w stronę kuchni. Odblokowałam ekran, czytając uważnie treść wiadomości.

Od: Cara.
Mam dla ciebie niespodziankę, suko. Będzie już czekać przed drzwiami jutro rano, więc pospieszcie się gołąbeczki. xx.

Niespodziankę? Ciekawe co już znowu wymyśliła. Odpuściłam sobie pomysł z pytaniem jej co to takiego, bo wiem, że by mnie tylko wyśmiała. Odłożyłam telefon z powrotem na blat i wróciłam do pokoju.
Justin leżał rozłożony na łóżku, śmiejąc się z czegoś co oglądał na swoim telefonie.
-Z czego się śmiejesz?- usiadłam na jego kroczu i oparłam dłonie na jego gołej klatce piersiowej, próbując spojrzeć na ekran, ale mi na to nie pozwolił.
Parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem, kręcąc przy tym głową.
-Pokaż mi!- sapnęłam. Wyrwałam telefon z jego dłoni, a kiedy spojrzałam co na nim było pokazane, wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
-Usuń to.- pisnęłam, zakrywając dłonią oczy. Na zdjęciu byłam ja cała obsypana brokatem z głupią pozą. O ile dobrze pamiętam, był to dzień, w którym się pierwszy raz spotkaliśmy.
-Wyglądasz tu jak jedenastoletnie dziecko.- oblizał dolną wargę. Spojrzał na ekran ponownie, a następnie na mnie- Jezu, jak wyseksiałaś- powiedział poważnym tonem, co spowodowało u mnie kolejną falę śmiechu.
-Co zrobiłam?
-Wyseksiałaś.- poruszył zabawnie brwiami, kładąc dłonie na moich biodrach.
-Nie ma takiego słowa, głupku- uderzyłam go otwartą dłonią w czoło.
-Teraz już jest- wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko.
Zanim wyszłam do kuchni, coś jadłam... Moja zupka chińska!
-Gdzie jest chińska?- nachyliłam się nad nim, umieszczając moje ręce po bokach jego głowy. Zmarszczyłam brwi i czekałam, aż mi odpowie.
-Jaka chińska?- grał głupiego, ale ze mną tak łatwo nie wygra. Jestem pewna, że została tam więcej niż połowa.
-Moja zupka chińska. Gdzie ona jest? Ja nie żartuje, Justin- splunęłam, mrużąc oczy, żeby wyglądać groźniej i na bardziej wkurzoną.
-Zjadłem ją.
-Co zrobiłeś?- pisnęłam.
-Zjadłem ją- powtórzył znudzonym tonem, dodając do tego ziewnięcie.
-Nie wierzę, że to zrobiłeś. Jestem kurewsko głodna...
-Powinnaś mi dziękować! Z tego co wiem, nie możesz się tak odżywiać. To nie zdrowe dla dziecka, więc rusz dupsko i weź sobie jabłko czy coś. Oczywiście przed pójściem, ładnie mi podziękujesz- mruknął, przyciągając mnie do siebie. Złapał w zęby moją dolną wargę, cicho warcząc. Zaśmiałam się i złożyłam soczysty pocałunek na jego malinowych ustach.
 -Cara ma jakąś niespodziankę dla mnie- uśmiechnęłam się lekko, głaszcząc palcami jego twarz. Ułożyłam wygodnie moje ciało na jego. Był takie cieplutki, zresztą jak zawsze..
-Wiesz co to?- jego palce rysowały niewidzialne wzorki na moich odkrytych ramionach, a miętowy oddech uderzał o moją twarz.
-Nie mam pojęcia. Kazała nam być jak najszybciej jutro z rana, więc chyba powinniśmy się już położyć spaćku- zagruchałam jak do małego dziecka, robiąc przy tym dzióbek.
-Do rana to ja mam ochotę cię dzisiaj pieprzyć, kochanie- warknął, przyciągając mnie do siebie.
-Grzeczniej, Justin, grzeczniej- wybuchłam śmiechem, trącając palcem jego nos. Cholernie mnie podniecały jego niegrzeczne słówka i uwielbiałam je wręcz. Pisnęłam głośno, gdy szatyn zacisnął palce po moich bokach i przewrócił nas tak, że teraz ja leżałam pod nim. Wpił się brutalnie w moje usta, a jego dłoń powoli schodziła do gumki moich białych spodenek.
                                                                                ~.~
-Justin, wstawaj!- wskoczyłam na jego plecy, gdyż spał na brzuchu, cały zaplątany w kołdrę.
-Jeszcze chwilka, kochanie. Chodź tu do mnie- wymamrotał w poduszkę, zachrypniętym głosem. Przycisnął moją czyściutką twarz- brałam przed chwilą prysznic- do swojego spoconego, brudnego boku.
-Zostaw mnie. Śmierdzisz- jęknęłam, próbując się wyrwać z jego uścisku.
-To zapach pięknego, dłuuuugiego seksu, więc nie wiem o co ci chodzi- uniósł lekko głową, patrząc prosto w moje oczy. Był cholernie blady i zaspany.
 -Wiesz, że już powinniśmy być w drodze? Rusz się, Justin.- warknęłam, schodząc z łóżka. Zaczęłam zbierać nasze ciuchy z podłogi, żeby chociaż trochę wyglądało tu normalnie, a nie krzyczało z kilometra "właśnie w tym pokoju był uprawiany najostrzejszy seks stulecia"
Obejrzałam się przez ramię, gdy usłyszałam ponownie ciche pochrapywanie. Okej, dam mu jeszcze pół godziny.
Po godzinnym ogarnianiu tego syfu, wreszcie mogłam chwilę odpocząć. Justin już był w pełni ubrany i ogólnie to już był gotowy do wyjścia.
-Musimy się jeszcze pożegnać z Pattie, Carly, Ryanem..- uśmiechnęłam się szeroko. Spojrzałam w bok i zauważyłam jego zniesmaczoną minę, gdy szukał swoich okularów przeciwsłonecznych.
Oho, więc dzisiaj pan Justin Bieber nie jest w najlepszym humorze.

Po pożegnaniu się ze wszystkimi, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę. Justin w ogóle się nie odzywał, co mi nie przeszkadzało, co jak co, ale czasami uwielbiam posiedzieć w ciszy.
Kiedy samochód się zatrzymał pod naszym domem, wybiegłam z niego jak poparzona. W głowie miałam tylko jedno.. tą słynną niespodziankę.
Jak tylko spojrzałam przed siebie, stanęłam jak wryta, otwierając szeroko usta.
-Co ty tutaj robisz?

_______________
hej, hej, heeej...
http://ask.fm/blebleblexx < ZAPRASZAM!
miałam coś tu wam ważnego napisać, ale ZAWSZE, Z A W S Z E muszę zapomnieć, jeju...
przepraszam was, że urwałam w takim momencie, ale chciałam, żebyście się głowiły kto może na nią czekać. jakieś propozycje? :)))))))))))))
okej, nie zanudzam. do następnego. kocham xx.

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 21.

Przysięgam, że przez całe moje pieprzone życie nie powtórzyłam mojego imienia tak dużo razy jak dzisiaj. 
Każdemu kto dowiedział się jakie relacje łączą mnie z Justinem, miałam ochotę zadać to samo pytanie "Co cię tak dziwi?". Każdy, naprawdę każdy skończył ze szczęką przy ziemi, gdy dowiedział się, że jestem dziewczyną Biebera. Chwile potem wracali na ziemie i obdarzali mnie serdecznym uściskiem. Jego rodzina była strasznie miła, a Justin najwidoczniej miał opinię męskiej dziwki. Ups, no co? Mówię tylko to, co zauważyłam.
Nic się nie zmieniło pomiędzy mną, a chłopakiem. Nasza rozmowa opierała się tylko na "Tak. Nie. Chodź tutaj. Poznaj tego, tamtego". Coraz bardziej mnie to irytowało.
-Zjedz coś, kochanie- uśmiechnęła się ciepło Pattie, podstawiając mi pod nos sałatkę z mango.
-Nie, dziękuje. Może później- odparłam.
Pattie chyba mnie polubiła. Zresztą... Ona wygląda, jakby każdego kochała. Jestem pewna, że nie ma ani jednego wroga, czy osoby, która by jej nie lubiła. I odwrotnie. Serio.
Ciekawe czy wie, że jej syn... Cóż, że jest trudny.
-Miley?
Uniosłam, zaciekawiona, brew, czekając na jej dalsze słowa.
-Czy Justin jest dla ciebie dobry? No wiesz... Czy zrobił kiedykolwiek coś nieodpowiedniego?
Och, a więc wie.
Zerknęłam kątem oka na śmiejącego się szatyna, który próbował tańczyć z Carly. Ciągle dostawał od niej po głowie, więc pewnie sobie z niej żartował.
-Szybko puszczają mu nerwy, ciężko nad nim zapanować gdy wpadnie w furię i nienawidzi gdy ktoś próbuje mu pomóc, chociażby rozmową, ale stara się nad tym pracować. A jeśli chodzi o to, czy kiedykolwiek mnie uderzył. Nie, nie zrobił tego.
Wypuściłam powietrze z płuc, nieświadoma tego, że wciąż je tam trzymałam.Tak, okłamałam ją. A co miałam jej powiedzieć? Że jej jedyny, najukochańszy synek-oczko w głowie, blablabla, podniósł na mnie rękę i to nie raz? Nie. Nawet nie wiem jakby na to zareagowała.
-To dobrze. Wybacz, że tak wypytuje, ale znam mojego syna i już od małego- uniosła dłoń na wysokość stołu i głośno westchnęła- miałam z nim problemy. Codziennie, ale to codziennie musiał przyjść z podbitym okiem, bo pyskował do starszych chłopców, albo cały podrapany, gdy przechodził przez płot u sąsiadów. O!- krzyknęła jakby raptownie przypomniała sobie o czymś ważnym. Wyciągnęła komórkę ze swojej srebrnej kopertówki i wystawiła ekran w moją stronę. -To moje ulubione zdjęcie i mam je wszędzie. W portfelu, na biurku w moim gabinecie, na lodówce.. Kocham je!
Mówiąc to w jej oczach pojawiły się iskierki szczęścia jak i dumy. Przeniosłam wzrok na telefon i zobaczyłam małego, przesłodkiego Biebera w granatowym kombinezonie i z łopatą do odśnieżania śniegu.
-O nie...- wybuchłam śmiechem, przykładając dłoń do ust. Wyglądał przezabawnie i jeszcze ten jego uśmiech mówiący "Zaraz cię zgwałcę, hehe".
-O tak.- zaśmiała się Pattie- Był przeuroczy, zresztą teraz też jest. Mam najsłodsze dziecko na świecie- uśmiechnęła się szczerze, patrząc w stronę chłopaka.
-Co robicie?- podskoczyła lekko, gdy szatyn raptownie pojawił się za mną i owinął ręce wokół mojej talii, opierając brodę o czubek mojej głowy.
-Ależ nic, nic.- kobieta niewinnie się uśmiechnęła, szybko chowając telefon z powrotem na jego miejsce.
-Tylko mi nie mów, że...- odwróciłam głowę, żeby mieć lepszy widok na jego twarz- Mamo! Ostatni raz zostawiłem cię z nią sam na sam. Czemu zawsze mi to robisz? To zdjęcie jest beznadziejne, a już o tym uśmiechu pedofila, który myśli, że jest super, bo idzie odśnieżać śnieg, nie wspomnę.
Niby był wkurzony i zażenowany całą tą sytuacją, ale jego kąciki ust stale unosiły się do góry.
-No co? Po prostu jestem dumna, że urodziłam takiego przystojnego samca.- podniosła się lekko, ściskając policzek Justina, tak jak to wszystkie babcie robią swoim wnukom, mówiąc im jacy oni słodcy.
-Mamo- jęknął, przewracając teatralnie oczami.
-Skarbie...- naśladowała jego głos.
-Cokolwiek- usiadł nadąsany obok mnie, zniżając się do maksimum. 
Zaśmiałam się, kładąc dłoń na jego kolanie. Może i miał te dwadzieścia lat, ale uwielbiał się dąsać i mamrotać coś pod nosem, niczym małe dziecko.
Nagle, Carly, rzuciła się na krzesło, naprzeciwko mnie, ciężko oddychając.
-Przysięgam, że zaraz wyskoczy mi serce- zaczęła wachlować sobie dłonią przed twarzą.
-Nie wierzę, że właśnie wzięłaś ślub- Justin pokręcił rozbawiony głową, wciągając wargi do środka- Biedny Ryan- cmoknął, zwilżając dolną wargę językiem.
-Zamknij się, idioto- syknęła, mrużąc oczy.
-Idioto?- uniósł wysoko brwi- Och, jak dorośle. Mam ci przypomnieć, że jesteś już mężatką, Carly? Zachowuj się- skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. 
-Uduszę cię, Bieber. Jesteś taki...taki ugh!- warknęła, głośno wypuszczając powietrze. 
-Może później. Najpierw muszę pogadać z Miley.- wstał, wystawiając dłoń w moją stronę- Idziesz?
Kiwnęłam twierdząco głową, splatając nasze dłonie razem. Zerknęłam na Carly, która wyglądała jakby oddałaby wszystko, byleby tylko z nami pójść i dowiedzieć się o czym chłopak chce ze mną porozmawiać.
Odeszliśmy kawałek, a muzyka grała już ciszej. Wchodziliśmy coraz głębiej w jakiś park czy chuj wie co. Stanęłam rozglądając się po okolicy. Chyba zapomniał, że mam na sobie szpilki.
-Czemu stanęłaś?- odwrócił się w moją stronę. Ledwo zdołałam zauważyć jego rysy twarzy, gdyż było już ciemno.
-Chyba zapomniałeś, że szpilki i las nie za bardzo się lubią.
Przekręcił oczami, wzdychając- Wskakuj- odwrócił się do mnie plecami, czekając aż wdrapię się na jego plecy, co i zaraz zrobiłam.
-Ty coś w ogóle ważysz?- zapytał ściskając lekko moje pośladki.
-Naprawdę, Justin? Bo ty jesteś cały obrośnięty tłuszczem, aż wylewa się bokami- prychnęłam i oparłam brodę o jego barek, próbując cokolwiek zobaczyć przed nami.
-Idź szybciej, bo zimno mi w tyłek- mruknęłam, obciągając moją sukienkę. 
-Specjalnie położyłem tam dłonie, żeby cię ogrzać, skarbie.
-Jasne, a ja jestem królową Anglii. Po prostu chciałeś pomacać moje seksowne pośladki- zaśmiałam się, przytulając się do niego bardziej. Był jak ludzki kaloryfer. Gdziekolwiek byś go nie dotknęła, uszy, palce, pępek, sutek, brzuch, wszędzie był cieplutki.
-Myślisz, że kim jestem?- fuknął oburzony, ale dało się usłyszeć jego cichy śmiech.
-Myślę, że jesteś Justinem Bieberem- uśmiechnęłam się szeroko.
-Już jesteśmy.- postawił mnie na ziemi. Byliśmy na polanie, na której rosło tylko jedno, ogromne drzewo. Oczywiście, nie licząc tych co nas otaczały. Nad nami świecił księżyc, co sprawiało, że było tu pięknie i magicznie.
Pociągnął mnie za rękę w stronę drzewa. Była do niego przymocowana huśtawka, na której usidłam, a chłopak stanął pomiędzy moimi nogami. 
-Miley...- zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć. Musiałam powiedzieć mu o wszystkim, co mnie boli.
-Poczekaj- zatrzymałam go dłonią- Zanim coś powiesz, ja pierwsza. Zabija mnie pomału to, że odpychasz mnie od siebie. Właśnie teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje. Boje się. Cholernie się boje, co będzie za te osiem miesięcy i potrzebuje cię, żebyś mnie przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze. Nienawidzę tego, że...
Przerwał mi, przyciskając wargi do moich. Potrzebując go, wcisnęłam język pomiędzy jego wargi, rozpaczliwie szukając jego. Mruknęłam zadowolona, kiedy jego miękki język otarł się o mój. Położył swoje duże dłonie na moich policzkach, a ja przekręciłam głowę w pełnej rozkoszy. Powoli zaczynało nam brakować powietrza, więc się od siebie oderwaliśmy. Justin przycisnął czoło do mojego, patrząc mi prosto w oczy.
-Kocham cię, idiotko i kocham tego brzdąca, który będzie miał najbardziej zajebistych rodziców na świecie. Chyba nie powinienem przy nim przeklinać, ale jest późno, więc pewnie już śpi- zaśmiał się głośno, delikatnie cmokając mnie w usta.
Szczęka mi opadła, aż po same kolana. Chciałam coś powiedzieć. Czułam jak moje wargi chcą się ruszać, ale nie mogą. Przygryzłam z całej siły policzek od środka, żeby nie rozkleić się przed nim jak mała dziewczynka. Niestety to nie zatrzymało kilka łez, które zostawiły długie smugi na moich policzkach.
-No nie mów mi, że płaczesz. Mileeeeeey, no...- jęknął rozbawiony całą tą sceną, ocierając kciukiem moje kości policzkowe.
I to właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie potrafiłabym bez niego żyć.
Kocham go.
Jest popieprzony, chamski, irytujący, a zarazem słodki, kochający i troszczący się. Ta cała aura bad boya to tylko maska, która mu się spodobała i postanowił się z nią nie rozstawać.
No rzeczywiście... gdyby usunąć jego wszystkie tatuaże, zostawić grzywkę na jego czole, a nie stawiać ją do góry i zmienić jego ubrania, wyglądałby na chłopca, a nie na chłopaka, od którego aż krzyczy "powiedz coś złego, a poderżnę ci gardło".
Jest mój.
O tak... i na pewno nikomu go nie oddam.

JUSTIN:
Musiałem jej to powiedzieć. Zabijało mnie to, gdy patrząc na nią czułem jej smutek i widziałem, że jest ciągle nieobecna. Wiem, kurwa. Zjebałem, ale postaram się, żeby znowu była szczęśliwa i niczym się nie przejmowała. 
-Chcesz coś zrobić szalonego?- wyszczerzyłem się w jej stronę poruszając zabawnie brwiami. Uchyliła nieco usta, czekając aż powiem jej coś więcej. 
-Tylko musimy iść trochę dalej. O tam- wskazałem ręką na pole przed nami- To jak?
Spojrzała w kierunku gdzie wskazywała moja dłoń.
-Raz się żyje- pociągnęła nosem, zeskakując na proste nogi. Wspominałem już, że jej nogi są najseksowniejsze na świecie? Nie? Okej, to już to zrobiłem.
Czekałem chwilę, aż wskoczy mi na plecy, a następnie ruszyłem, dobrze znaną, ścieżką.
Moje dłonie od razu zjechały na jej aksamitne pośladki. 
-Robisz to specjalnie!- sapnęła oburzona, nieco się poprawiając.
-Nie wiem o czym mówisz, mała- uśmiechnąłem się pod nosem- Zeskakuj. To tu.
-Tu?- rozejrzała się po otoczeniu- Tu nic nie ma, głupku.
-Patrz tam- złapałem jej brodę między palec wskazujący, a kciuk i przekręciłem jej głowię tak, żeby patrzyła prosto. 
Stała tam stara, opuszczona drewniana chata, a obok niej rozlewał się ogromny staw, w którym odbijało się światło księżyca i gwiazdy. 
Skąd znam to miejsce?
Powiedzmy, że stara kanapa, która stoi w środku chaty, została porządnie przetestowana. Moje wykrzykiwane w rozkoszy imię odbijało się echem od tych brudnych ścian.
-Podobno ukrywa się tu facet, który uciekł z zakładu psychiatrycznego i w dzień błąka się po lesie, a na wieczór wraca do chatki- wyszeptałem śmiertelnie poważnie wprost do jej ucha. Zerknąłem tylko na chwilę, na jej przerażoną twarz, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem.
Oczywiście, że ta historyjka była zmyślona, a tą chatę już dawno nikt nie odwiedza. No oprócz tutejszych dzieciaków. 
-Ja się boje, Justin. Nigdzie nie idę- powiedziała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Nabrałem powietrza w płuca, żeby tylko się nie wydać. Przezabawne jest to, że łyknęła wszystko jak pelikan.
-Przecież jesteś ze mną. Nic ci nie grozi- odgarnąłem rękoma pare krzaków, żeby odgrodzić nam drogę- Idziesz, czy zostajesz?
-Nie!- krzyknęła raptownie, nawet kiedy jeszcze dobrze nie skończyłem. Ona naprawdę była przerażona.- Znaczy..- chrząknęła, pocierając dłonią o ramię- Pójdę, bo nie chcę, żeby ci się coś stało.
-Serio?- spojrzałem na nią rozbawionym wzrokiem- W takim razie kryj mnie mój mały ochroniarzu- rozczochrałem jej blond grzywkę, wystawiając język.
-Ostatni. Raz. Powiedziałeś. Do. Mnie. Mała- uderzyła mnie swoją drobną piąstką w pierś. 
-Au, au. Proszę nie bij, bo połamiesz mi wszystkie kości- wydąłem dolną wargę, masując prawą dłonią miejsce, w które mnie przed chwilą uderzyła.
-Zamknij się.- burknęła, pchając mnie w stronę przejścia.
Stanąłem tuż przy samym brzegu. Schyliłem się, żeby ściągnąć buty. Łapiąc za najwyżej przyszyty guziczek mojej śnieżnobiałej koszuli, odpiąłem go, uwalniając szyję od cholernego ucisku.
-Co ty robisz?- spytała, śledząc uważnie każdy mój ruch z przygryzioną górną wargą.
-A na co to wygląda?- rozpiąłem ją do końca, rzucając ją na ziemie. Odpiąłem guzik od moich spuszczanych w kroku spodni i rzuciłem je, tak, że spadły niedaleko reszty ubrań.
-Jesteś szalony, Justin. Przeziębisz się, a co najlepsze nawet nie wiesz co w tej wodzie pływa czy pływało. Pewnie jest kurewsko brudna- pokręciła z niedowierzaniem głową, stukając palcem wskazującym o czoło.
-Hej, a to nie ty chciałaś zrobić ze mną coś szalonego? Rozbieraj się. No już, już- dźgnąłem ją palcem w brzuszek, a następnie odwróciłem się do niej tyłem i wskoczyłem do wody. 
Kilka śliskich wodorostów otarło siię o moją nogę, ale tak, to nic podejrzanego nie wyczułem. 
Patrzyłem na nią rozbawiony jak mamrocze pod nosem wyzwiska na mnie, ale i tak posłusznie ściągała z siebie ubrania. 
Podpłynąłem bliżej, chcąc jej pomóc.
-Nie dotykaj mnie. Sama sobie poradzę- zatrzymała mnie dłońmi, podchodząc ostrożnie. Dużym palcem u stopy sprawdziła wodę, a następnie powoli zaczęła się zanurzać.
-FU! COŚ TU PŁYWA!?- krzyknęła, machając rękoma w różne strony- Wychodzę, Justin!
-No przestań. Nic tu nie ma- wybuchłem śmiechem, widząc jak wyskakuje z wody jak poparzona. Zaczęła się szamotać, oglądając każdy kawałek swojego ciała.
-Nie wrócę tam. To było najgorsze co mnie w życiu spotkało. Ble- wzdrygnęła się, siadając płasko na trawie. 
Westchnąłem i wyszedłem z wody. Stanąłem w miejscu, roztrzepując dłońmi włosy, żeby pozbyć się nadmiaru wody.
-Co ty masz, kurwa, na sobie?- pisnęła Miley, wskazując na mnie palcem.
Obejrzałem się, a na moim brzuchu, udzie i stopie było poprzyklejane po jednej pijawce. 
-Mówiłam, żeby tam nie wchodzić. Mówiłam! Nawet się do mnie teraz nie zbliżaj!
-Nie mów mi, że nigdy ci się nie przykleiła pijawka, skarbie- wywróciłem oczami, odrywając czarne pasożyty.
-Pierwszy raz widzę to gówno na oczy- zrobiła obrzydzoną minę, spoglądając jeszcze raz uważnie na swoje ciało.
-No proszę, jaka księżniczka mi się trafiła- parsknąłem śmiechem, siadając za nią, tak, że opierała się o moją klatkę piersiową. 
-Ostatni raz zgodziłam się na twoje "zróbmy coś szalonego"- pokręciła głową, splatając nasze dłonie razem.
-Miley?
-Tak?
-Tylko spokojnie. Nie krzycz- wciągnąłem wargi do środka, żeby się nie śmiać.
-Co jest?- odparła.
-Coś czarnego wije się po twoim tyłeczku- powiedziałem spokojnie. 
-CO?!- wyskoczyła gwałtownie na równie nogi, skacząc i jęcząc jakieś niezrozumiałe słowa.
Wybuchłem głośnym śmiechem, trzymając się za brzuch. Mogłem to nagrać, serio. 
-Ty dupku! Nienawidzę cię!- krzyknęła, śmiejąc się równie głośno jak ja. Położyłem się na trawie, dławiąc się własną śliną. Rzuciła się na mnie, okładając mnie pięściami gdzie popadnie- Nienawidzę cię!
-Żaa-ałuj, że-e nie widzia-łaś s-swojej miny- próbowałem z siebie wydusić, ciągle na nowo parskając śmiechem.
-Justin?
Otarłem łzy spod moich oczu, dalej chichocząc pod nosem.
-Justin!- szepnęła dziewczyna, kiwając głową na obraz za mną.
-Nie nabierzesz mnie, dupo. Jestem w tym najlepszy- położyłem dłonie na jej biodra, oblizując dolną wargę.
-Justin.Ktoś.Tam.Stoi.I.Się.Na.Nas.Patrzy- wycedziła przez zęby, ciągle patrząc w tym samym kierunku. Podniosłem się na łokciach, patrząc tam gdzie dziewczyna. Rzeczywiście stałam tam jakaś czarna postać.
-O cholera.

 _____________  
Hej.
Po przeczytaniu tych pięknych komentarzy ruszyłam dupsko i napisałam rozdział, żeby dodać go szybko, dla was.Widzicie? Warto komentować, bo to naprawdę cholernie motywuje. DZIĘKUJE ZA MIŁE SŁOWA. JESTEŚCIE WIELCY I NAJLEPSI!
http://ask.fm/blebleblexx < ZAPRASZAM.
do następnego. xx.



piątek, 14 marca 2014

Rozdział 20.

BĘDĄ KOMENTARZE - BĘDZIE NASTĘPNY ROZDZIAŁ!!!

-Tęskniłaś Skarbie?- ścisnął mój nadgarstek w dłoni, przyciągając mnie bliżej, tak, że nasze ciała się stykały.
Serce podeszło mi do gardła, a żołądek ścisnął. Przecież ledwo co stoi na na nogach...Spokojnie, Miley.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze kiedy szatyn zamknął mnie w uścisku. 
Chwila, co kurwa?
Owijając szczelnie moją talię rękoma, zanurkował twarzą w moich włosach, wciągając przy tym ich zapach.
-Mó-wiłem ci już, że pięk-knie pachniesz?- wybełkotał pół przytomny.
Skrzywiłam się lekko, czując, że jego silne ramiona zaraz połamią mi wszystkie żebra
-Jeszcze trochę a mnie udusisz- jęknęłam, wyswobadzając się z jego uścisku. -Ile wypiłeś, Justin?- położyłam dłonie na jego policzki, pocierając o nie kciukami.
-Odrooo-obinkę, jesteś zła piękno-otko moja tt-y?- uśmiechnął się głupio, chwiejąc się na różne strony.
Westchnęłam głośno, splatając razem nasze dłonie- Chodź, pójdziemy się położyć.
-Ale ja nie chcę spać!- powiedział piskliwym głosem, tupiąc lewą stopą niczym mały chłopiec- Mam ochotę na, na n-aa kakao. Mniam.- oblizał dolną wargę. Wyminął mnie i ruszył chwiejnym krokiem w stronę kuchni. Przyłożyłam dłoń do oczu, kiedy Justin się potknął o stolik i już miał się wyłożyć na szarych panelach. Spojrzałam przez szparę między palcami, a on stał podparty o sofę.
-Ups- zaśmiał się, podciągając spodnie w kroku.
-Chodź na górę. Położymy się i trochę odpoczniemy, co?- uśmiechnęłam się jak najmilej, mierzwiąc palcami jego bujną grzywkę.
-A przytulisz mnie chociaż tro-o-szeczkę?- wytknął dolną wargę bardziej do przodu.
-Troszeczkę?- specjalnie przeciągnęłam "o" i udałam, że nad tym intensywnie myślę- Myślę, że tak.
Uśmiechnięty ruszył na górę. Oczywiście nie obeszło się bez żadnych potknięć i upadków. Coś myślę, że jutro będzie ostro stękał. Czy mi go szkoda? Pf. Oczywiście, że nie! Niech cierpi...
Posadziłam go na łóżko, następnie pomagając mu ściągnąć koszulkę i spodnie, więc został w samych fioletowych bokserkach.
Położył się i przytulił do poduszki.
Chciałam wyjść i odświeżyć cię w łazience, kiedy jego głos mnie zatrzymał.
-Gdzie idziesz?- wymamrotał stłumionym głosem.
-Do łazienki. Zaraz wrócę.
Mruknął coś w stylu "I tak nie będę spał", a ja weszłam do środka. Wciąż wszystko leżało porozwalane na podłodze. Ściągnęłam frotkę z lewego nadgarstka i zrobiłam sobie małą kitkę na środku głowy z mojej blond grzywki.
Kiedy wróciłam z powrotem do sypialni, Justin już cicho pochrapywał. Uśmiechnęłam się delikatnie. To było do przewidzenia, że zaśnie w przeciągu kilku sekund, bo jestem pewna, że wlał w siebie litry alkoholu i plus do tego narkotyki. Piękna mieszanka...
Wślizgnęłam się szybko pod kołdrę, okrywając nią również chłopaka.
-Muszę zadzwonić do mamy, że będzie pra-prababcią- wychrypiał sennym głosem, przytulając się do mojego boku.
-Dobranoc, Justin- zgasiłam lampkę, całując następnie jego rozgrzaną klatkę piersiową.
-Dobranoc, Miley. Dobranoc maluchu- pochylił się, składając mokry pocałunek na moim brzuchu. Położył głowę lekko pod moimi piersiami, zamykając oczy.

Czemu to nie może być takie proste?

                                                                       ~.~
BUM.
-Cholera.
Jęknęłam, przyciskając bardziej twarz do cieplutkiej poduszki.
-Gdzie to jest!?
Czy on nie może się w końcu zamknąć? Ja tu próbuję spać do kurwy nędzy.
-Ja pierdole.
Zerwałam się, siadając na materacu. Chłopak biegał po pokoju w czarnuch rurkach, opuszczanych w kroku i bez koszulki. Gdzie nie podbiegł zostawiał po sobie syf.
-Halo, ja tu próbuje spać- westchnęłam, przecierając twarz dłonią.
-To już nie śpisz, bo za godzinę mamy być już na miejscu- warknął nieprzyjemnym tonem, nawet na mnie nie patrząc. Więc to już koniec miłosnej atmosferki? Dobrze, że chociaż przez chwilę mogłam się nią nacieszyć.
-Co?- zmarszczyłam brwi. Jest ósma ludzie...
-Czy ja mówię po chińsku? Rusz się, bo za godzinę mamy być w kościele.- ze skupionym wyrazem twarzy próbował zapiąć złoty zegarek na nadgarstku.
Ślub Carly.
Dzisiaj.
Mam godzinę na przygotowanie się.
Oficjalnie jestem w gównie.
Zerwałam się jak poparzona z łóżka, wbiegając do łazienki. Moją metą był brodzik, do którego wchodząc, pośliznęłam się i wylądowałam na dupie. Głupi Justin.. mógł mnie uprzedzić, ze brał prysznic. Zacisnęłam szczękę, próbując wstać. Zignorowałam cholerny ból, który z pośladków rozszedł się po całych plecach, kiedy stanęłam na równe nogi. Odkręciłam kurek i ustawiłam wodę na gorącą do tego stopnia, że na moim ciele zaczęły się pojawiać czerwone plamy. Uwielbiam gorący prysznic! Wmasowałam w ciało czekoladowo-kokosowy żel pod prysznic, po czym spłukałam powstałą pianę. Wyskoczyłam z kabiny, następnie wycierając czarnym ręcznikiem dokładnie moją skórę. Bieber walną kilka razy pięścią drzwi od łazienki, gdy chciał wejść, a pocałował klamkę.
O nie kolego.. nie będę udawać, że wczoraj nic, a nic się nie stało. Oczywiście, że musiałam je zamknąć na klucz.
Ściągnęłam pokrowiec z mojej kreacji, którą przygotowała mi Cara. Była to czarna sukienka ze skóry. Mam nadzieje, że się nie zapocę na śmierć. No co? Jest środek wakacji!
Ledwo co ją na siebie wciągnęłam. Chyba prysznic tuż przed samym ubraniem to nie był za dobry pomysł.
Zawiesiłam na szyi złoty łańcuszek, a na stopy włożyłam białe szpilki.(TAKA NIESPODZIANKA. KLIK) Postawiłam na lekki makijaż.
Miałam iść w czarnym kombinezonie, który kończył się na udach, cała obwieszona złotem i z czerwonokrwistymi ustami, ale pewnie na weselu i ślubie wszyscy będą wyglądać elegancko i stonowanie, więc nie chciałabym się wyróżniać.
Wyszłam zadowolona i w pełni gotowa z łazienki. Przyłapałam Justina jak się na mnie gapi i wciąga powietrze zębami, ale to zignorowałam. Nie powiem...Wyglądał zabójczo przystojnie.(KLIK) (KLIK2)
Wyszedł z pokoju, schodząc schodami na dół.
Ruszyłam za nim i sapnęłam głośno gdy pokonałam pierwszy stopień. Tyłek mnie tak nie bolał nawet jak usiadłam na kaktusa w piątej klasie, którego podrzucił mi Zayn.
                                                                             ~.~
Gdy podjechaliśmy pod budynek, ludzie już zaczęli wychodzić ze środka.  Radośnie przywitali parę, która jako ostatnia wyszła przez ogromne drzwi kaplicy.
Dziewczyna, jak dobrze pamiętam Carly, wyglądała przepięknie w swojej sukni ślubnej. Idealnie podkreślała jej górne kobiece krągłości, a dół ciągnął się po ziemi. Przypominało mi to scenkę z balu księżniczek, który uwielbiałam oglądać gdy byłam mała.
Jej wybranek był przeciętnej urody, ekhe nie to co Justin- grecki bóg ekhe. Zaskoczona wróciłam na ziemię, kiedy Justin trzasnął drzwiami, wychodząc na zewnątrz.
Znów musiałam odpłynąć...
Przez całą drogę się do mnie nie odzywał. O co chodzi? Po tym przyjęciu mam spakować swoje rzeczy i wrócić do Nowego Jorku? Sama nie wiem... Najśmieszniejsze jest to, że on zachowuje się jakbym nic mu nie powiedziała o dziecku, tylko jakby był obrażony, bo zrobiłam coś nieodpowiedniego.
Gdy otworzyłam drzwi od razu tego pożałowałam. Musiało być gdzieś z dwieście stopni Celsjusza.
Przymrużyłam oczy, starając się nie wypaść jak ostania ofiara. Wyprostowałam wgniecenia na mojej sukience i przeszukałam wzrokiem ludzi, szukając Justina.
Stał obok kobiety, która miała około czterdziestki. Była piękna, a figury mogłaby jej pozazdrościć niejedna osiemnastka.
Podeszłam bliżej, przybierając nieśmiały uśmiech.
-Dzień dobry- nie wiem czym się tak denerwowałam. Dłonie mi się spociły, a serce zaczęło niemiłosiernie bić.
Przestała mówić do Justina, kiedy przeniosła wzrok na mnie.
-Cześć skarbie- posłała mi śnieżnobiały uśmiech, wystawiając dłoń w moją stronę- Jestem Pattie, a ty pewnie Miley?- wystawiła dłoń w moją stronę.
Już ją lubię!
-Tak, miło mi panią poznać- uścisnęłam jej delikatną dłoń. Była o wiele niższa ode mnie.
-Panią? Mów mi Pattie- sapnęła jakbym naprawdę ją uraziła, mówiąc do niej na pani.
-Um..okej.
-JUSTIN!?- krzyknęła Carly piskliwym głosem.
-Chodź tu mała- chłopak rozłożył ramiona, czekając aż ta w nich się schowa.-Wyglądasz pięknie.
-Pf. Myślisz, że jak powiesz mi kilka miłych słówek, wybaczę ci to, że spóźniłeś się na ślub swojej najdroższej i najpiękniejszej siostry?
Och, co za skromność.
-Tak jakoś zaspaliśmy- wzruszył ramionami, całując ją prosto w czoło- Wszystkiego dobrego księżniczko.
-Jasne, jasne..Chwila- przepchnęła się przez niego, patrząc na mnie z przymrużonymi oczami- Zaspaliśmy?
Weźcie tą wariatkę ode mnie!
-To jest Miley- wskazał na mnie ręką, przeczesując dłonią włosy.
No tak... Teraz każdemu będzie mnie przedstawiał, bo w końcu jestem tu "nowa".
-O mój boże!- wrzasnęła, przykładając dłonie do ust- To Miley! Miley jest twoją dziewczyną! Justin ma dziewczynę. O mój boże!- kąciki jej ust w uśmiechu, prawie dosięgały jej oczu. Rzuciła się na mnie, zamykając mnie przerażoną w uścisku.
-Kochanie. Zostaw ją, bo jeszcze biedna nam się udusi- zaśmiał się jej, od dzisiaj, mąż. Podszedł do nas, odciągając ją ode mnie.
-Cześć Ryan- przywitał się z nim Justin jakimiś męskimi wygibajtusami. Naprawdę oni czasami przesadzali z wymyślaniem powitań. Nie wystarczy zwykłe kiwnięcie głową?
-Siema stary. Widzę, że zwierzę już dorwało króliczka- spojrzał znacząco na Carly, a ta tylko machnęła lekceważąco ręką- Jestem Ryan.
-Miley- posłałam mu lekki uśmiech. Justin chyba wyczuł moje skrępowanie, więc przyciągnął mnie do swojego boku, owijając ciasno rękę wokół mojej talii.
-Chodźmy się bawić!- krzyknęła Carly, klaszcząc wesoło w dłonie. Każdy zaczął się rozchodzić do swoich samochodów.
-Chodź- szepnął mi do ucha, ciągnąc w stronę auta.

______________________

Przepraszam za końcówkę, ale mam mało czasu, więc wymyśliłam na szybko.
KOCHAM JUSTINA W TEJ MARYNARCE I KOSZULI JEJU. MAX KOCHAM!
60 000 wyświetleń? Czy ja śnię? Cześć Bieber!
jestemjużdorosłamodelkahehemampełną16!hehe
ASK- http://ask.fm/blebleblexx

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 19.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

Przekręciłam się z ogromnym bólem głowy na drugi bok, przytulając się bardziej do mojego cieplutkiego jasia. Też macie swoja małą poduszkę, która jest z wami wszędzie? Jezu, uwielbiam ją i nie wyobrażam sobie spania bez niej.
Jęknęłam głośno, uświadamiając sobie, że już ponownie nie zasnę, choć byłam potwornie nie wyspana. Wróciliśmy o trzeciej? Czwartej? Nie wiem dokładnie, ale nie żałuje, że z nimi pojechałam, bo było zajebiście. No oprócz jednej sytuacji, kiedy Justin wsiadał już do swojego przygotowanego samochodu, a kiedy miałam zająć miejsce pasażera, wepchała mi się jakaś ździrowata czerwonowłosa, ale szybko ją spławiłam.
Nie powiem... siedziałam cała obsrana, gdy światło z zielonego zmieniło się na pomarańczowe, co znaczyło, że zaraz wyścig się zacznie. Nie mogłam powstrzymać drgania nóg, ale kiedy Justin pogłaskał mnie opiekuńczo po kolanie i uśmiechnął się w ten swój niesamowity sposób, poczułam się o wiele lepiej. Po wygranej tego głupka, postanowiliśmy to opić i wyruszyć na podbój pobliskich klubów. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale przysięgam, że to ostatni raz.
Rozciągając się spojrzałam w bok, gdy niechcący szturchnęłam Justina. Na moje usta wkradł się niekontrolowany uśmiech, gdy dokładnie skanowałam każdy milimetr jego twarzy. Ciche pochrapywanie wydostawało się z jego uchylonych, pulchnych warg. Grzywka, która przeważnie była perfekcyjnie ułożona do góry, teraz opadała rozczochrana na jego czoło. Miał lekkiego siniaka pod lewym okiem, po wczorajszej bójce, a tak to jego twarz była całkowicie czysta. Bez żadnych niedoskonałości. Nic. Pieprzony ideał... i co najlepsze cały mój.
Zgarnęłam nieco jego niesforne kosmyki z twarzy. Wstałam, robiąc malutkie kroczki w stronę łazienki. Kiedy już byłam w środku, zrzuciłam z siebie bluzkę chłopaka, zostając w różowej bieliźnie. Mój wzrok mimowolnie przeskoczył na ogromne lustro, w którym widziałam całą moją sylwetkę. Zastygłam w bezruchu, a moje oczy momentalnie się zaszkiły.
Brzuch powoli zaczął już się zmieniać. Wyglądał teraz jak taki mały, wypukły, okrągły placek. Mogę udawać, że wszystko w porządku, ale nie powstrzymam powoli rozwijającego się płodu w moim brzuchu. Przecież nim się obejrzę, brzuch będzie wielkości piłki do kosza, a data porodu będzie już dawno wyznaczona.
To za szybko.
Za wiele jak na mnie.
Pociągnęłam nosem, wciągając wargi do środka. Może to powstrzyma mnie od całkowitego rozpłakania się.
Szczypałam się w różnych miejscach na ciele, ściskając w palcach skórę, która za chwilę robiła się czerwona.
-Co ty robisz?- podskoczyłam przestraszona, kiedy Justin raptownie pojawił się za mną. Stał ze zmarszczonymi brwiami i rękoma założonymi na piersi, opierając się o framugę drzwi. Był ubrany w szare, zwężane na łydkach, dresy i biały podkoszulek, idealnie opinający jego mięśnie brzucha.
Skąd on tu się do cholery wziął?
-Nic. Chciałam wziąć prysznic, ale ktoś mi przeszkodził- przewróciłam teatralnie oczami, chcąc go wyminąć i jak najszybciej  stąd wyjść, ale mi na to nie pozwolił, stojąc dalej w przejściu.
-Możesz mnie łaskawie przepuścić?- patrząc na niego z mordem w oczach, ułożyłam dłoń na biodrze, czekając aż się odsunie, ale tego nie zrobił. Och, co za niespodzianka.
-Nie wyjdziesz dopóki nie powiesz mi o co chodzi- powiedział spokojnie, popychając mnie bardziej do środka. Kiedy odsunęłam się od niego, zamknął drzwi, przekręcając gałkę.
-Co mam ci w takim razie powiedzieć, kiedy wszystko jest okej? Huh?- grałam głupią. To nie czas na to, aby mu o tym powiedzieć.
-Może zacznij od tego, że jakim, kurwa, sposobem masz okres skoro bierzesz tabletki. Myślisz, że jestem głupi?- warknął, ciągnąc za końcówki włosów.
Po moim całym ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Rozejrzałam się niespokojnie po pomieszczeniu, przeskakując ze stopy na stopę. Czułam się coraz gorzej i brakowało mi powietrza, czując na sobie jego przeszywający wzrok.
-Zabrakło ci języka? Zadałem ci pytanie, więc masz na nie odpowiedzieć. To, że wczoraj ci się upiekło, to nie znaczy, że dzisiaj też będę taki miły- szarpnął mną, a jego palce boleśnie wbiły się w moją skórę.
-Przestań. To boli, Justin- próbowałam się uwolnić z jego uścisku, ale na nic... Był silniejszy ode mnie.
-To powiedz mi w końcu o co chodzi- krzyczał coraz głośniej, a ja już nie miałam siły. Miałam ochotę zwinąć się w kłębek na łóżku i po prostu zasnąć. Byłam już zmęczona tym wszystkim. 
-Chcesz wiedzieć?- wrzasnęłam, wyszarpując mu się- Tak bardzo chcesz wiedzieć? Okej, proszę bardzo. Jestem, kurwa, w ciąży. Zadowolony? To chciałeś usłyszeć tatusiu?- płakałam coraz bardziej. Nie mogłam tego powstrzymać. Rozszerzyłam szeroko oczy, przykładając dłoń do ust.
-Nie. Nie powiedziałam tego...- szepnęłam, kręcąc gwałtownie głową.
Stał tam, patrząc na mnie z pustym wyrazem twarzy. Był w kompletnym szoku.
-Kurwa... Ty idiotko. Czy naprawdę tak ciężko pamiętać o tabletce codziennie rano?-przejechał dłońmi po twarzy. 
-Spóźniłam się z jedną, tylko jedną...- z każdym słowem, głos łamał mi sie coraz bardziej.
Wyciągnął telefon z kieszeni, szukając w nim czegoś zawzięcie.  
-Co ty robisz?-podeszłam do niego bliżej, ale bałam się go dotknąć. Wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć.
-Jak to co? Załatwię ci tabletki wczesnoporonne. Wszystko, aby pozbyć się tego gówna...- wymamrotał, jakby to było czymś najbardziej oczywistym na świecie.
-Nie.- powiedziałam stanowczo.
-Co, kurwa, nie?- zmarszczył brwi, dalej patrząc na ekran iPhone.
-Niczego nie załatwisz. Nie usunę tego dziecka, rozumiesz?- sama nie wiem skąd się wzięła ta pewność siebie w moim głosie. Za żadne skarby bym tego nie zrobiła. To my zjebaliśmy. To dziecko nie jest niczemu winne i ma prawo żyć.
Gdy uniósł wzrok, patrząc prosto w moje oczy, pożałowałam, że się w ogóle odezwałam.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, z kim rozmawiasz Kochanie?- zrzucił wszystkie kosmetyki stojące na szafce, obok umywalki- Zdajesz sobie?- złapał mnie za ramiona, potrząsając.
 -Justin..
-Ty głupia dziwko. A może ty mnie zdradziłaś, hm? Dobrze ci się pieprzyło z innym?- śmiał mi się w twarz, ciągle popychając i szarpiąc.
-Proszę przestań...-załkałam. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać przed oczami. Podskoczyłam gdy ogromny wazon rozbił się na zimnych kafelkach.
-Kurwa.- krzyknął. Zsunęłam się po ścianie, siadając w kącie.Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, dławiąc się łzami.Obserwowałam jak Justin, zaczął wszystko zwalać z półek w potężnej furii. Kopnął jeszcze kosz z brudnymi ciuchami, zanim wyszedł z łazienki Usłyszałam głośny huk na dole, więc pewnie wyszedł z domu.
Wybuchnęłam głośnym płaczem, kładąc się na zimnych kafelkach.
                                                                           ~.~
-Miley?- ktoś lekko mnie szturchnął w ramię- Miley, obudź się.
Otworzyłam przerażona oczy, a tętno podskoczyło mi do maksimum. Jeżeli wrócił Justin już po mnie...
-Nie dotykaj mnie- zerwałam się z miejsca, wracając z powrotem tam gdzie wcześniej siedziałam, kuląc się jak mała dziewczynka.
-Spokojnie to ja. Co tu się stało?- Cara powoli się do mnie zbliżyła, a następnie kucnęła tuż przy mnie.
-Co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być- może i to nie było za przyjemne przywitanie, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam zostać sama i nacieszyć się nieobecnością Justina.
-Byłyśmy umówione. Byłam na zakupach i przygotowałam kilka zestawów dla ciebie, laska- uśmiechnęła się lekko, wstając. Podała mi rękę, a ja ją złapałam, robiąc dokładnie to samo co ona przed chwilą.
-Om..musiałam zapomnieć- przyłożyłam dłoń do czoła, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszystko, kompletnie wszystko było połamane albo rozbite. Nic nie zostało całe. Kiedy przejrzałam się w lustrze, zrobiło mi się niedobrze. Wyglądałam jak gówno, a nawet i gorzej. 
To ta Miley Jones, któa nigdy by nie pozwoliła, aby jakiś dupek ją skrzywdził? Ups, chyba już dawno gdzieś spierdoliła.
Pociągnęłam nosem, czując zbierającą się kolejną falę łez.
-Hej, skarbie...- Cara przytuliła mnie do siebie- Powiesz mi co się stało?- zapytała łągodnie.
Tak, tego mi było trzeba. Typowo babskiej rozmowy z kubkiem czekoladowych lodów i różnych słodyczy.

Kiedy ubrałam na siebie dresowe spodenki i zwykła, rozciągniętą bluzkę, usiadłyśmy razem na sofie w salonie włączając jakiś beznadziejny, romantyczny film. Cara znalazłam w zamrażarce waniliowe lody i dodała do nich wszystko co znalazła w kuchni, serio. Zaczynając od kolorowych posypek, żelkach, czekoladkach itd, kończąc na owocach i bitej śmietanie.
Załadowałam do buzi pierwszą łyżeczkę deseru, kiedy poczułam coś twardego. Wyplułam znalezisko na dłoń, przyglądając się temu.
-O mój boże, czy to marchewka?- parsknęłam śmiechem, wkładając ją z powrotem do ust.
-Myślałam, że będzie pasować- wzruszyła niewinnie ramionami, przyglądając się swoim paznokciom.
-Urodzona kucharka- pokazałam jej język, wracając do opychania się.
-Oj nie marudź. Ciesz się, że w ogóle ruszyłam tyłek i ci coś przygotowałam- podwinęła nogę pod tyłek, szeroko się uśmiechając.
Czułam, że cały czas się na mnie patrzy.
-Co?- wierzchem dłoni wytarłam usta- Mam coś na twarzy?
-Nie jest okej. W końcu się uśmiechnęłaś, więc chyba sobie poklaszczę w zachwycie- zaśmiałam się głośno, odrzucając głowę w tył.- A teraz mi powiesz o co chodzi i czemu łazienka wygląda jakby przeszedł przez nią największy huragan świata?
Westchnęłam głośno, oblizując łyżeczkę, zanim odłożyłam ją na stolik.
-Jestem w ciąży- spuściłam wzrok. Nie wiem czemu, ale moje stopy wydawały mi się teraz bardzo ciekawe. Zauważyłam, że po tym jak powiedziałam prawdę Bieberowi, jakoś łatwiej mi się o tym mówiło.
-Co?- wydawała się być w szoku, ale szybko zamieniła to na ogromny, szczery uśmiech.
-Ja pierdole.. To Cudownie!- klasnęła zadowolona dłońmi.
-Cudownie?- zmarszczyłam brwi. Z czego ona się tak cieszy?
-Jezu!- schowała usta w dłoni, otwierając szeroko oczy.
-Co znowu?
-Przeklęłam!
-I?
-I? Jakie i?! Muszę nauczyć się panowac nad językiem przy was- powiedziała śmiertelnie poważnie, kładąc dłoń na moim brzuchu i patrząc na niego, no nie wiem.. z uwielbieniem?
-Przerażasz mnie. Wypierdalaj z tą ręką- pisnęłam, uciekając na sam koniec kanapy.
-Jejku, jak to będzie dziewczynka załatwię jej sesje zdjęciowe na każdym kontynencie, gdziekolwiek będzie chciała. A jak urodzi się przystojny chłopczyk, to..
-To?
-To będzie astronautą. Nie. Nie. Nie. Będzie modelem! O tak. To by było...- wsadziłam jej łyżeczkę z górą lodów do buzi, żeby się w końcu zamknęła.
-Następnym razem odgryzę sobie język, zanim cokolwiek ci powiem- poruszyłam głową.
Głośno przełknęła zawartość swoich ust, następnie oblizując dolną wargę- No co? Kocham dzieci i przygotuj się na to, że jak już urodzisz, będę tu siedziała 24/7- skwitowała.
Kto by pomyślał, że niegrzeczna dziewczynka Cara, aż tak kocha dzieci.
-Jesteś niemożliwa- pokiwałam rozbawiona głową, patrząc na ekran.
-Już mi to mówiono mamusiu- zaśmiała się. Wiedziałam, po jej minie, że chciała o coś zapytać, ale z trudem się powstrzymywała.
-Hm?- mruknęłam.
-Co?- udała głupią, wkładając sobie zielonego żelka do buzi. Ona tylko je zielone żelki.
-No dalej..wiem, że chcesz o coś spytać- machnęłam ręką w powietrzu, żeby się pospieszyła.
-Co na to Justin? Bo chyba mi powiedziałaś, nie?
I właśnie jak Cara skończyła, drzwi z impetem się otworzyły, a w progu stanął Justin, nawalony w trzy dupy.
-Naprawdę muszę odpowiadać?- skrzywiłam się, patrząc jak szatyn siada na schodku, który prowadził do salonu, i próbuje rozwiązać lewego buta, mamrocząc coś pod nosem.
-Okej, to ja już uciekam. Trzymaj się i powodzenia. Kocham- pomachała w moją stronę Cara. Rzuciła krótkie "cześć" w stronę chłopaka i wyskoczyła z domu.
Justin, podtrzymując się ściany, stanął przede mną. Z daleka było czuć alkohol i zapach marichuany od niego.
-Tęskniłaś Skarbie?- uśmiechnął się szyderczo, ściskając w dłoni mój nadgarstek.

___________________
no hej, hej :))))
to się porobiło...
PYTANIA? [KLIK.]
krótko, bo nie wiem co dalej tu napisać (tak, a pewnie zaraz mi się coś przypomni i będę przeżywała jak głupia, eh)... do następnego. kocham!

Obserwatorzy